Paweł Brożek jest już po oficjalnej prezentacji w Recreativo Huelva. Chłopak nawet chciał dobrze. Produkował się przed hiszpańskimi dziennikarzami, jak mógł, a i tak wyszła z tego komedia. Każdy, kto był chociaż kilka razy na konferencji prasowej z udziałem tłumacza, wie, że niekumaty tłumacz to w takiej sytuacji najgorsze, co może się zdarzyć. Polskie kluby najczęściej zatrudniają kogoś, kto świetnie włada danym językiem, ale zaraz się okazuje, że nie ma pojęcia o piłce i krzywi się, kiedy ma wymówić nazwisko Lovrencsics albo Ćwielong, albo nie odróżnia Ligi Mistrzów od Ligi Europy. Zwykle wychodzi śmiesznie.
Z Brożkiem było podobnie, choć (wyjaśnienie dla mniej kumatych) to akurat nie jego wina.
Nasz ulubiony fragment zaczyna się około minuty 4:50.
Tłumaczka do Brożka: – Pyta, czy znasz jakieś drużyny z drugiej dywizji hiszpańskiej.
Brożek: – Oczywiście. Takie zespoły, jak choćby Villarreal, które niedawno spadło z ligi. Duże firmy, które są znane w Hiszpanii. Wydaje mi się, że te drużyny prezentują taki poziom, że będzie można rywalizować.
Tłumaczka: Villarreal…
Tłumaczka do Brożka: Jacy są piłkarze, których uważasz, że jesteś podobny do nich?
Brożek: – Dla mnie każdy piłkarz jest inny.
(tłumaczka przekłada)
Brożek: – Natomiast zawsze wzorowałem się na Ronaldo, Brazylijczyku, tym napastniku.
Tłumaczka: Ronaldo.
Brożek bierze sprawy w swoje ręce: – But not player Real Madrid. Brazil player.
Tłumaczka przytakuje: Brazil…
Myśleliśmy, że gorzej już nie będzie. Dopóki nie zobaczyliśmy prezentacji na stadionie, gdzie Brożek musiał zaprezentować przed kamerami kilka piłkarskich sztuczek. Podbił piłkę dwanaście razy. Spadła. Podbił cztery. Spadła. A w telewizji pewnie teraz muszą się głowić, jak to zmontować, żeby wyglądało w miarę poważnie.
PM