Niesamowite, jak niewiele potrzeba, by w Hiszpanii wykreować medialną sensację. Pomijamy już deklarację Cristiano Ronaldo o tym, że jest smutny, która odbiła się potwornym echem. Teraz, o czym już wspominaliśmy, na topie jest Radamel Falcao. Ale nie snajper Atletico, tylko jego ojciec, który obwieścił, iż marzeniem Radamela juniora jest gra w Realu Madryt. W lidze, w której każda wypowiedź przechodzi przez trzech rzeczników i dwóch speców od PR-u takie wypowiedzi to dla dziennikarzy skarb.
– Ojcowie są jak dzieci – czytamy w dzisiejszej „Marce”, która przypomina wyskoki innych niesfornych ojców piłkarzy Atletico. Tak się składa, że akurat w tym klubie rodzice mają wyjątkowo dużo do powiedzenia i kiedy przychodzi do rozmów z mediami, raczej nie gryzą się w język. Tak było w przypadku choćby Pablo Forlana („Diego nie zostanie w Atletico. Jest rozczarowany klubem”) czy Leo Aguero („Sergio zostanie w Madrycie, ale musi grać w Realu”), których wypowiedzi wywołały w lokalnych mediach trzęsienie ziemi.
Dziś dziennikarze piszą, że Falcao jest kompletnie rozczarowany zachowaniem ojca, bo jego celem jest oczywiście osiąganie sukcesów z Atletico, ale… nikt poważny w takie zapewnienia nie wierzy. W tych przypadkach panowie Pablo, Leo i Radamel wystąpili jako nieformalni rzecznicy swoich synów, starając się – zapewne na ich prośbę – przybliżyć ich do odejścia z Estadio Vicente Calderón. Falcao może opowiadać, że ważne jest to, co mówi on, a jego ojciec podkreślać, iż „jego opinia nie była żadnym grzechem”, ale cała ta akcja jest grubymi nićmi szyta i najprawdopodobniej sterowana z tylnego siedzenia. Zwłaszcza, że do dyskusji włączył się właśnie wujek kolumbijskiego goleadora, który w rozmowie z Radio Marca zaznacza, że Realowi brakuje takiego piłkarza jak Falcao. Przypadek? Wątpię.
