Strata ukochanego gracza, jakim był dla czerwono-czarnej części Mediolanu Kaka, stanowiła dla kibiców poważny cios. Adriano Galliani starał się wtedy przekonać wszystkich, że w Hiszpanii wypoczywa nad morzem i nie próbuje wytransferować idola San Siro. Fani nauczeni doświadczeniem nie uwierzyli tym zapewnieniom nawet przez sekundę. Wiedzieli, iż nadchodzi pora rozstania ze zdobywcą Złotej Piłki z 2007 roku. Teraz, gdy nadchodzi okazja na powrót, większość kibiców popiera ten transfer. Ja za to staję w opozycji wobec mas. Kaka w Milanie to nieporozumienie, do którego nie można dopuścić. Istnieje kilka powodów, dla których ten transfer nie ma racji bytu.
Cięcia, cięcia…
Nie da się ukryć, że powrót Brazylijczyka wiąże się z ogromnymi kosztami. Na ustępstwa musieliby pójść wszyscy zainteresowani – od Kaki, przez Milan, aż po Real. W grę na chwilę obecną raczej nie wchodzi transfer definitywny (jeśli już, Milan prawdopodobnie zaoferowałby Realowi 13 milionów), prędzej roczne wypożyczenie z opcją pierwokupu. Pewne jest to, że „Rossoneri” nie dadzą Kace więcej niż 5 milionów pensji – w Madrycie zarabia dwa razy tyle. Oznacza to, że Brazylijczyk musiałby zrezygnować z części należności, bądź hiszpański klub opłacałby jego pensję w połowie.
Zanim dojdzie do konkretniejszych rozmów, „Królewscy” muszą wpierw sfinalizować transfer Luki Modricia z Tottenhamu Hotspur. Z tym nie powinno być większych problemów, jako że Dinamo Zagrzeb, były klub Chorwata już poinformował o pomyślnym zakończeniu rozmów.
Zaprzeczenie wizji klubu
Wymuszona przez względy ekonomiczne sprzedaż Thiago Silvy oraz Zlatana Ibrahimovicia zwiastowała jednocześnie nowy kierunek polityki Milanu – jeszcze większe inwestycje w młodzież, „kreowanie topowych graczy”, a nie ich kupowanie. Thiago Silva przychodząc do Milanu był zwykłym obrońcą, dopiero na San Siro wyrósł na najlepszego gracza na swojej pozycji na świecie. Sprowadzenie Kaki byłoby wyrzeczeniem się nowych ideałów. „Rossoneri” muszą się skupić na wychowaniu sobie „mistrzów jutra”.
Cofnięcie się w czasie
Silvio Berlusconi przez wiele lat, mimo świetnych wyników drużyny, nie był zadowolony z „choinki” Carlo Ancelottiego. Ustawienie 4-3-2-1 uważał za mało efektowne, chciał oglądać na placu gry co najmniej dwóch napastników. Max Allegri podczas swojego pobytu w Milanie preferuje grę trójką z przodu, zgodnie z ogólnymi trendami. Powrót Kaki niósłby jednak ze sobą kolejną zmianę ustawienia. Nikt sobie nie wyobraża, by Brazylijczyk siedział na ławce. To samo tyczy się Kevina Prince’a Boatenga. Jedyną metodą na umieszczenie obu piłkarzy na boisku w jednym czasie jest powrót do osławionej choinki. Przesunięcie reprezentanta Ghany w głąb boiska mógłby znacząco się odbić na jego postawie. Sprowadzenie Kaki „za pięć dwunasta” (bo wtedy Galliani lubi robić zakupy) przysporzyłoby Allegriemu spory ból głowy i problemy ze zgraniem drużyny.
Populizm w najczystszej postaci
Ponowny widok Kaki w czerwono-czarnej koszulce jest marzeniem wielu milanistów. Starania Gallianiego o zrealizowanie tego powrotu są ruchem po najmniejszej linii oporu. „Wujek Fester” wraz z Silvio Berlusconim od lat stosują tę samą strategię – gdy sprzedają „wielkiego mistrza” (w tym okienku odeszło aż dwóch), ściągają w zamian piłkarza na pocieszenie, który zachęciłby fanów do inwestowania w karnety (co jest ważne zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń związanych z biletami sezonowymi). Dodatkowo Galliani, co oczywiste, gra na patosie niczym Paulo Coelho, próbując zyskać przychylność fanów – „niektórych miłości nie da się zapomnieć, po prostu wyruszają w długą podróż i wracają”, „Kaka jest obecny w sercach nas wszystkich”. Stwierdzenia prawdziwe, lecz nie uzasadniające transferu.
Wzmocnienia potrzebne są gdzie indziej
To nie linia pomocy wymaga nowego zawodnika. Środkowy i lewy obrońca oraz napastnik to pozycje, które należy wzmocnić w pierwszym rzędzie. Dopiero gdy te luki zostaną załatane, można pomyśleć o sprowadzeniu Kaki. Koszt takiej operacji prawdopodobnie pokrywałby cenę wzmocnień w defensywie, która na dzień dzisiejszy wydaje się najmniej stabilną formacją. Davide Astori, Mapou Yanga-Mbiwa czy Carlos Tevez tylko czekają na oferty.
Kaka = kot w worku
Ostatnie lata naznaczone są kolejnymi wpisami do historii chorób i urazów. Jeden szklany zawodnik, Alexandre Pato, wystarczy. Klubowym fizjoterapeutom nie potrzeba więcej pracy. „Rossoneri” wymagają piłkarzy gotowych do gry w każdej chwili, gdy zostaną wezwani przez Allegriego. Sytuacje z zeszłego sezonu, gdy w niektórych meczach nie mogło zagrać nawet kilkunastu zawodników muszą odejść w niepamięć.
O obecnej dyspozycji Brazylijczyka nie wiadomo wiele więcej. Trudno spodziewać się, by wywierał taki wpływ na drużynę jak podczas najlepszych lat. Jednocześnie z pewnością nie obniżałby jej poziomu. Przed transferem należy spojrzeć w jego metrykę – Kaka to już nie jest młodzieniaszek. 30 lat na karku nie czyni go jeszcze futbolowym emerytem, lecz zdecydowanie bliżej mu do drugiej strony rzeki. Panie Galliani, czy budowa drużyny na przyszłość polega na wzmacnianiu zespołu niesamowicie kosztownym 30-latkiem?
Nie dla bezczeszczenia wspomnień
Powroty nie zawsze są korzystne. Co prawda Kaka mógłby sobie przypomnieć czasy największej świetności, ale równie dobrze mógłby się okazać niewypałem. Dowiedział się o tym Andrij Szewczenko, gdy ponownie zjawił się w Mediolanie. Obserwowanie Ukraińca przypominało spotkanie z członkiem rodziny na łożu jego śmierci – w myślach mamy najpiękniejsze chwile z nim związane, jednocześnie widzimy jego kres, niemoc. W ten sposób do dzisiaj wspominany jest „Szewa”, którego legenda została zachwiana.
ŁUKASZ GODLEWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]