A niby czym te napiętnowane zawodniczki różnią się od naszych siatkarzy?

redakcja

Autor:redakcja

01 sierpnia 2012, 11:53 • 1 min czytania

O skandalu donoszą media, także te polskie: zawodniczki badmintona celowo chciały przegrać swoje mecze w grupie, aby uniknąć trafienia na najtrudniejsze rywalki w kolejnej fazie turnieju olimpijskiego. I tak się teraz zastanawiamy: to tylko krótka pamięć czy też hipokryzja? Bo czymże różni się zachowanie tych nieszczęsnych dziewczyn od tego, co zrobili siatkarze w czasie mistrzostw Europy, kiedy celowo przegrali ze Słowacją i dzięki temu nie trafili na Rosję?
Ano niczym.

A niby czym te napiętnowane zawodniczki różnią się od naszych siatkarzy?
Reklama

Glanując badmintonistki, należałoby pokopać jeszcze naszych biało-czerwonych asów, prawda? Ale nie, zasada „Kali ukraść krowę – dobrze” wiecznie żywa. Dlatego w przypadku siatkarzy gdzieś tam można było bąknąć, że mecz ze Słowacją nie był do końca rozegrany w myśl idei fair-play, ale należało wszelkie bąkniecia czynić dyskretnie. A najlepiej od razu dodać: to element taktyki, chwała bohaterom!

W przypadku badmintonistek taktyki nie ma, jest natomiast skandal i szafot.

Reklama

W ogóle z tą siatkówką ciekawa sprawa. Wiadomo, dużo radości dają ci sportowcy, ale nurtuje nas pytanie, czy wyjdzie na jaw pewna – całkiem pokaźna – afera gospodarcza, w którą zamieszani są zawodnicy kadry, a która w środowisku jest tylko tajemnicą Poliszynela? Bo gdyby chodziło o zbierających non-stop oklep piłkarzy, to już zostaliby publicznie spaleni na stosie, a przy tak rozpalonym ognisku chętnie ogrzaliby się politycy wszystkich partii.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama