Piątego września 1931 roku doszło do kolejnych derbów między Celtikiem a Rangersami. Gdybyście cofnęli się w czasie i weszli na trybuny Ibrox spóźnieni, ujrzelibyście 80-tysięczny tłum skupiony na jednym punkcie obok boiska. Na noszach znoszono właśnie śmiertelnie rannego bramkarza – 22-letniego Johna Thomsona. Wszyscy wstrzymali oddech, a ciszę, jaka panowała na stadionie, przerwał rozpaczliwy krzyk kobiety. Ludzie przekonują, że była to Margaret Finlay, która miała niebawem wyjść za mąż. Jej ukochany zmarł jednak niedługo później w szpitalu.
Śmierć 22-latka opłakiwała nie tylko rodzina Thomsonów, ale i cała Szkocja. Nie ulega wątpliwości, że chłopak, który przyszedł na świat w Kirkcaldy na wschodnim wybrzeżu, miał przed sobą wielką karierę. W Celticu, który kupił go za 10 funtów, zadebiutował w wieku osiemnastu lat. Nie minęło kilkanaście miesięcy, a świętował z klubem dwa Puchary Szkocji. Zachwycona jego występami była też reprezentacja. W czterech pierwszych meczach dla swojego kraju zachował trzy czyste konta, a w czwartym przepuścił tylko jednego gola.
Â
Gdy 22-latek szykował się do ostatniego meczu w swoim życiu, miał na swym koncie przeszło dwieście spotkań w trykocie Celticu. Trzeba przyznać, że wyglądał dość niepozornie i nie posiadał postury bramkarza. – Nigdy nie widziałem, by ktoś z taką grają i beztroską łapał najmocniejsze strzały rywali – mówił trener Willie Malley. – On nie miał zbyt długich rąk, ale były to ręce artysty – dodawał klubowy kolega, Jimmy McGrory. Na każdym kroku podkreślano także jego wielką odwagę. Być może dlatego niespełna rok wcześniej opuścił boisko ze złamaną szczęką i połamanymi żebrami. Tym razem, we wrześniu 1931 roku, lekarze, którzy przyjęli go na sali operacyjnej, byli już bezradni.
Â

Â
To była zwykła walka o piłkę. Rozpędzony napastnik Rangers, Sam English, robił wszystko, by dopaść do niej przed wychodzącym bramkarzem Celticu. Pech chciał, że dobiegli do niej w tym samym momencie. Kolano Englisha z impetem uderzyło w głowę Thomsona, a ten po straceniu przytomności nie podnosił się z murawy. Widzowie, którzy oglądali to z pewnej odległości, myśleli, że doszło co najwyżej do wstrząsu mózgu. Jeden z piłkarzy Rangers, będący studentem medycyny, wiedział jednak, że 22-latek odchodzi z tego świata.
Â
Wrzawa na trybunach nie słabła, a kibice Rangers nie przestawali śpiewać. Uciszył ich dopiero jeden z zawodników gospodarzy, który wymownym gestem nakazał im, by przestali. Nastała grobowa cisza, a tragicznie wyglądający Thomson został włożony na nosze i zniesiony z boiska. Nikt poza lekarzami oraz bardziej bystrymi kibicami nie przypuszczał, że bramkarza nie da już się uratować. Być może czuła to jednak jego narzeczona, której przeraźliwy wspominano latami.
Â
Według relacji gazety The Scotsman, bramkarz odzyskał na chwilę przytomność i gdy znoszono go z boiska, spojrzał w kierunku miejsca, gdzie doznał swojego urazu. – Wydobrzeje – mogli pomyśleć kibice zasiadający na trybunach. Nadzieja, jaka tliła się w sercach wszystkich Szkotów zgasła, gdy Thomson został przewieziony do szpitala. Obrażania głowy, a w szczególności kości ciemniowej, okazały się zbyt poważne, a operacja, mająca na celu zmniejszenie obrzęku mózgu, zakończyła się niepowodzeniem. Zgon stwierdzono o 21:25.
Â
Â
Eksperci zgodni byli co to tego, że cały wypadek był dziełem przypadku. Sam English, którego kolano doprowadziło do śmierci Thomsona, opuścił jednak Glasgow i przeniósł się do Liverpoolu. Mimo że jego kariera zakończyła się siedem lat później, już zawsze męczyło go poczucie winy. – Po tym, co się wtedy wydarzyło, sport przestał sprawiać mi radość – mówił w wywiadzie.
Â
W pogrzebie, który odbył się w Cardenden nieopodal rodzinnego miasta bramkarza, uczestniczyło blisko 40 tysięcy osób. Wielu kibiców dotarło tam samemu, pokonując dystans 55 mil na własnych nogach. Jak wynika z relacji świadków, w ostatniej drodze Thomsonowi towarzyszyli jego klubowi koledzy. To oni złożyli trumnę w grobie, na którym napisano: „Ci, którzy zostali w naszych sercach, żyją na zawsze”.
Â

Â
O to, by pamięć o zmarłym bramkarzu przetrwała na wieki, walczy sam Celtic oraz lokalny Komitet Pamięci Johna Thomsona. Każdego roku na początku września dzieci z okolic Cardenden i Kinglassie biorą udział w turnieju, którego trofeum nosi imię i nazwisko zmarłego bramkarza. Dzięki determinacji samych kibiców, piłkarska federacja włączyła Thomsona do zaszczytnej Galerii Sław szkockiego futbolu. Uczyniono to, mimo że rozegrał zaledwie 4, a nie 50 wymaganych meczów dla reprezentacji.
Â
Idealnie, w zaledwie kilku zdaniach, życie tragicznie zmarłego bramkarza ujął dziennikarz, John Arlott: „Wspaniały piłkarz, który do gry dołączył jako dziecko, a opuścił ją, gdy nie był jeszcze mężczyzną. Nie miał ani poprzednika, ani następcy. Był jedyny w swoim rodzaju”. Ci, którzy znali „Księcia Bramkarzy” osobiście, mogli przytaknąć, że była to najszczersza prawda.
Â
Mick WACHOWSKI