Doba do meczu Legii Warszawa z Borussią Dortmund, więc pora zobaczyć, co słychać w stołecznym klubie. Z trenerem wojskowych porozmawialiśmy o oczekiwaniach wobec Ljuboi, jego medialnym statusie hamulcowego, o żółtodziobach pokroju Jagiełły i ciężkich batach w sparingach. No i przy okazji o zeszłorocznej wpadce w Zagłębiu Lubin. Jan Urban dla Weszło.
Pańska przygoda z Legią zawsze obfitowała w sporo zmartwień, teraz nie jest inaczej. Wczoraj ostatecznie sprzed nosa uciekł wam Dwaliszwili.
Taki jest rynek transferowy. Jeśli nie zagra, to trudno się mówi. Nie ma ludzi niezastąpionych.
Ale poszło o dość śmieszne pieniądze – 100 tysięcy euro, których Legia nie mogła przelać Polonii. To jedna trzecia rocznych zarobków Marko Sulera…
Ja nie negocjuję kontraktów zawodników, więc muszę najlepiej wykorzystać tę kadrę, jaką mam. Temat napastnika nie jest ostatecznie zamknięty – mówiłem, że potrzeba nam jeszcze kogoś poza Markiem Saganowskim. Ljuboję widzę jako zawodnika, który będzie grał przed nim, bo lubi wchodzić do środka i być w częstym kontakcie z piłką. A grając wysuniętego snajpera, ten kontakt nie jest tak częsty. To nie do końca odpowiada Danijelowi, który woli być ciągle pod grą.
Co może odbić się negatywnie na zespole. Zbigniew Boniek twierdzi, że to główny hamulcowy Legii.
Zbyszek zna się na piłce, więc ma prawo powiedzieć, co myśli. Ktoś się może z nim zgodzić lub nie. Ja jednak po części muszę to zrobić, bo Danijel lubi przetrzymać piłkę. Potrafi to, ale brakuje w tym pewnej różnorodności, bo w dzisiejszym zespole Legii jest wielu graczy dysponujących dużą szybkością, co powinniśmy umiejętnie wykorzystywać. Do tego są potrzebne podania – prostopadłe lub po przekątnej, pomiędzy dwoma obrońcami do bocznych pomocników lub któregoś ze środkowych…
Więc jeśli Ljuboja by w tym nie pomagał, nie bałby się pan go posadzić w odróżnieniu od Macieja Skorży?
Czy będę się bał? (śmiech). Nieee. Cóż, może i wcześniej nikt go nie ruszał, ale trzeba pamiętać, że i tak należał do czołowych postaci zespołu. Grał dobrze i tak naprawdę uważam, że nie brakowało mu zaangażowania. Patrząc z boku miałem wrażenie, że może dać dużo tej drużynie, więc nie powinno dziwić, że na niego stawiano. Ja sam liczę na niego w tym roku, ale to już starszy piłkarz, który często łapie drobne urazy. Jest już trochę wyeksploatowany i trzeba rozsądnie dobierać mu obciążenia treningowe. W meczach jest bowiem ważniejszy niż na zajęciach, kiedy tylko jest w formie i gra dla dla drużyny.
Często z nim rozmawiam i widzę w nim bardzo dobre nastawienie, chęć pomocy. Od jego umiejętności i nastawienia zależy czy będzie w stanie robić to, czego oczekuję. Oczywiście pamiętajmy, że nie mogę wymagać od niego rzeczy niemożliwych a jedynie tego, czego co może faktycznie nam dać. Lekka korekta pozycji Danijela nie powinna oznaczać żadnej tragedii, ani obniżki efektywności w jego grze. Serb potrafi grać w piłkę, więc poradzi sobie w swojej roli.
Ale kolejnego napastnika – jak brakowało, tak brakuje. Pozostanie szukanie kogoś bez sumy odstępnego?
Tak jak wspominałem – temat nie jest zamknięty, więc ciągle się za kimś rozglądamy. Dopóki okienko transferowe jest otwarte, będziemy to robić, ale nie mamy nie wiadomo jakich pieniędzy na zatrudnienie kolejnego snajpera. Musimy wszystko rozsądnie zaplanować.
Zwłaszcza, że pan – ochoczo stawiający na młodzież – na tej pozycji nie ma w kim wybierać. Michał Efir wróci po kontuzji do gry najpewniej dopiero na wiosnę.
Tak, to prawda. Trudno powiedzieć czy Marek Saganowski będzie w takiej formie jak w meczu z Metalurgsem Lipawa, ale da sporo drużynie, jeśli tylko ominą go kontuzje. Jego zaangażowanie i styl gry to gwarancja, że zawsze możemy na niego liczyć. Ljuboja też naturalnie może grać na szpicy, a pozostałymi alternatywami są Kucharczyk i nawet Kosecki. Wszystko zależy od rywala, z jakim się zmierzymy, ale to zawodnicy, którzy mogą także grać na tej pozycji.
Kosecki jak na razie wypada bardzo dobrze, więc młodzi spełniają swoje zadanie. Pan, starym zwyczajem, wprowadzi do zespołu kolejnych? Kibice chcieliby już się przekonać ile wart jest młodziutki Jagiełło…
Jego akcje rosną rosną, ale nie wszyscy zawodnicy mogą grać w pierwszej drużynie od razu. Przed nim jest jeszcze kilku graczy, którzy mają na to większe szanse. Każdy musi czuć, że prędzej czy później zostanie wynagrodzony za swoją pracę i dostanie szansę. Niekoniecznie jedną, od której wszystko będzie zależeć, bo jestem naprawdę cierpliwy. W tej chwili wykorzystuje ją np. Kuba Kosecki, który potrafi wykorzystywać swoje atuty po pobycie w ŁKS-ie czy Lechii. Dominik Furman ma wszystko poukładane w głowie i posiada papiery na granie. Pokazuje się także Kopczyński, który odbudowuje się po ciężkiej kontuzji, ale ma spore możliwości. Wspominał pan także o Efirze, a niedługo przekonamy się, co z transferem Salinasa. W pomocy mamy na przykład bardzo dojrzale grającego Daniela Łukasika, a ponadto drzwi dla młodych piłkarzy z zewnątrz nigdy nie są u nas zamknięte.
Łukasik ma zresztą zadatki, żeby wygryźć ze składu Vrdoljaka, który jeszcze rok temu na jesieni nie odczuwał żadnej konkurencji i tylko człapał po boisku.
Daniel gra dojrzale, ale ma małe doświadczenie. Ivica to z kolei charakterny gość, który zrobi wszystko, żeby grać w podstawowym składzie i wierzę, że będzie bardzo ważnym ogniwem. Jeśli będziemy grywać co trzy dni, każdy będzie mógł się wykazać.
O ile awansujecie do Ligi Europy, a pan powiedział po powrocie, że ma w klubie większy potencjał sportowy niż przed trzema laty.
Zgadza się, bo nawet zawodnicy, którzy współpracowali już kiedyś ze mną, są teraz starsi i bardziej doświadczeni. Ci, którzy pojawili się podczas mojej nieobecności, też w rzeczywistości dają sporo i to naprawdę lepsza ekipa…
…pracując z którą – zdaniem Andrzeja Iwana – pan znów czuje się jak ryba w wodzie.
Należy jednak zaznaczyć, że nie wróciłem na stare… a bardziej na nowe. Tego starego nie ma, ale nie brakuje ludzi, z którymi współpracowałem przed kilkoma laty. Miałem tutaj wielu kolegów nawet, kiedy już nie było mnie w klubie. To się nie zmieniło do dzisiaj i ułatwia pracę. Człowiek wie, czego się spodziewać i przychodzi tutaj z dużą pewnością siebie.
Pewność siebie nie zaskakuje, bo na papierze jesteście najmocniejsi kadrowo w całej lidze, bez cienia wątpliwości. Nikt ze Śląska czy Lecha nie byłby dla was wielkim wzmocnieniem.
Ale niech pan nie zapomina o Wiśle, która może nie ma jakieś bardzo długiej kadry, ale ma bardzo dobrą jedenastkę. Albo powiedzmy – trzynastkę. Niemniej, prawda – jesteśmy faworytem ekstraklasy. Podobnie było jednak w poprzednim sezonie, a każdy wie jak to się skończyło. Na papierze jesteśmy największą siłą, ale ten papier musimy sprzedać na boisku. Wierzę, że w czerwcu znajdziemy przełożenie naszego potencjału na tabelę.
Z Zagłębiem Lubin też wszystko miało pójść dobrze, ale zaliczył pan zupełnie nieudaną przygodę. A zespół stanął na nogi dopiero pod wodzą Pavla Hapala.
Nie można porównywać zespołu Hapala z wiosny z drużyną Urbana z jesieni, bo wiemy jakie wyniki miał trener Hapal z drużyną, którą ja prowadziłem.
Hapal może i dostał na dzień dobry 1:5 od Śląska, ale przejmował drużynę w bardzo trudnej sytuacji.
