Wygląda na to, że Martin Kobylanski, który wciąż się waha, czy reprezentować Polskę, czy Niemcy, jednak do końca nie zintegrował się z kolegami z kadry U-19. Dziś na łamach Super Expressu zapewnia oczywiście, że z chęcią przyjeżdża na zgrupowania Polski, ale kiedy wypowiada się na temat kolegów, wychodzi szydło z worka.
– Jest fajna ekipa i sztab szkoleniowy. Doszli bracia Stępińscy, Gracjan Horoszkiewicz i Karol Linetty z kadry U-17, która zajęła 4. miejsce w mistrzostwach Europy. Teraz także nasza reprezentacja U-19 może osiągnąć coś wielkiego w mistrzostwach Europy – opowiada Martin w rozmowie z „Super Expressem”.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że bracia Stępińscy w rzeczywistości nie są braćmi. Co prawda obaj grają w Widzewie, urodzili się w tym samym roku i przewijają przez te same kadry juniorskie, ale to nie uprawnia ich do bycia braćmi, Martin.
W ogóle jacyś tacy do siebie niepodobni…
Chyba, że macie tam w juniorach jak w Serbii, gdzie wszyscy mówią do siebie “brate”?

