Szczerze nie pamiętamy, kiedy po raz ostatni w polskiej prasie piłkarskiej było tak dużo ciekawych tekstów. W przypadku „Przeglądu Sportowego” mieliśmy aż problem, które wybrać do zacytowania. Ostatecznie postawiliśmy na bardzo ciekawą sylwetkę Szymona Pawłowskiego (tekst dnia!) i wywiad z Wladimerem Dwaliszwilim.
FAKT
Zapowiedzi ligi i wyborów PZPN.
SUPER EXPRESS
Wywiad z Jerzym Dudkiem.
– Grałeś w topowych klubach, gdzie nie brakowało piłkarzy z silnymi charakterami. Spotkałeś się z takim sporem jak Ludo i Kuby?
– Sytuacje, w której jeden gracz jest gwiazdą, a drugi nie uważa się za gorszego i nie chce się podporządkować, nie są rzadkością. Pamiętam, jak było między Xabim Alonso a Gerrardem w Liverpoolu. Ostro rywalizowali. Gdy Xabi popisał się podaniem na 40 metrów, to Gerrard od razu chciał podać na 45 metrów. No to Xabi musiał go przebić i podawał na 50 metrówÂ… Różne sytuacje się zdarzają, ale trzeba je rozwiązywać. Fornalik musi szybko podjąć decyzję.
(…)
– Na koniec z innej beczki. Zbigniew Boniek przymierza się na prezesa PZPN. Jak to odbierasz?
– To bardzo dobra wiadomość, bo najwyższy czas odwołać nieszczęsnego Grzegorza Latę. PZPN potrzebuje odnowy. Lato nie jest w stanie tej odnowy przeprowadzić, a Boniek jak najbardziej.
I z Sebastianem Boenischem.
– A nie myślałeś o tym, żeby zagrać w polskiej Ekstraklasie?
– Gdyby była jakaś oferta na papierze, to moglibyśmy o tym rozmawiać. A tak to nie ma co gdybać.
(…)
– Chwalisz Tomasza Hajtę? Wyczuwam ironię w głosie…
– Hajto to ten, który stwierdził, że Boenisch, Perquis i Obraniak nie nadają się do kadry, a ja jestem najgorszym obrońcą w historii reprezentacji. Dziwię się, że tacy ludzie występują w mediach jako eksperci.
– Hajto nie ma prawa do krytyki?
– Powinien się zastanowić, zanim coś powie. A najlepiej skoncentrować na pracy w klubie, bo ma w nim dużo do zrobienia. Jeśli ma coś do mnie, to powinien się ze mną skontaktować. Jest chyba takie powiedzenie po polsku, że „ktoś wyżej sra, jak dupę ma” – w sam raz pasuje do Hajty. Nie wiem, o co mu chodzi. Może nie czuje się dostatecznie popularny po zakończeniu gry w piłkę i takimi wypowiedziami chce zaistnieć?
RZECZPOSPOLITA
Wywiad z Waldemarem Fornalikiem.
Pierwsze poważne zgrupowanie, a już kilka granatów w szatni. Piłkarze mieli pretensje do Błaszczykowskiego, że wylał publicznie żale do Obraniaka?
Ł»ałuję, że tyle uwagi poświęca się temu incydentowi, a nie sprawom naprawdę ważnym. To moja sprawa, jak rozwiążę ten problem, i nie zamierzam robić tego za pomocą mediów. Tak jak mówiłem wcześniej – rządzę tą drużyną i tak będzie do końca kadencji. Zapewniam pana, że sprawa Ludovica nie będzie miała żadnego wpływu na atmosferę w drużynie, ale załatwimy ją za zamkniętymi drzwiami.
Czyli Obraniak dostanie powołanie na mecz Anglią?
Nie wiem, czy dostanie, bo do meczu został miesiąc i musi mnie przekonać, że nie ma od niego lepszych zawodników. Przez tyle dni wiele może się wydarzyć, może pojawić się ktoś nowy albo przytrafi się jakaś kontuzja. Wydaje mi się, że udowodniliśmy już, że powołujemy zawodników w formie bez względu na wiek.
GAZETA WYBORCZA
Wywiad z Mariuszem Lewandowskim.
16 października reprezentacja gra z Anglią na Stadionie Narodowym w Warszawie. Masz nadzieję na powołanie?
– Zawsze mam. Bardzo bym chciał wrócić, ale decyzja należy do trenera Waldemara Fornalika. Na razie cieszę się, że wróciłem do zdrowia. Gram od początku sezonu, ale dopiero w ostatnich pięciu meczach czułem, że zasuwam na pełnych obrotach. Jako defensywny pomocnik, „kołowy”, biegam czasem więcej od chłopaków młodszych o kilkanaście lat. Muszę ich nieźle rugać, żeby dotrzymali tempa. Gonię młodych do biegania, a ci widzą, że kiedy jestem zdrowy, to czasem nawet strzelę gola.
Na mecze z Czarnogórą i Mołdawią powołanie dostał m.in. 34-letni Marek Saganowski. Ty jesteś młodszy o rok. Z Anglią kadra może grać z trzema defensywnymi pomocnikami. Zbyt wielu kandydatów trener nie ma.
