Nie tylko wesoła ekipa Canal+ wpadła na pomysł, by pokopać piłkę odrobinę poważniej. Do tegorocznej edycji Pucharu Polski, po raz drugi zresztą, zgłosili się oldboje Wisły i po ograniu dwóch lokalnych rywali z niższych klas rozgrywkowych, trafili w trzeciej rundzie na zespół akademii piłkarskiej, mającej swą siedzibę nieopodal Krakowa. Krótko mówiąc, doświadczenie i rutyna oraz w większości przypadków zaawansowany wiek piłkarski miały spotkać się z młodością, szybkością i zupełnie inną wydolnością.
Przynajmniej tak to powinno wyglądać w teorii.
Wydaje nam się, że w normalnych okolicznościach zespół złożony z 19-20-latków, trenujących regularnie w akademii, powinien zabiegać tych emerytów. Nadrobić wszystkie niedostatki tym, co w młodości jest u sportowca atutem, a później znika z każdym rokiem – świeżością i wytrzymałością. Co z tego, że w składzie oldbojów Wisły grali niestarzy Jop, Kuźba albo Szymkowiak. Ludzie, którzy posmakowali trochę poważnej piłki, skoro w tej samej drużynie wystąpili 48-letni Zdzisław Janik, o trzy lata starszy Janusz Nawrocki czy 54-letni Marek Motyka, który – no cóż, nie trzeba specjalistycznych badań, żeby stwierdzić, że dawno rozstał się z sylwetką z czasów swojej świetności. Zresztą nie on jeden. Taki przywilej piłkarskiej emerytury. A żeby tego jeszcze było mało, dodajmy, że na zmianę weszli 52-letni Roman Ziętek i 61-letni Kazimierz Kmiecik.
Stanęli naprzeciwko tej gromady młodych adeptów futbolu…
I ogolili ich bez gadania – 2:0 na wyjeździe. Po golach Dariusza Marca, który może i ciągle jest w ruchu, a jednak na poważnym poziomie po raz ostatni grał dziesięć, dwanaście lat temu. Oldboje awansowali dalej i aż postanowiliśmy zapytać najstarszego w wyjściowym składzie Marka Motykę, co on na to i czy nie czuje lekkiego niesmaku po tym, co zobaczył po stronie o trzydzieści lat młodszych rywali.
Maksymalna sprężarka starszych panów – spodobało nam się. Ale Motyka mówi dalej: – Musi być ta młodzież szybsza i bardziej dynamiczna. Natomiast my ich przewyższamy rutyną, przewidywaniem w grze i techniką. Oni tych kilometrów robią więcej, ponieważ my gramy piłką, a wiadomo – piłka się nie męczy.
Aż chciałoby się zapytać, kogo w przyszłości chcą ogrywać ci chłopcy, skoro nie strzelają gola drużynie, w której gra dwóch (w wyjściowym składzie, w całym meczu czterech) panów 50+. Lepszego koła ratunkowego chyba nikt im nie podrzuci. Póki co, młodzi zebrali lekcję, bo starzy, jak się okazało, całkiem jeszcze nie zapomnieli, jak się w piłkę gra, a nie tylko za nią biega.
PM
