Wojewoda wędruje gdzieś daleko w przestworzach – czas na zmianę przepisów?

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2012, 12:21 • 4 min czytania

Wczorajsza konferencja na stadionie Legii dotycząca bezpieczeństwa na stadionie przy ul. Łazienkowskiej już przed rozpoczęciem wzbudzała sporo kontrowersji. Zaproszenie do rozmów odrzuciło Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa, wczorajsza szopka z – na przemian – zamkniętą i otwartą „Ł»yletą” także przyczyniło się do zwiększenia zainteresowania dzisiejszymi pogawędkami polityków, policjantów i działaczy. Zamiast merytorycznych rozmów, mieliśmy powtórzenie od lat znanych postulatów i banałów.
Cytując legendarnego Kellera vel Psikutę z filmu „Chłopaki nie płaczą” – wystarczy nam dziesięć pierwszych słów, pięć pierwszych gestów jakiegokolwiek koleżki i już wiemy, czy gość w ogóle kiedykolwiek był na stadionie. Policja – jak to policja – odcięła się od wszystkiego, umyła ręce i zajęła jasne stanowisko – egzekwujemy przepisy. Póki będą takie, jakie są (dając jednocześnie znak, że dla policji nie są zbyt wygodne) – będziemy działali tak jak działamy. Trudno im się zresztą dziwić. Zygo z kolei reprezentuje klub i z jego słów widać, że ma pojęcie o czym mówi. Nie chce zamykania trybun, czy stadionu, nie chce konfliktów z kibicami, bo przekłada się to na złotówki wpływające do kasy. Co prawda ani przez moment nie ukrywa, że kibice i ich obyczaje mu „nie leżą”, jednak docenia jak groźni dla finansów klubu mogą być członkowie SKLW. Dalej człowiek z MZPN-u, w środowisku kibicowskim znany jako poszukiwacz zakazanych symboli na flagach. Tym razem jednak rozsądny. On też swoje zwiedził i zobaczył, więc stanowisko ma proste: „nie można traktować kibiców Legii inaczej, niż ich kolegów w całej Polsce, piłka nożna ma być dla kibiców, a nie dla policji i wojewodów”. No i zostaje wreszcie wojewoda. Jedyny człowiek na spotkaniu, który stadion widział chyba jedynie w telewizji, a na co dzień podróżuje śladami wehikułów NASA – między Księżycem i Marsem.

Wojewoda wędruje gdzieś daleko w przestworzach – czas na zmianę przepisów?
Reklama

Kilka losowych tekstów wojewody ochrzczonego przez kibiców mianem „Alfa”:

– „race osiągają temperaturę 1500 stopni”
– „żylety i młyny przenikają się ze środowiskiem przestępczym”
– „sektorówki same w sobie stanowią zagrożenie, ludzie spod nich uciekają w panice”
– „402 kibiców dusiło się pod sektorówką” – tu zresztą trzeba zaznaczyć, że wojewoda powołał się na… ankietę na stronie legioniści.com. Od razu – panie wojewodo, proszę korzystać śmiało – poddajemy ściągawkę w postaci wyników innej ankiety z tej samej strony.

Reklama

– „schody są niedrożne” – jakieś 60, może 70 razy
– „czemu kibice nie chcą kłaść sektorówek na sektorach, na które nie sprzedano biletów”
– „nie zapominajmy o tym, co działo się przed meczem z Rosją”, by następnie triumfalnie zawołać – „na ulicach już od dawna jest spokojnie, weźmy choćby przykład Euro 2012”
– „środowiska żylet i młynów tworzą kolonię karną, gdzie terroryzuje się kibiców z innych trybun”
– „policji nie wprowadzono na stadiony”
– „pirotechnikę można odpalać legalnie, wystarczy tylko chcieć”
– „przejścia ewakuacyjne służą do ewakuacji” i tak dalej, i tak dalej…

Swoją drogą, swoje dorzucił też Zygo, który zaproponował wybudowanie na stadionie posterunku policji (który miałby skazywać bandytów – cokolwiek to znaczy), a następnie zawnioskował o przełożenie meczu z Polonią Warszawa. Trochę usprawiedliwia go trzeźwe myślenie w kwestii chuligaństwa – postawa konfrontacyjna, ukierunkowana na karanie, bezwzględną walkę i „zero tolerancji” jest skazana na niepowodzenie, bo po pierwsze przenosi chuliganów ze stadionu na ulicę, a po drugie zaognia konflikt, także z „normalnymi” kibicami.

Inna sprawa, że najrozsądniejszy był głos byłego prezesa CWKS Legii Warszawa, obecnego działacza Fundacji Kazimierza Deyny, Janusza Dorosiewicza. – Stadiony są bezpieczne, przychodzę na nie z wnukami, a nie może być tak, że najpoważniejszym problemem naszego państwa są przepisy przeciwpożarowe – przekonywał. – Piłka nożna to nie wersal – zakończył swoją merytoryczną, punktującą wojewodę wypowiedź.

Wnioski? Jeden, chyba najważniejszy, do którego skłaniają się zarówno policjanci, jak i przedstawiciele klubu, czy PZPN-u. Zmiana archaicznych przepisów, które nakazują klubom, policji, ale i samemu wojewodzie działania niezgodne z logiką, interesem klubów i samych kibiców. Legalizacja rac, wyznaczenie sektorów stojących na wzór rozwiązań z Bundesligi, ujednolicenie przepisów, ich przejrzystość – to palące (w temperaturze 1500 stopni) problemy, od których zaczyna się większość nieporozumień. Rozumieją to (doskonale to rozumieją) kibice, rozumie to policja, rozumieją to kluby i piłkarski związek. Tylko wojewoda, a w ślad za nim politycy wędrują wciąż gdzieś w kosmosie…

***

Osobne słowo dla Grzegorza Kalinowskiego z N-sport. Dziennikarz podczas pytań do policji i wojewody zaczął od przewrotnej tezy, że przykład dla kiboli idzie z ulicy, Warszawa to miasto rac, petard hukowych i powszechnego zdziczenia obyczajów, a jedynym środkiem, by zaradzić postępującemu złu (jak w Gotham City) jest zakazanie wszelkich manifestacji, marszów i tym podobnych, szkodliwych przejawów istnienia społeczeństwa demokratycznego. Na szczęście w tej sytuacji zimną głowę zachował astronauta, wojewoda mazowiecki, który wykluczył możliwość zakazania demonstracji. Kalinowski nie rezygnował, próbował coś wskórać u policjantów, ale na szczęście został olany. Nie mamy pojęcia czemu miała służyć ta polityczna manifestacja na konferencji związanej z zamykaniem „Ł»ylety” – była zbędna i głupia.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama