Najlepszy szwedzki piłkarz, o jakim słyszeliście to… (chwila zastanowienia). Nie muszę być jasnowidzem, by domyślić się, że przed oczami większości z was stanął właśnie jegomość, który podpisał milionowy kontrakt z Paris Saint-Germain. Z pewnością się oburzycie, ale przynajmniej w mojej opinii jesteście w błędzie. Kto jeśli nie on? – spytacie. Człowieka, o którym chcę wam opowiedzieć, oglądaliście w akcji nie raz. Henrik Larsson – król nad królami i wszystkimi znanymi wam Zlatanami.
Złe dobrego początki
Â
Celtic remisował z Hibernianem 1:1, a przy linii bocznej ustawił się gotowy do wejścia Larsson. Szwed, zakupiony kilka dni wcześniej z Feyenoordu, miał odmienić losy tego spotkania. I tak też się stało. 25-latek zagrał piłkę pod nogi zawodnika rywali, który po chwili zdobył zwycięskiego gola dla Hibernianu. – Takie rzeczy się zdarzają. W następnym meczu na pewno pójdzie mu lepiej – uspokajał na konferencji menedżer Wim Jansen. Nie miał jednak racji. W czasie swojego debiutu w europejskich pucharach Larsson skierował piłkę do własnej siatki. – Ten Szwed to jeden wielki żart – mówili między sobą kibice Celticu. Mylili się, ale nim się o tym przekonali, upłynęło nieco czasu.
Â
Dlaczego opowieść o Larssonie rozpocząłem od chwili, gdy podpisał umowę z The Bhoys? Być może dlatego, że był to kluczowy moment jego kariery. Czy popełnił błąd, zostając w Szkocji na siedem sezonów? Musicie ocenić to sami. – Celtic jako jedyny był mną zainteresowany – stwierdził szczerze Szwed. Transfer kogoś, kto kosztował 650 tysięcy funtów, traktowano jednak z rezerwą. Co wiedzieli o nim kibice? Jedynie tyle, że grał przez cztery lata w Feyenoordzie, a wcześniej zachwycał umiejętnościami strzeleckimi w swoim kraju. 50 bramek zdobytych w 56 meczach dla Helsingborga musiało robić wrażenie.
Â
– Nazwano mnie Henrique, bo tak miał na imię mój wujek. Potem uznano, że powinienem nosić nazwisko matki, dlatego w papierach stałem się Henrikiem – wyjaśnił Larsson. Wspomnienia z ojcem? Wiązały się głównie z futbolem. – Mieliśmy w Szwecji program, który pokazywał angielską ligę, mecze reprezentacji i europejskie puchary. Tata uwielbiał sport i zawsze oglądaliśmy go razem. Kibicował Brazylii i pewnego dnia włączył mi film o Pele. Oglądałem go wiele razy, aż stał się moim idolem. Podobało mi się nie tylko to, że strzelał wiele goli, ale też to, że umiał wypracowywać akcje dla swoich kolegów – tłumaczył.
Â
Szwecja ostoją tolerancji? Gdybyście powiedzieli to małemu Hence, jego pytający wzrok odpowiedziałby wam, że nie macie racji. Jako dziecko emigranta spotykał się z niechęcią rówieśników. W asymilacji nie pomagała mu także egzotyczna fryzura, za jaką uważano noszone przez niego dredy. – Wystarczyło jedno spojrzenie na ojca, by wiedzieć, że nie jestem do końca Szwedem. Gdy jesteś dzieckiem, takie rzeczy nie mają jednak dla ciebie znaczenia. Oczywiście do czasu, aż nie zaczną zauważać tego rówieśnicy. Zdarzało się, że mówiono w moim kierunku niemiłe rzeczy. Czasem musiałem się bić, ale zwykle to ja byłem górą. Wyrobiłem sobie pogląd, że głupi ludzie, którzy są rasistami, zachowują się tak dlatego, że się boją. Nie wiem jak można przeklinać osobę, której się nigdy osobiście nie poznało. Ludzie potrafią nienawidzić kogoś tylko dlatego, że ma inny kolor skóry. Tak się dzieje na całym świecie, a Szwecja nie jest niestety żadnym wyjątkiem od reguły – stwierdził Larsson.
Â
Mimo wielu nieprzyjemnych zdarzeń, Szwed uznaje swoje dzieciństwo za całkiem udane. Traumatycznym przeżyciem był dla niego rozwód rodziców, który nastąpił, gdy miał dwanaście lat. – Minęło wiele czasu, nim to zaakceptowałem i doszedłem do siebie. Takie rzeczy się oczywiście zdarzają, dlatego trzeba było iść dalej – powiedział. Ucieczką od problemów w domu był dla niego futbol. Jako nastolatek trafił do lokalnego Hogaborga, gdzie trenował pod okiem dwóch trenerów – Bengta Perssona i Kennetha Karlssona. Pierwszy z nich zmarł w 1999 roku, ale z drugim, który był też jego szkolnym nauczycielem, utrzymuje kontakt do dziś. – Kenneth zawsze czuwał, by nie stało mi się nic złego. Gdy ktoś mnie zaczepiał i wyzywał od obcych, zawsze brał moją stronę. Cały klub odegrał ważna rolę w mojej edukacji i to właśnie tam poznałem życie oraz nauczyłem się szacunku dla innych. W wolnych chwilach poświęcałem się jedynie grze, dlatego nie miałem czasu, by myśleć o problemach – mówił.
Â
Pomocna dłoń
Â
Pomimo obiecujących występów w barwach Hogaborga, Larsson przeżywał chwile zwątpienia. To, że o nim teraz czytacie, zawdzięczacie w dużej mierze Magdalenie Spjuth. Co zbliżyło ją do Henke? Być może to, że jej rodzice – podobnie jak jego – byli po rozwodzie. – Po skończeniu 18 lat zaprzestałem nauki i poza treningami dorywczo pracowałem. W pewnym momencie przestałem wierzyć w to, że zostanę profesjonalnym piłkarzem. Niektórzy zawodnicy w moim wieku robili już kariery, a ja siedziałem w Hanborgu. Doszedłem do wniosku, że życie nie kończy się na piłce i nabrałem do tego dystansu. Moja dziewczyna uświadomiła mi jednak, że nie można się poddać – wspominał. Henrik i Magdalena stali się małżeństwem latem 1996 roku.
Â

Â
Drugą osobą, która odmieniła jego wczesną karierę był znany szwedzki napastnik – Mats Magnusson. Dzięki temu, że Larsson trafił do Helsingborga, zaczęli grać wspólnie w ataku. – Poczułem z nim jakąś więź, bo przeszliśmy podobną drogę. Wychował się w tej samej okolicy, a potem robił karierę w Szwajcarii i Portugalii. Był kimś, kogo chciałem naśladować. Myślę, że ludzie dookoła nie do końca zdawali sobie sprawę z jego talentu. Swoje najlepsze lata spędził w mało znanych ligach i jak mówiono, nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości. To kolejne co nas łączy, bo mi potem zarzucano to samo – zauważył Henke. – Strasznie mi imponował. Miał problemy z prawym kolanem, przez co grał praktycznie tylko drugą nogą. Po każdym meczu robiono mu okłady i dawano zastrzyki. Mimo to, grał co tydzień. Nauczył mnie, że jeśli człowiek jest zdeterminowany, może osiągnąć wszystko – dodał.
Â
W pierwszym sezonie dla Helsingborga Larsson zdobył 34 bramki, przyczyniając się do powrotu klubu do ekstraklasy. Jako, że kolejne miesiące były równie udane, młodym Szwedem zainteresował się Grasshoppers Zurich. Larsson odmówił Szwajcarom, gdyż w ostatniej chwili pojawiła się oferta z Rotterdamu. Do przenosin do Holandii namówił go nowy szkoleniowiec Feyenoordu, Win Jansen. Uważniejsi mogli zauważyć, że nazwisko to pojawiło się już na początku tej opowieści. Holender przeniósł się później do Celticu, zabierając ze sobą właśnie Larssona.
Â
W błędzie są ci, którzy sądzą, że Szwed zrobił w Eredivisie karierę. – Pierwszy rok nie był wcale udany. Siedziałem na ławce, a gdy wychodziłem na boisko, ustawiano mnie na skrzydle albo w środku pola. Nie rozumiałem tego, przecież byłem napastnikiem. W drugim sezonie w końcu przebiłem się do składu, ale nie grałem więcej niż godzinę. Nawet gdy strzelałem gole i czułem się dobrze, prędzej czy później i tak ściągano mnie z murawy – opowiadał. – Wtedy skontaktował się ze mną Helsingborg. Do spotkania doszło w Hotelu Hilton w Amsterdamie. Oferowano mi powrót do Szwecji, ale powiedziałem, że nie mogę tego zrobić, na pewno nie tak od razu. Wiedziałem doskonale, jak kończą się takie historie. Gdybym wrócił do kraju, poniósłbym porażkę. Tylko nieliczni z tych, którzy wracają do domu, próbują swoich sił ponownie zagranicą. Nie wiem jak potoczyłaby się moja kariera, gdyby nie telefon z Celticu, a konkretnie od Jansena.
Â
Koniec z dredami
Â
Czas powrócić do momentu, gdzie nasza opowieść właściwie się zaczęła. Anonimowy dla większości szkockich kibiców Larsson najpierw „asystował” przy golu rywala, a później strzelił samobója. Czy po tak słabym początku ktoś mógł pokładać w nim wielkie nadzieje? Jeśli tak, to osobą tą był niewątpliwie Jansen. Sezon, kiedy Szwed przybył do Glasgow był wyjątkowy. Główni rywale Celticu, Rangers, celowali w rzecz niebywałą – dziesiąte z rzędu mistrzostwo Szkocji. Powstrzymanie ich byłoby prawdopodobnie niemożliwe, gdyby nie dziewiętnaście goli zdobytych przez Larssona. Mimo sukcesu, jakim było miano najlepszej drużyny w kraju, Jansen został zwolniony. Gdy po latach spytano go o największy trenerski sukces, odpadł: – Sprowadzenie Henki. To najlepszy transfer, jakiego w życiu dokonałem.
Â
Po parunastu miesiącach gry w Szkocji Larsson wyrobił sobie markę czołowego napastnika. Wszystko zatrzymała poważna kontuzja, jakiej doznał w pucharowym spotkaniu z Olympique’em Lyon. Wybaczcie za drastyczne zdjęcie umieszczone poniżej, ale pewnie nawet ono nie odda bólu, z jakim musiał zmagać się wtedy Szwed. Lekarze stwierdzili u niego podwójne złamanie, a dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. Jego absencja była początkiem problemów Celticu, który ponownie przegrał mistrzostwo na rzecz Rangers. Larsson, który według początkowych prognoz miał pauzować ponad rok, wrócił na ostatnie spotkanie sezonu. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zmienił się nie do poznania. I nie chodziło tylko o to, że ściął dredy. Pewien etap jego życia dobiegł wówczas końca.
Â

Â
Piękne chwile
Â
Uprzedzę fakty mówiąc, że Larsson – nazwany przez fanów królem nad królami – trafił do jedenastki wszechczasów Celticu. Przeszedł do legendy u boku piłkarzy, którzy zdobywali w 1967 roku Puchar Europy. Był też pierwszym i jedynym graczem spoza Szkocji, który tego zaszczytu dostąpił. Co zaważyło na tym, że kibice wybierający jedenastkę oddali swój głos właśnie na Szweda? Zadecydowały chwile. Piękne chwile radości, jakich dostarczył im w czasie siedmioletniej kariery w Glasgow. O niektórych z nich dowiecie się poniżej.
Â

Â
Tym, którzy się zastanawiają, dlaczego Celtic przegrał dziewięć mistrzostw z rzędu, wyjaśniam, że powodem była zapaść finansowa, która omal nie skończyła się zamknięciem klubu. Celtic przetrwał, ale musiał patrzeć na kolejne triumfy swoich rywali. Los odwrócił się na dobre dopiero po przybyciu Martina O’Neilla. The Bhoys rozpoczęli sezon od sześciu zwycięstw z rzędu, a prawdziwym sprawdzianem siły miał być derbowy pojedynek z Rangers. Zwycięstwo 6:2 – zwane jako Demolition Derby – przeszło do historii klubu. Starsi fani podkreślają, że to właśnie wtedy zrodziła się legenda Henrika Larssona. Akcja, po której Szwed zdobył jednego z dwóch goli, wspominana jest do dziś. Czy była to najpiękniejsza bramka w jego karierze? Trudno powiedzieć. – Tamtego dnia narodziła się legenda zespołu O’Neilla i samego Larssona. Gdy strzela się takie gole w derbach, piłkarz staje się nieśmiertelny – przekonywał jeden z kibiców Celticu. Ostatecznie w meczach przeciwko Rangers trafiał do siatki piętnaście razy.
Â
Â
Równie udany jak derby okazał się cały sezon 2000/01, w którym Celtic sięgnął po pierwsze od kilkudziesięciu lat Treble. Mimo że drużyna tworzyła prawdziwy monolit, na pierwszy plan wysuwał się Larsson, który w 37 meczach zdobył aż 35 goli. Pozwoliło mu to na zdobycie prestiżowej nagrody Złotego Buta – przyznawanej corocznie najlepszemu strzelcowi Starego Kontynentu. Stwierdzicie: zdarza się, miał po prostu sezon życia. Nic bardziej mylnego. Larsson zachwycał skutecznością zarówno dwa, jak i trzy lata później. Podsumowując, w 221 meczach dla Celticu zdobyłâ€¦ 174 gole.
Â
Bardziej niż za rekordy strzeleckie Larssona ceni się jednak za to, czego dokonał w sezonie 2002/03, kiedy wprowadził swój klub do finału Pucharu UEFA. Zamiast rozwodzić się na temat jego goli przeciwko Blackburn, Celcie, Liverpoolowi i Boaviscie, skupmy się na decydującej batalii przeciwko FC Porto. – Wtedy w Sewilli byłem świadkiem najlepszego indywidualnego występu piłkarza Celticu od czasów Jimmy’ego Johnstone’a – napisał jeden z kibiców, będąc pod wrażeniem gry Larssona. Henke zdobył dwa gole, dwukrotnie doprowadzając do wyrównania. Wykrzesał maksimum swoich możliwości i kto wie, czy nie rozegrał najlepszego meczu w karierze. Niestety, ze łzami w oczach opuszczał boisko jako przegrany. Grający w dziesiątkę Celtic poległ po dogrywce 2:3, a Puchar UEFA trafił w ręce Jose Mourinho. – Gdy wracam myślami do tego spotkania, czuję na ciele gęsia skórkę. Prawdę mówiąc, nadal mnie to boli. Nie można przegrać finału, gdy przestrzela się dwie bramki. Po prostu nie można – mówił rozgoryczony Szwed.
Â
Â
Kilka miesięcy później, we wrześniu, Larsson obchodził swoje 32 urodziny. To właśnie wtedy doszedł do wniosku, że jego czas na Celtic Park dobiega nieuchronnie końca. Ku rozpaczy kibiców i samego zarządu, sezon 2003/04 miał być jego ostatnim. Opuścił Glasgow na szczycie, w 37 ligowych meczach zdobywając 30 goli i zostając po raz piąty królem strzelców Scottish Premier League. Kolejnym pięknym momentem był sam moment rozstania, który nastąpił w trakcie zorganizowanego specjalnie meczu z Sevillą.
Â
Mimo że zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego, nikt nie ruszył się ze swojego miejsca. Na jednej z trybun powiewał transparent „Henrik, dzięki za wszystkie wspomnienia” – napisany w jego ojczystym języku. Gdy Szwed wyszedł na środek boiska i wziął do ręki mikrofon, przemówił: – Czas, jaki tu spędziłem, był wyjątkowy. Kocham to miejsce i was, kibiców. Dziękuję.
Â
– Kiedy słyszałem jego słowa i spoglądałem, jak machając schodzi do szatni, z moich oczu zaczęły spływać łzy – wyznał jeden z kibiców obecnych na tamtym spotkaniu. -Â Czułem się poruszony, ale zarazem zakłopotany. Zmieszanie minęło, gdy spojrzałem na ludzi dookoła. Wszyscy bez wyjątku płakali.
Â
Inny z fanów napisał na blogu: „Tu nie chodziło wcale o ilość bramek. Larsson prezentował prawdziwą jakość i wyjątkowe, wręcz trudne do opisania umiejętności.. Henke to wielka osobność nie tylko na boisku, ale i poza nim. Możecie mi wierzyć lub nie, ale naprawdę nie dało się powiedzieć o nim złego słowa. Mimo wielu upokorzeń na boisku, szanowali go nawet Rangers. Pobił praktycznie wszystkie strzeleckie rekordy, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, by myślał o sobie. W żadnym wypadku nie można było nazwać go egoistą. Strzelał mnóstwo bramek, ale wypracował też setki goli dla swoich kolegów. Równie mocno jak kocham Celtic, kochałem oglądać go na boisku”.
Â
Odmienił losy finału
Â

Â
Dlaczego właściwie odszedł? Możecie być pewni jednego – na pewno nie dla pieniędzy. Jak sam podkreślał, te nigdy nie miały dla niego większego znaczenia. – Nie dbałem o to, ile ich było – mówił w chwili, gdy zarabiał 40 tysięcy funtów tygodniowo. – Prawdę mówiąc nie orientuję się zbytnio w finansach, a wszystkim zajmuje się moja żona. Tak długo jak stać mnie na jedzenie i inne podstawowe potrzeby, jestem szczęśliwy. Cotygodniowe zakupy? Drogie restauracje? Â Nie, to nie dla mnie. Zdaję sobie sprawę, że byłoby mnie stać na wiele rzeczy, ale posiadanie pieniędzy nigdy nie było dla mnie istotne.
Â
Larsson przeniósł się do Barcelony i jak na ironię już w pierwszym sezonie przyszło mu wracać do Glasgow. Oba kluby spotkały się bowiem w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Henke zdobył nawet przeciwko swoim dawnym kolegom gola, ale jak pewnie się domyślacie, nie okazywał radości. – Przeżyłem w Celticu zbyt wiele pięknych chwil, dlatego inna reakcja byłaby niewłaściwa – wyjaśnił.
Â
Szwed najlepsze lata piłkarskiej kariery miał już za sobą, dlatego nie mógł odgrywać na Camp Nou pierwszoplanowej roli. Mimo że w większości przypadków wchodził do gry z ławki rezerwowych, wygrał dla Barcy finał Ligi Mistrzów. Gdy Szwed po przeszło godzinie gry pojawił się na boisku, Katalończycy przegrywali jedną bramką z Arsenalem. To on wypracował gole Eto’o i Bellettiego, kończąc mecz z dwoma trafieniami na koncie. – Wszyscy ludzie zachwycali się Ronaldinho ale ja tego wieczoru widziałem tylko jedną osobę: Larssona. To jego dwie akcje zmieniły losy tego finału. Trzeba powiedzieć prawdzie w oczy, Barca nie wygrała tego finału dzięki Eto’o czy Bellettiemu. To zasługa Henki i to jemu należą się brawa – mówił Thierry Henry.
Â

Â
Larsson, ku rozczarowaniu Katalończyków, zdecydował się po finale w 2006 roku na powrót do swojej ojczyzny. – Mam już swoje lata i czas zwolnić miejsce dla młodszych. Gdy ja zakończę karierę, Deco czy Eto’o nadal grać będą na najwyższym światowym poziomie. Ten nastolatek, Messi, też jest wspaniały. Nie widziałem wcześniej, by ktoś w jego wieku grał tak fantastycznie – mówił Henke tuż po transferze do Helsingborga. Po tym, jak na początku 2007 roku zaliczył 2-miesięczny epizod w Manchesterze United, osiadł na dobre w swojej ojczyźnie.
Â
Na zawsze zapamiętany
Â
Obraz historii Larssona nie byłby z pewnością pełny, gdybym nie wspomniał na koniec o jego grze w reprezentacji. Jak możecie przypuszczać, nie święcił w niej takich sukcesów jak w klubach. Mimo to podkreślał: – Grałem na dwóch mundialach i trzech turniejach o mistrzostwo Europy. Naprawdę jestem z tego dumny. – Na swojej pierwszej wielkiej imprezie, jaką był turniej w Stanach Zjednoczonych (1994), sięgnął po brązowy medal.
Â

Â
Dwanaście lat później, po zakończeniu mistrzostw w Niemczech, ogłosił, że jego przygoda z reprezentacją dobiegła końca. Ostatecznie, po blisko dwuletniej przerwie, zmienił zdanie. – Mój synek spytał mnie, dlaczego nie gram w kadrze. Powiedziałem mu, że jeśli chce, mogę do niej wrócić – wyjaśnił mediom. Mimo pomocy Henki, reprezentacja Trzech Koron zakończyła zmagania na Euro 2008 na fazie grupowej. Rodacy pokochali go tam bardzo, że nagrodzili go mianem najlepszego szwedzkiego piłkarza ostatniego półwiecza.
Â
– Mam już 38 lat i to odpowiedni moment, by powiedzieć sobie „dość”. Osiągnąłem wystarczająco dużo i jedyne co mi pozostaje, to podziękować tym wszystkim, którzy przez te wszystkie lata mnie wspierali – wyznał pod koniec 2009 roku, ze łzami w oczach ogłaszając zakończenie swojej bogatej, 21-letniej kariery. Przez to, że swe najlepsze lata spędził w Szkocji, nikt nigdy nie postawi go u boku Zidane’a, Del Piero czy Henry’ego. W takich miejscach jak Helsingborg, gdzie postawiono mu pomnik, czy Glasgow zapamiętają go jednak na zawsze.
Â
Mick WACHOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]