Nowy obrońca Wisły, Jan Frederiksen: – Czy czuję się ofiarą kryzysu? Jak każdy piłkarz…

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2012, 22:49 • 4 min czytania

– Czy miałem wątpliwości przed testami? Nie miałem z tym problemu, takie teraz są realia. Jeszcze przed pięcioma laty łatwo było znaleźć klub, kluby wyrzucały pieniądze ot tak, ale od tamtej pory wszystko się zmieniło. Dziś nam, piłkarzom, jest dużo trudniej. Często myślimy po prostu o znalezieniu zatrudnienia. W klubach nie ma pieniędzy, więc większość woli minimalizować ryzyko i testować zawodników. Ja nie grałem przez trzy miesiące, tylko biegałem po ulicy dla podtrzymania formy, więc to logiczne, że Wisła chciała mnie sprawdzić – opowiada w krótkiej rozmowie z Weszło nowy obrońca Wisły, Jan Frederiksen.
Jesteś pierwszym Duńczykiem w historii polskiej ekstraklasy. Nie uważasz, że przejście z twojej ligi do naszej to krok w tył?
Oczywiście, że nie. To krok do przodu. Jest jeszcze za wcześnie na ocenianie, ale po trzech meczach mogę powiedzieć, że w ekstraklasie dominuje walka, ale jest też miejsce na dobry futbol. Wiem, że jesteście zawiedzeni wynikami reprezentacji na Euro i waszych drużyn w europejskich pucharach, ale my też nie jesteśmy potęgą. Dopiero w tym sezonie po raz pierwszy nasza drużyna, Nordsjaelland awansowała do Ligi Mistrzów bez baraży. W Lidze Europy też mamy tylko jeden zespół – Kopenhagę. Zresztą, wyniki w pucharach nie miały dla mnie znaczenia, w takich turniejach wszystko może się zdarzyć. Chciałem spróbować czegoś nowego i zagrać w dużym klubie, więc przeszedłem do Wisły.

Nowy obrońca Wisły, Jan Frederiksen: – Czy czuję się ofiarą kryzysu? Jak każdy piłkarz…
Reklama

Dużym klubie? Patrząc na sytuację klubu i ostatnie mecze, Wisła jest raczej ligowym średniakiem.
Za szybko na takie oceny. W pierwszym meczu zagraliśmy dobrze, w drugim słabiej, trzeci rozpoczęliśmy całkiem OK, ale potem nie wyszło. Spokojnie, podniesiemy się.

Ty jesteś spokojny, bo nie masz konkurencji w składzie.
Jak to nie mam? „Buni” (Gordan Bunoza – przyp. red.) też jest niezłym piłkarzem i może zagrać na lewej obronie.

Reklama

Nie miałeś wątpliwości przed pojawieniem się w Wiśle na testach? Dla niektórych piłkarzy byłoby to ujmą.
Jedyne, co mogło mnie rozczarować, to… pogoda. Z Fenerbahce graliśmy wieczorem i przez cały dzień przygotowywałem się mentalnie na ten występ. Aż zaskoczyła nas ulewa i po jedenastu minutach zeszliśmy do szatni. Na szczęście z Hannoverem wszystko potoczyło się normalnie i zagrałem prawie cały mecz, a czułem, że wiele od niego zależy. Czy miałem wątpliwości przed testami? Nie miałem z tym problemu, takie teraz są realia. Jeszcze przed pięcioma laty łatwo było znaleźć klub, kluby wyrzucały pieniądze ot tak, ale od tamtej pory wszystko się zmieniło. Dziś nam, piłkarzom, jest dużo trudniej. Często myślimy po prostu o znalezieniu zatrudnienia. W klubach nie ma pieniędzy, więc większość woli minimalizować ryzyko i testować zawodników. Ja nie grałem przez trzy miesiące, tylko biegałem po ulicy dla podtrzymania formy, więc to logiczne, że Wisła chciała mnie sprawdzić. Klub nie może sobie pozwolić na marnotrawienie pieniędzy i ja to szanuję. Piłka to zawód jak każdy inny, a czasy się zmieniają.

Ale ty miałeś ponoć oferty z Niemiec, z FSV Frankfurt i z kilku innych państw.
Tak, były ze Szwecji, Danii i FSV. Pojechałem nawet do Frankfurtu na testy, ale potem się nie odezwali. Brałem też pod uwagę Australię, choć to nie ten poziom co Polska czy Dania. Wolałem podpisać roczny kontrakt z Wisłą i mam nadzieję, że sprawdzę się na tyle, że zimą porozmawiamy o przedłużeniu umowy. Miałem też możliwość wzięcia udziału w turnieju dla piłkarzy bez kontraktów, gdzie mogliby się pojawić skauci z wielu klubów.

Przykry moment dla piłkarza.
Jak nie masz pracy, to trzeba próbować każdej możliwości. Miałem siedzieć w domu i czekać, aż oferty same zaczną spływać?

Rozmawiałem na twój temat z duńskimi dziennikarzami i oni twierdzą, że za czasów gry w Herfolge i Randers wiązano z tobą spore nadzieje. Co się stało, że nie spełniłeś oczekiwań?
Na początku kariery załapałem się do Feyenoordu, ale byłem tam tylko przez rok i nawet nie chcę o tym opowiadać. Potem faktycznie nie wszystko potoczyło się według mojej myśli, a za granicę, do najsilniejszych lig wyjeżdżają głównie reprezentanci. W pewnym momencie dziennikarze przedstawiali mnie jako jednego z kandydatów do kadry, ale grywałem tylko w reprezentacji „B”. W końcu trafiłem do Brondby i tam raz grałem, raz nie. Trenerzy i dyrektorzy sportowi się zmieniali, a ja nie zawsze dostawałem szansę. To wszystko już przeszłość, a ja nie lubię o niej rozmyślać ani tym bardziej rozmawiać.

Uważasz siebie za ofiarę kryzysu finansowego w duńskiej piłce?
Dziś każdy piłkarz jest ofiarą. Ale nie chcę narzekać na swój los, bo przecież zarabiam pieniądze. Jeden zarabia więcej, drugi mniej, ale mnie aż tak kryzys finansowy nie dotyka. Tym bardziej, że podatki w Polsce są dużo niższe w Danii. Tam od zarobków odprowadza się ponad 55%. Patrząc na finanse, lepiej grać tutaj.

Sprawiasz wrażenie gościa, który podchodzi do futbolu kompletnie bez emocji.
Niee, oczywiście, że nie. Też czuję pewną misję, ale muszę podchodzić do kariery realistycznie. Mam 30 lat i raczej niewielkie szanse na grę w reprezentacji. Moim celem jest gra w każdym kolejnym meczu i zdobycie z Wisłą mistrzostwa i pucharu. Futbol jest moim życiem, nie tylko zawodem.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama