Legendarny zawodnik Widzewa i Śląska, Sebastian Dudek oczywiście nie ma pretensji do trenera Lenczyka, ale jakoś wciąż nie przestaje wylewać swych żali. Tekst dnia to oczywiście wywiad z Tomaszem Hajtą w „Polsce The Times”. Polecamy.
FAKT
Relacje z ligi. Warto zwrócić uwagę na jeden drobny fragmencik.
Według niektórych źródeł, Diaz niezadowolony z decyzji trenera o zdjęciu go z boiska w spotkaniu o Superpuchar Polski z Legią, obraźliwym słowem powiedział Lenczykowi, kim jest w jego oczach.
Według niektórych źródeł, mówicie, tak? Czyli jak będziemy powoływać się na informacje „Faktu”, to mamy pisać, że „pewne źródło donosi że…”?
POLSKA THE TIMES
Wywiad z Tomaszem Hajtą.
Pan grając w piłkę, zarabiał krocie, a teraz twierdzi, że zawodnikom w polskiej lidze zbyt wiele się płaci…
Ja nie chcę zaglądać nikomu do kieszeni i jeśli rzeczywiście kogoś stać, aby dużo płacić, to niech płaci. Sądzę jednak, że polskiej piłki nie stać na pensje dla bardzo przeciętnych zawodników w granicach 150 tys. zł miesięcznie. Te pieniądze są po prostu marnowane, demoralizują, nie mobilizują do walki i poprawy poziomu. Płacić powinno się za konkretny wynik, dopiero po robocie. Tymczasem jak patrzę, że Paweł Brożek żąda pieniędzy za sam podpis na kontrakcie i polskie kluby mają zabijać się o takiego gracza, to jestem w szoku. No ludzie! Wielki gwiazdor wraca do Polski. Przecież on jak pojechał na ten podbój Trabzonsporu i Celticu Glasgow, to nawet w samochodzie silnika nie wyłączał. Nie grał ani w jednym klubie, ani w drugim, murawy nie powąchał, dwa razy nawet piłki nie kopnął. A tu wraca jak panisko i pewnie dostanie wielkie pieniądze. Pytam się – za co?
(…)
A istnieje jakaś prawdziwa konkurencja?Â
Oczywiście. Już podaję konkrety. W środku obrony Pazdan i Kamiński, w pomocy Makuszewski, jak sobie Błaszczykowski nie radzi, albo Olkowski z Górnika, Borysiuk z Kaiserslautern, Rybus, w ataku Milik, który zaraz będzie graczem dużej klasy, a talent ma nie mniejszy niż Lewandowski, Piech do ataku. Posadzić Szczęsnego na ławie, bo już się zrobił bardziej celebrytą niż piłkarzem, opowiada głupoty i brakuje mu koncentracji. Gola z Estonią zawalił, mecz z Grecją zawalił. Z pewnych zawodników należałoby już definitywnie zrezygnować.Â
(…)
Media są powiązane z menedżerami i cały czas odbywa się jakaś gra, mydlenie oczu. Dwa i pół roku podczas pracy Franciszka Smudy i przygotowań do Euro karmiono nas suchym chlebem i obiecywano, że już niedługo, już za momencik, już po południu będzie podane na ciepło. Przyszedł wieczór i ciągle tylko ten suchy chleb. Mnie jedna gazeta gnoi na każdym kroku tylko za to, że miałem konflikt z trenerem, którego redaktor naczelny jest kolegą i ma kompleksy. Piszą tak tendencyjnie, że bardziej się nie da. A jak pojadę po nich po nazwiskach, to mi nie wydrukujecie, bo będziecie mówić o solidarności zawodowej. Ech… gadać się nie chce.Â
RZECZPOSPOLITA
Rozmówka z Michałem Probierzem.
Jak się czuje trener, który przygotowuje na mecz plany, a w drugiej minucie przeciwnik strzela bramkę i trzeba wszystko zmieniać?
To nie jest łatwe, ale właśnie takie sytuacje hartują piłkarzy. Wychodzimy na boisko, żeby zwyciężyć, więc nawet kiedy tracimy bramkę, nie tracimy wiary. Mam dużo uznania dla takich piłkarzy jak Maor Melikson, Ivica Iljew czy Łukasz Garguła, którzy niemal natychmiast po stracie bramki ruszyli do odrabiania strat. Oni po prostu wierzyli, że można.
(…)
Mistrz i wicemistrz Polski przegrali swoje mecze. Można wyciągać z tego jakieś wnioski?
Wyciąganie wniosków po pierwszej kolejce bywa ryzykowne. Śląsk przegrał, bo był znacznie osłabiony. Bez pięciu czy sześciu czołowych zawodników trudno się gra. Natomiast porażka Ruchu z Lechem to dla mnie duża niespodzianka. Wydaje mi się, że jest w tym trochę przypadku, nie odbierając niczego Lechowi.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o wiele mówiącym tytule: „Dlaczego Łódź przestała lubić piłkę nożną?”.
Ale w sobotę w Łodzi było słonecznie, ciepło i przyjemnie. Mimo to trybuny widzewskiego stadionu były puste. Dlaczego? Jednym z powodów był protest tej części fanów, która zwykle zajmuje miejsce na trybunie pod zegarem. To ludzie uważający siebie za kibicowską elitę, przez to domagający się specjalnych przywilejów. Teraz podobno protestowali przeciwko polityce szefów klubu, pozbywających się czołowych piłkarzy, i przede wszystkim przeciw nakładanym na nich zakazom stadionowym. Nie dość, że nie przyszli na stadion, to zapowiedzieli, że nawet jeśli wrócą, to nie będą dopingować i wywieszać flag.Â
(…)
Nie wszyscy „prawdziwi kibice” zbojkotowali mecz ze Śląskiem, o czym można było się przekonać, słuchając śpiewów obrażających przeciwników. Było ich mniej niż zwykle. I to jest pozytyw bojkotu. Kolejny to brak odpalonych rac czy petard rzucanych na boisko. To zysk dla klubu, który nie musi płacić wielotysięcznych kar.Â
Okazało się także, że pikniki, bo tak ci „prawdziwi kibice” nazywają ludzi niesiedzących razem z nimi, też potrafią dopingować. Podziękował im za to trener Widzewa Radosław Mroczkowski, dodając, że sensacyjne zwycięstwo nad mistrzem Polski jest zaproszeniem dla fanów do przychodzenia na mecze.Â
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wywiad z Bobo Kaczmarkiem.
Nie za dużo pan ryzykuje Lechią-reaktywacją?
Chciałbym, żebyśmy poszli śladem Feyenoordu, który odchorowywał trzy lata, a teraz znów jest wielki. Był mocno zadłużony, więc pozbył się zawodników obciążających budżet, zaczęli grać 17-latkami. Trenerem został Ronald Koeman, młodzi się ograli i zdobyli wicemistrzostwo Holandii. Mówi się, że z niczego, ale oni pracowali na tytuł przez ostatnie lata. Nie chcę tego ściągać przez kalkę, ale to dla nas wskazówka.
(…)
To prawda, że czyhał pan na posadę po Jacku Zielińskim?
Przysięgam na zdrowie mojej rodziny, że nie chciałem być trenerem po Zielińskim. Wojciechowski zatrudnił mnie telefonicznie. Zadzwonił o 2. w nocy i powiedział: albo pan to bierze, albo mam dwóch innych w kolejce i jeśli panu nie pasuje, to trenerem zrobię Jacka Grembockiego. Powiedziałem: biorę, ale tylko do końca sezonu, a później wracam na posadę, na której zostałem zatrudniony, czyli dyrektora ds. rozwoju. To też miało jakąś wartość. Choćby taką, że poznałem ciekawych ludzi z grupy Bosa. Zagrałem kilka dobrych meczów międzynarodowych, nawiązałem kontakty z trenerami jak Luciano Spalletti, który prowadził Zenit Sankt Petersburg. Takich rzeczy nie da się kupić, a jeśli już, to za grube pieniądze. Miałem świetny kontakt z piłkarzami. Kilka tygodni temu dzwonił do mnie Paweł Wszołek: „Panie trenerze, pan mnie weźmie do siebie”. Ale wycenili go na milion euro.
Warto też zwrócić uwagę na fragment rozmówki z zawodnikiem Panem Piłkarzem Sebastianem Dudkiem.
Myślałem, że powie pan: radość jest ogromna, bo udało się utrzeć nosa trenerowi Lenczykowi.
Oprócz tego pana w drużynie jest ponad dwudziestu zawodników, których znam doskonale i będę trzymał za nich kciuki. Ten pan nie szanował mnie, więc nie ma powodu, żebym ja go szanował. Celowo nie używam więc słowa: trener. Powtórzę: nie mam pretensji do tego pana, że mnie skreślił. Są zmiany, więc ktoś musi odejść.



