Stabilny niczym krążownik Aurora, ale z załogą o wielu traumach – Zenit postraszy dziś Polaków

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2012, 09:07 • 6 min czytania

Dumni, dystyngowani i trochę pyszni. Pierwszy tytuł po upadku ZSRR zgarnęli dopiero w 2007 roku, choć ponad dwadzieścia pięć lat wcześniej pisano o nich w książce „Nasz Zenit”: „Leningradzka ekipa trafiła na stałe do panteonu klubów-czempionów sięgając po dziewicze mistrzostwo w 1984”. Należałoby zapytać autora, gdzie drużyna znajduje się teraz, skoro od tamtego czasu niemal pustą gablotę trofeów uzupełniła m.in. o dwa europejskie puchary. A apetyt wciąż rośnie. Bez oglądania się na przeszłość. W myśl tej zasady Red Hot Chili Peppers wyparli z szatni zespołu archiwalne kasety z „Biełyje rozy”. Dziś, w rytmie rock’n’rolla, mistrzowie Rosji z Zenita Sankt Petersburg zechcą dokopać Polakom z Tierieka Grozny…
Gdyby szukać porównania do jakiegoś przedmiotu, Zenit byłby jak iPhone 5. Produkt, którego nikt dłużej nie widział na oczy, ale każdy jest spokojny co do finalnej jakości. Zwłaszcza, gdy cofniemy się o 24 godziny. Do momentu odprawy na petersburskim lotnisku Pułkowo, na którym zameldował się Hulk. Ostatni element układanki wart 60 milionów euro. Transfer szalony, powalający na kolana i budzący przez ostatnie dni wątpliwości wśród dziennikarzy. Niektórzy z nich postanowili obrać kierunek na krajową federację, żeby podejrzeć, czy Brazylijczyk został faktycznie zarejestrowany do rozgrywek. A tam jak byk w cyrylicy – „Wiejra de Souza Ł»iwanildu”.

Stabilny niczym krążownik Aurora, ale z załogą o wielu traumach – Zenit postraszy dziś Polaków
Reklama

Skoro już jesteśmy przy maszynkach do strzelania bramek i… zdjęciach dowodowych. Hulk ma wywrzeć presję na Aleksandrze Kierżakowie, który – delikatnie rzecz ujmując – zbyt często potrzebuje na boisku okularów legendarnego Edgarda Davidsa. Nie w celu ochrony wzroku, a dla nastawienia celownika po dziesiątkach kompromitujących pudeł. Począwszy od Euro 2012, 29-latek stał się ogólnokrajowym pośmiewiskiem i głównym winowajcą odpadnięcia „Sbornej” w grupie śmiechu. Nie dziwota, że w sieci od dawna krąży żart, jakoby nie trafił w kadr, kiedy pstrykano mu fotkę do paszportu.

Reklama

Presja i kpiny sprawiły jednak, że „Kierża” odżył i od początku sezonu przylutował już sześć razy do siatki. W tym dwa razy w ostatniej kolejce z Mordowiją Sarańsk (3:0). W obliczu transferu Axela Witsela (pisaliśmy o tym TUTAJ), dla którego też trzeba będzie znaleźć miejsce na boisku i przy statusie Hulka, coraz bardziej prawdopodobne jest jednak odesłanie Rosjanina na ławkę. A na tym ucierpi najbardziej sam zainteresowany, bo decyzje personalne trenerów na przestrzeni ostatniej dekady ani razu klubowi specjalnie nie zaszkodziły.

I to nawet biorąc pod uwagę transfery, które – zachowując pewną skalę – były dla Zenita jak odejście Beckhama i van Nistelrooya z Manchesteru United. Mowa oczywiście o Arszawinie i Pogrebniaku. Rosyjski duet najpierw poprowadził zespół do Pucharu UEFA w 2008 roku, a później – mimo odejścia „Arszy” – triumfował w Superpucharze Europy nad wspomnianymi „Czerwonymi diabłami”. Potem, już bez Pogrebniaka, wygrał z kolei mistrzostwo kraju w 2010 roku.

Dziś mówi się, że napastnik Reading i pomocnik Arsenalu nie mogliby liczyć na wiele przy ewentualnym powrocie na Stadion Pietrowski. Ani na rekordowe apanaże, co po transferach Witsela i Hulka jest oczywiste, ani na miejsce w składzie. Choćby dlatego, że klub co rusz skupował w ostatnich latach jeszcze lepiej dysponowanych piłkarzy (np. Danny’ego). Wredni internauci dawali już cynk, że zdruzgotanych dawnych idoli można spotkać na obrzeżach miasta…

***

– Jednej rzeczy nigdy nie zrozumiem. Jak można nie pokochać Zenita, kiedy mieszka się w Petersburgu? Futbol to część mojego życia, od dziesięciu lat oglądam właściwie każdy pojedynczy mecz naszych graczy. Jako dziecko zawsze płakałam po porażkach, choć mama się upierała, że to tylko sport. Ale dla mnie to była osobista tragedia – wspomina Alina Somowa, rozpoznawalna… baletnica z Teatru Marińskiego. Typowa mieszkanka Petersburga. Dumna. Jej wypowiedź pozwala wręcz zrozumieć sens książki cytowanej we wstępie. „Zenit w panteonie klubów-czempionów”…

Miasto zna o dziwo przypadki jeszcze bardziej ekstremalne od Aliny. Przypadki, w których zespół stawał się tym jedynym światełkiem w tunelu i jedyną miłością. Przynajmniej na czas poukładania życia. – Jesteśmy tylko ludźmi, ale nikt nie zabroni nam marzyć. Chcemy wygrać Puchar UEFA – mówił przed czterema laty ten, który mógł sobie darować piłkę. Konstantin Zyrianow. Weteran, który ostatecznie sięgnął po upragniony tytuł (2:0 w finale z Glasgow Rangers i jego bramce), rezygnując kilka lat wcześniej z supła wokół szyi. Choć powodów nie brakowało, bo w 2002 roku jego pijana żona wyskoczyła z ósmego piętra apartamentu z czteroletnią córeczką na ramionach.

Zyrianow nie mógł się jednak spodziewać, że z podobną sytuacją zetknie się kiedyś… we własnej drużynie.

17 marca 2011, portal sovsport.ru

W dniu rewanżowego meczu Zenita z Twente Enschede do obozu ekipy z Sankt Petersburga dotarły przerażające wieści o śmierci żony bramkarza Wiaczesława Małafiejewa. Marina – co potwierdził Sovsport.ru – poniosła śmiertelne obrażenia w wypadku samochodowym. Bentley, który prowadziła, wypadł z drogi, a następnie uderzył w okoliczny billboard oraz drzewo.

***

Tak po zdobyciu mistrzowskiego tytułu w 2012 roku bawił się Małafiejew. Podobnego nagrania w filmografii Zyrianowa jednak nie odnajdziemy – 34-letni „dziadek” zaszył się szybko w towarzystwie najbliższych. Drugiej żony Nataszy oraz córki Poliny, która przyszła na świat w styczniu. Naturalnie w Petersburgu. Mieście nieprzypadkowo nazywanym Paryżem Wschodu. Ale nie tylko przez romantyczność i dorobek kulturalny, ale także na fakt… że każdy odnajdzie tu swoje miejsce. A że przy pomocy pieniędzy jeszcze łatwiej tu zostać – co poradzić. Powroty to i tak wartość sentymentalna.

– Cieszę się, że chwilę pobędę w domu – mówił Andriej Arszawin, kiedy w trakcie rundy wiosennej wpadł na Stadion Pietrowski na krótkie wypożyczenie. „Arsza” obrał zresztą wytartą ścieżkę, bo do klubu po kilkuletniej przerwie wracali wciąż obecni w kadrze Władymir Bystrow i Aleksandr Kierżakow. I wszyscy zgodnie powtarzają – klimat jest tu niepowtarzalny. Kasa? Także niepowtarzalna. Choć nikomu się od niej specjalnie we łbie jeszcze nie poprzewracało. Podziały? Co najwyżej ze względu na muzykę, choć rytmy Red Hot Chili Peppers wszystkim narzucił już Bruno Alves.

Aj, byśmy skłamali. Był taki jeden, na którego tygodniowe przelewy na konto faktycznie działały jak udar słoneczny. Niejaki Aleksiej Ionow zbyt często dał się fotografować nie w tym klubie, co trzeba i został wygnany do Kubani Krasnodar.

***

Niektórzy mawiają nawet, że Zenit jest jak krążownik Aurora. Jeden z symboli miasta i rewolucji październikowej. Co prawda, swego czasu okręt zatonął, choć z perspektywy czasu zdaje się być niezniszczalny. Taki jak piłkarze Luciano Spallettiego, którzy o 17.00 wystawią na ciężką próbę Marcina Komorowskiego, Piotra Polczaka i Macieja Makuszewskiego. Graczy wicelidera z Groznego, który ma małe szanse na fotel lidera. Aby na niego wskoczyć, Tieriek musiałby wygrać. Ale nie w tym mieście, nie przy tej publice. Nie nad Newą.

BETCLIC: Zenit – Tieriek Grozny 1×2 1.30 – 4.75 – 9.00
BET-AT-HOME: Zenit – Tieriek Grozny 1×2 1.25 – 5.25 – 9.00
EXPEKT: Zenit – Tieriek Grozny 1×2 1.35 – 4.05 – 10.50

Tu najpewniej dojdzie do kolejnego odarcia rywala z lakieru, który wygląda jak odrestaurowana Wołga przy luksusowym Aston Martinie. Ale czemu się dziwić – przy stu milionach euro wydanych na letnie wzmocnienia, Tieriek to nadal inna półka. Karzeł przy gigancie. Nawet pomimo ogrania stołecznych: Spartaka i Dinama po 2:1 oraz Rubina Kazań w takim samym stosunku bramkowym.

Dodatkowy problem graczy Stanisława Czerczesowa (naszą niedawną rozmowę z nim znajdziecie TUTAJ) to oczywiście absencja Macieja Rybusa. Niewątpliwej gwiazdy, o której oficjalny magazyn Zenita pisałby pewnie podobnie jak o… Hulku przed zeszłosezonowymi meczami Ligi Mistrzów z Porto. Wtedy zalecano, żeby rzucił się na niego każdy z piłkarzy Spallettiego…

Historia i tak lubi się powtarzać, szczególnie ta nowożytna. A dokładniej od czasu przejęcia zespołu przez Gazprom w 2005 roku (tytuły w latach: 2007, 2010 i 2012). Dziś ekipa z Sankt Petersburga ma monopol na złote medale w lidze, bo zaraz powinna wrzucić piąty bieg i ponownie odjechać rywalom. Co tylko potwierdzi założenia autora książki „Nasz Zenit” sprzed ponad 25 lat – oni faktycznie należą do grona klubów-czempionów.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama