Syn marnotrawny – ballada o smutnym Cescu

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2012, 23:51 • 4 min czytania

W Barcelonie wielkie poruszenie. Hiszpańskie media właśnie poinformowały, że w następnym sezonie klub ze stolicy Katalonii zagra w strojach, których barwy mają odpowiadać fladze tej autonomicznej wspólnoty. Dumni Katalończycy świętują, ale nie wszyscy są w szampańskich nastrojach. W cieniu odzieżowych nowinek rozgrywa się dramat jednego piłkarza. Czy Cesc Fabregas, bo o nim mowa, także dostąpi zaszczytu gry w katalońskich barwach? Tego jeszcze nie wiadomo, ale nawet jeśli to niech lepiej szybko szuka przymierzalni, bo póki co nosi zupełnie inne szaty – cierpiętnika.
– Wróciłem do domu. Jestem szczęśliwy – tak było zaledwie kilka miesięcy temu. Po licznych spekulacjach, po niekończącej się operze mydlanej, po kolejnych domysłach i podchodach w końcu się udało. Wrócił. W glorii chwały i uwielbienia. Po wielu latach zacumował w przystani, która swego czasu dała mu piłkarskie szlify. Minął ten czas, a Fabregas znowu powtarza swoje. – Chcę zaprzeczyć plotkom. Naprawdę czuję się bardzo szczęśliwy w tym klubie i z tymi kibicami, którzy ciągle mnie wspierają. Myślę tylko o tym, żeby ciężko pracować i dawać z siebie to, co najlepsze – zarzeka się Cesc, ale tym razem jego zapewnieniom nikt nie daje wiary. Wychowanek Barcelony znalazł się na zakręcie.

Syn marnotrawny – ballada o smutnym Cescu
Reklama

Początek był wręcz wymarzony. Raptem kilka dni po podpisaniu kontraktu Fabregas zdobył Superpuchar Hiszpanii pokonując Real Madryt i wydawało się, że właśnie nadchodzi czas nieprzerwanego pasma sukcesów, że talent jakim dysponuje 25-letni piłkarz znajdzie odzwierciedlenie w liczbie pucharów i wyróżnień. Ci bardziej złośliwi ironicznie przekonywali, że wystarczyło opuścić dotknięty jakąś niewytłumaczalną klątwą Arsenal, żeby w końcu poczuć smak tryumfu. Srogo się pomylili.

Powód był prosty. Fabregas został sprowadzony po to, by za jakiś czas zająć miejsce 32-letniego Xaviego, który choć wciąż imponuje swoim piłkarskim geniuszem, to młodszy już nie będzie. Stało się jasne, że popularnego „Generała” będzie musiał zastąpić ktoś o podobnym potencjale, talencie i umiejętnościach, ale ktoś znacznie młodszy. Naturalnym kandydatem zdawał się być właśnie Fabregas, który jak sam mówi i co zgodnie przyznają futbolowi eksperci, „DNA Barcy” ma wpisane w krew. Biologia płata jednak różne figle i gdzieś chyba – trzymając się tej terminologii – musiał wystąpić konflikt serologiczny. Także konflikt charakterów. – Nigdy do końca nie zrozumiałem filozofii Guardioli. Grałem w Londynie zupełnie inaczej i to było bardzo trudne, żeby przestawić się tak szybko. Gra w środku pomocy jest dla mnie niełatwa, ponieważ potrzebuję więcej możliwości. Nie proszę o nic, ale ja tak po prostu gram. To prawda, że to trochę anachroniczne, ale taki już mam styl. Niektórzy plotą natomiast, że czegoś mi brakuje – dość nieoczekiwanie odpalił Fabregas po zakończeniu minionego sezonu, w którym strzelił piętnaście bramek we wszystkich rozgrywkach. Wypowiedź dość niefortunna zważywszy na fakt, ze schedę po Guardioli objął jego asystent, Tito Vilanova, z którym Pep wspólnie poprowadził barcelońską maszynę do największych sukcesów w swojej historii. W końcu obaj panowie tworzyli zgrany duet i choć na co dzień to Vilanova był w cieniu charyzmatycznego Guardioli to w kuluarach mówiono, że to właśnie niepozorny Tito miał odpowiadać za wszelkie nowinki taktyczne. Pep, jak na przywódcę przystało, był odpowiedzialny za odpowiednią mobilizację drużyny. To już przeszłość. Guardioli nie ma, jest Vilanova. Jest też Fabregas, który w tym sezonie spotkania najczęściej zaczyna na ławce rezerwowej, ze smutnym obliczem obserwując poczynania swoich klubowych partnerów. To zemsta Tito za niefortunną wypowiedź wychowanka Barcelony? No cóż, pro-madryckie media mają używanie.

Reklama

To trudny czas. Nie tylko dla Fabregasa, ale też dla tych sympatyków Barcelony, którzy z ponownym przybyciem Cesca do stolicy Katalonii wiązali ogromne nadzieje. To właśnie miał być ten ostatni, brakujący element układanki określonej mianem drużyny perfekcyjnej, futbolowego ideału. Teraz jednak widać wyraźnie, że to nie takie łatwe. Nic zatem dziwnego w tym, że już teraz możliwość sprowadzenia wychowanka Barcelony sondują włodarze Manchesteru United. On sam w jednym się nie pomylił. Krótko po odejściu Guardioli ostrzegał przed „katastrofą”. Pewnie nie przypuszczał, że wieszczy swoją przyszłość.

JAKUB CHODERNY

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama