Vehnomenal – kilka dni temu „Bild” znów zabawił się w magiczną grę słowną i tak tytułował jedną z pomeczowych relacji. Drużyna Eintrachtu Frankfurt właśnie pod wodzą Armina Veha fenomenalnie wystartowała w lidze, w tabeli jest tuż za prowadzącym Bayernem. To najlepszy start klubu od 1999 roku. W czym tkwi tajemnica sukcesu beniaminka Bundesligi? Podobno właśnie w trenerze.

„Wystarczy spojrzeć na tabelę i już przeciera się oczy z nie dowierzania, na samej górze jest Eintracht” – pisze jedna z gazet. Piłkarze z Frankfurtu najpierw pokonali u siebie Bayer Leverkusen (2:1), potem na wyjeździe ograli Hoffenheim (0:4). Gwiazdy w składzie? Nic z tych rzeczy. Jeśli latem klub kupował, to albo obiecujących piłkarzy z drugiej ligi, albo niechcianych z pozostałych klubów pierwszej. Część ma coś udowodnienia, część chce się po prostu pokazać. Na kilkunastu piłkarzy wydał więc siedem milionów euro. Ważną rolę odgrywa młodzież, czterej piłkarze to reprezentanci Niemiec U-21. – Mamy u siebie fontannę młodych piłkarzy, co od jakiegoś czasu było naszym celem. Dziś widzę, że jesteśmy na dobrej drodze, a to otwiera nam bramy do lepszej przyszłości – mówi Peter Fischer, prezes klubu. Sebastian Rode, właśnie z kadry U-21, przychodził z trzeciej ligi niemieckiej za 300 tysięcy euro, a dziś, zdaniem trenera, ma wszystko, by osiągnąć sukces.
– W sali VIP wszyscy od razu zaczęli mówić o pokonaniu w następnej kolejce Hamburga. Niektórzy zaraz zaczęli marzyć o europejskich pucharach. To takie typowe dla Frankfurtu – uśmiecha się Fischer. Tuż po wygranej nad Hoffenheim sam Veh żartował, że po tak udanym starcie brak mistrzostwa będzie poważnym rozczarowaniem. Widać jednak, że bardzo udany start w lidze podziałał na jego wyobraźnie, natychmiast zaczął podpuszczać najbliższego przeciwnika: – Za każdym razem, kiedy słyszę, że HSV nie ma drużyny, jestem zdumiony. To przecież świetny zespół z drogimi, wartymi sporych pieniędzy piłkarzami. Jeszcze teraz dołączył do nich van der Vaart, który kosztował więcej, niż nasz pierwszy skład razem ze sztabem szkoleniowym. Dlatego nikt nie ma prawa mówić, że w starciu z Hamburgiem to my jesteśmy faworytem.
– Widać w tym wszystkim rękę trenera, on odcisnął na drużynie swój stempel. Wiemy, że właśnie takiej piłki chcą ludzie, nam też to pasuje – mówi kapitan Pirmin Schwegler. Eintracht chwalony jest przede wszystkim za mocny pressing, szybkich skrzydłowych, wiele krótkich podań w pomocy, ofensywnych bocznych obrońców i grę na bardzo wysokim ryzyku. Nam to przypomina rewelację poprzedniego sezonu, Borussię Moenchengladbach…
PT