Gdy słuchamy doniesień z obozu reprezentacji PZPN, jesteśmy trochę… skonfundowani. I już nawet nie chodzi o Jakuba Błaszczykowskiego, który przed kamerami kłóci się sam ze sobą i tylko czekać, aż zacznie się publicznie policzkować, gadać dwoma głosami, śmiać się i płakać na przemian. Na przykład Robert Lewandowski wyznał na łamach „Super Expressu”: – Jestem jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy w reprezentacji, więc będę chciał pomóc trenerowi w aklimatyzacji w drużynie… Pogracie na Playstation? Pójdziecie na dyskotekę? Zaprosisz go na grilla?
To już wysoki poziom abstrakcji, ale wcale nie najwyższy. Z „Lewym” znajdujemy też wywiad w „Przeglądzie Sportowym” i z niego dowiadujemy się, że: – Budowaliśmy tę reprezentację przez dwa lata i wydaje mi się, że coś tam zbudowaliśmy. (…) Są jakieś niuanse, które trzeba poprawić, ale pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, która potrafi grać w piłkę, zwyciężać i przeciwstawiać się każdemu rywalowi.
Nie wiemy, o jakie zwycięstwa chodzi Lewandowskiemu, chyba o te z Andorą albo Łotwą, bo niby o jakie inne? Kiedy jednak napastnik po Euro, w trakcie którego reprezentacja nie wygrała ani jednego meczu, i po całej serii spotkań towarzyskich, w których nie wygrała też ani jednego meczu z drużynami, które zakwalifikowały się do turnieju, mówi, iż „pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, która potrafi grać w piłkę, zwyciężać i przeciwstawiać się każdemu rywalowi” – to tak, wtedy jesteśmy skonfundowani. Zazdrościmy dobrego samopoczucia, mało kto potrafi tak radośnie przegrywać, a na koniec jeszcze prężyć muskuły. W tle powinien lecieć podkład muzyczny: I’m sexy and know it.
Dziwaczeje chyba też Waldemar Fornalik, co stwierdzamy z przykrością, bo jeśli nawet on zdziwaczeje do reszty, to znaczyć będzie, że na krążący w kadrze wirus nie ma odpornych.
W „Fakcie” taka oto wymiana zdań:
– Na czym opiera pan wiarę w awans na mundial w Brazylii, skoro ci piłkarze nie wyszli ze słabej grupy na Euro?
– To pańska opinia, że grupa była słaba.
No tak, to opinia tego właśnie dziennikarza. Plus jakichś sześciu miliardów ludzi (minus Fornalik). Ta grupa była nie tylko słaba, ale nawet najsłabsza w historii mistrzostw Europy. A jeśli pan selekcjoner ma jakieś wątpliwości, to niech porozmawia z własnymi piłkarzami. Bo na przykład Adrian Mierzejewski mówi na łamach „PS”: – Ale fakty są takie, że zajęliśmy ostatnie miejsce w, jakby nie patrzeć, słabej grupie.
Jeden normalny.