Rzadko wychylamy się aż tak daleko poza futbol, ale sprawa jest na tyle poważna, że nie możemy pozostawić jej bez żadnego komentarza. Rzeszów stanął nad przepaścią, dalsze istnienie żużlowego klubu z tego miasta, a kto wie, może i losy całej miejscowości wiszą na włosku. PGE Mamra Rzeszów staje do boju ostatecznego – wojny ze słonecznikiem.
O randze tej sprawy niechaj świadczy aktywny udział prezydenta miasta, Tadeusza Ferenca. Oddajmy mu głos. – Kiedyś, przed laty, jak się patrzyło na trybuny, to wydawało się, że one płoną, bo tyle było dymu z papierosów. Teraz jest problem z tym słonecznikiem. Siedzą ludzie na nowej trybunie stadionu i plują tym słonecznikiem. Niedaleko ode mnie siedziała elegancka kobieta i przez cały mecz jadła słonecznik. Pod nogami miała całą kupę łupin. Zresztą nie ona jedna to robiła. Później takie śmieci rozwiewa wiatr, łupiny lecą na ludzi. Cała trybuna jest zabrudzona. Wygląda to nieestetycznie. Mówię to jako kibic żużla – przekonuje Ferenc w serwisie sport.pl / Gazecie Wyborczej. Co więcej, jego biuro złożyło już wniosek o formalny zakaz spożywania słonecznika na meczach żużlowych. Na razie nad rozwiązaniem tego problemu (i w tym miejscu nie żartujemy!) dyskutują prawnicy i pracownicy ratusza. Do dyskusji nad słonecznikowym problemem włączył się również wiceprezes Stali Rzeszów, a pewnie w kolejce stoją również lokalne autorytety gotowe do wsparcia prezydenta w walce o czyste trybuny.
Panie prezydencie, mamy człowieka, który mógłby rozwiązać u was problem słonecznikożerców.
Co dalej z rzeszowskim żużlem? Co dalej z Rzeszowem?! Miejmy nadzieję, że Tadeusz Ferenc nie ustanie w walce o zakaz łupania słonecznika na żużlowych trybunach. Podkarpacie na to zasługuje.