– „Sagan” zasłużył na powrót do kadry, a ja wiem, że nie ma piłkarza, który nie marzyłby o powołaniu do reprezentacji. Jestem zawodnikiem FK Sewastopol, którego meczów nikt w Polsce nie pokazuje. Trener nie musi wiedzieć, w jakiej jestem formie. Nigdy nie skończyłem gry w kadrze. Raczej poprzedni selekcjoner próbował ze mną skończyć. Dziś go nie ma, więc gdyby ktoś ze sztabu chciał się przekonać, czy Lewandowski jeszcze da radę, zapraszam do Sewastopola.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ciekawa sylwetka Szymona Pawłowskiego.
Bileciki do kontroli! Jest 4.30 nad ranem w pustym autobusie jadącym na dworzec kolejowy w Gnieźnie. Chłopak z dziewczyną wiedzą, że zaraz się zacznie rozmowa o mandacie. Biletów nie mają. To znaczy mają jeden – schowany w tylnej kieszeni spodni. Chłopak będzie miał na powrót, jak już dziewczyna wsiądzie do pociągu do Szczecina. Na dwa nie było pieniędzy… Poza tym, kto by się spodziewał kontroli o tej porze.
Chłopak przyjmuje na siebie dwa mandaty, w sumie 180 złotych. Dzień później w urzędzie komunikacji poprosi o rozłożenie płatności na raty. Nie ma perspektyw, by w najbliższymczasie miała mu w ręce wpaść taka suma. Szymon Pawłowski dziś się z tamtej sytuacji śmieje, ale gdy miał 18 lat, taka kara była jak cios. – Zdarzało się, że w Mieszku Gniezno nie płacono nam po sześć miesięcy. Człowiek jakoś musiał sobie radzić. Po skończeniu szkoły w Szamotułach zostałem wypożyczony do Gniezna. Grałem tam blisko trzy lata, ale za każdym razem były to kolejne wypożyczenia. Nigdy nie zostałem sprzedany – wspomina.
Pawłowski zanim przeprowadził się do Gniezna, jeszcze jako uczeń szkółki piłkarskiej w Szamotułach (do której trafił po oblaniu testów w Amice Wronki), przez kilka miesięcy dojeżdżał na treningi samochodem. Plan dnia miał dość napięty: szkoła, obiad, powrót do internatu, spakowanie torby i wyjazd w trasę wraz z Marianem Kurowskim, ówczesnym trenerem Mieszka.
(…)
– Klub miał nam płacić 8 złotych dziennie na wyżywienie. Niby nie dużo, ale na zupę wystarczyłoby. Problem w tym, że z tym też były zaległości. Cały tydzień przejechało się na pasztetach czy mielonkach. No, ale jak pod koniec tygodnia wyrównywano zaległości, to było coś. Z 60 złotymi w kieszeni byliśmy niczym królowie – Pawłowski się uśmiecha.
Pomocnik otrzymał podwyżkę, po kilku miesiącach zaproponowano mu nową umowę, miał otrzymywać 800 złotych. Oczywiście pieniądze były wirtualne. To wtedy obiecał swojej dziewczynie Eli, że jeśli tak dalej będzie, jeśli to ona, studentka w Szczecinie, będzie musiała pomagać finansowo, zrezygnuje z piłki. – Może nie tyle zrezygnuję, co znajdę inne zajęcie, a piłka będzie tylko dodatkiem. Choć i tak podczas składnia obietnicy skrzyżowałem palce – wspomina dziś 11-krotny reprezentant Polski.
I wywiad z Wladimerem Dwaliszwilim.
Jest już pan w pełni skoncentrowany na futbolu? Latem wiele innych spraw zaprzątało pana głowę.
To, co wszyscy przeszliśmy, to nie była normalna sytuacja. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim: ani w Gruzji, ani w Izraelu. Ostatnią rzeczą, jaką mogliśmy robić, to grać w piłkę.
Rozmawialiśmy kilka tygodni temu. Przeklinał pan i Polonię i cały polski futbol.
Bo nie czułem się tutaj piłkarzem, tylko niewolnikiem. Do dziś brakuje mi słów, żeby to opisać. To trzeba było przeżyć.
(…)
Podobno kością niezgody w negocjacjach z klubami było to, że Wojciechowski chciał 50 procent od pana przyszłego transferu z nowego klubu?
Raz 50, następnego dnia 80, a innym razem 100. Sam się w tym gubiłem, a przecież nie jestem jakimś Ronaldo, żeby tak się o mnie targować. Wiem, że były kluby, do których mogłem odejść bez problemu, bo Wojciechowski był już prawie dogadany, a do innych nie chciał mnie puścić. Nie znam szczegółów, ale wiem, że przez te wszystkie negocjacje zmarnował mi trzy miesiące kariery. Z tego też powodu nie dostałem powołania do reprezentacji na ostatnie mecze (Gruzja wygrała z Białorusią 1:0 i przegrała z Hiszpanią 0:1 – red.) Ale staram się cieszyć z tego, że nie zrobiłem niczego głupiego i nie poszedłem byle gdzie.