Później przyszło jednak kilku zawodników zimą i miał czas, żeby wprowadzić ich do drużyny. Kiedy klub jest na dole i nie ma nic do stracenia, sprawa wygląda trochę inaczej. My nastawialiśmy się na czołówkę ligi, ale ten początek nam po prostu nie wypalił. Zawodnicy liczyli na wiele, ale największą przeszkodą okazała się psychika i brak czasu. Wpadliśmy w dołek po meczach z Cracovią i Podbeskidziem, które zaledwie zremisowaliśmy. Chłopaki stracili wiarę we własne możliwości i tylko momentami byliśmy sobą. W Lubinie liczył się szybki wynik, a Zagłębie miało z marszu znaleźć się w czołówce. Nie udało się i zostaliśmy zwolnieni, choć zdaje mi się, że postępowano z nami zbyt pochopnie. Zabrakło nam czasu, bo kiedy ledwie zaczęliśmy przebudowę, wszystkie media od początku huczały, że będziemy niespodzianką ligi.
I miały prawo, bo byliście bardzo aktywni na rynku transferowym.
No tak, mieliśmy duże oczekiwania, ale przyszły mecze z Cracovią i Podbeskidziem, które wyczerpały cierpliwość kierownictwa klubu. Nie mam pretensji o zwolnienie, bo to oni nas zatrudnili, wiec mogli i zwolnić.
Nie martwił się pan wtedy, że pańska marka ucierpi i ciężko będzie o pracę w czołowym klubie?
Mogło tak być, bo często w naszej piłce zdarzają się podobne sytuacje. Widać to na szczególnie na przykładzie zawodników. Niektórzy grają kilka sezonów w ekstraklasie, nagle coś się zacina i nie mogą znaleźć klubu i lądują później w jakimś słabszym zespole z pierwszej ligi. Na zachodzie takie sytuacje następują rzadziej. Ja myślę, że mam akurat niezłą opinię, jeśli chodzi o mój warsztat trenerski, sposób prowadzenia drużyny. Wyniki decydują jednak o tym, że ktoś pracuje dłużej lub krócej. Konkurencja jest bardzo duża i pojawiają się też trenerzy zagraniczni. Może nie miałem wielkich obaw, ale byłem zaskoczony, że dostałem propozycję powrotu do Legii.
I ostro wziął się pan do pracy, bo zdaje się, że Legia wreszcie zaczyna grać ofensywnie i ładnie dla oka.
Nie wybiegałbym na razie daleko do przodu, to dopiero nasze początki. Ale rzeczywiście – zamierzamy grać w taki sposób, żeby kibice mieli z tego przyjemność. Przychodzą na stadion, żeby oglądać nie tylko zwycięską Legię, ale i taką, na którą da się popatrzeć. Teraz na trybuny przyciągają także zawodnicy, którzy utożsamiają się z klubem i miastem. To autentyczni wychowankowie akademii piłkarskiej, co cieszy fanów, którzy ciepło przyjmują w pierwszej drużynie każdego młodego chłopaka.
Ja mam umieć zrobić wynik i umieć wprowadzić młodych. Nie będzie łatwo połączyć tych dwóch spraw, bo to rezultaty są sprawą nadrzędną. Nie chodzi wcale o to, że nie chcę wprowadzać niedoświadczonych graczy. Po prostu nie wiem, czy część z nich podoła w różnych losowych sytuacjach. Stąd w pierwszej drużynie mieszanka starszych i młodszych zawodników. Na razie to ci nieopierzeni pokazują się z lepszej strony, ale kiedy przyjdzie presja – doświadczeni będą umieli wziąć ciężar na siebie. A młodzież im w tym pomoże.
Sparing z Dortmundem to niezłe przetarcie i prestiżowy mecz dla młodych graczy.
Ale tak ja pan mówi – to tylko przetarcie, więc presja nie towarzyszy takiemu spotkaniu w jakikolwiek sposób, niezależnie od klasy rywala. Zobaczymy się jednak na boisku w konfrontacji z przeciwnikiem, który da dużo do myślenia, nie tylko moim podopiecznym, ale i mi trenerowi.
Wiadomo, do wyników sparingów nikt wielkiej wagi nie przywiązuje…
…to się panu wydaje, że nikt nie przywiązuje. Akurat ja nie, bo zwracam wtedy uwagę na bardziej istotne sprawy, ale zapewniam, że w tym klubie patrzy się i na to. Dlatego nie mówmy, że wszyscy to ignorują. (śmiech)
Wypada wam zatem pokazać się z dobrej strony. A w starciu z jedynym klasowym rywalem w okresie przygotowawczym – Spartą Praga – dostaliście baty 0:4.
To był zupełnie inny moment, bo na obozie mecze traktowaliśmy tylko jako dodatek. Swego rodzaju przypomnienie o rytmie meczowym. Zawodnicy nie mogli czuć się wtedy za dobrze, bo obciążenia były tak duże, że odbiło się to oczywiście na naszych wynikach. Byliśmy bardzo ciekawi, jak będziemy wyglądać w pierwszym meczu ligi europejskiej, kiedy już zmniejszymy ilość treningów i gracze odzyskają świeżość. A to znajdzie automatycznie przełożenie na dynamikę i szybkość. Przejście Metalurgsa było naszym obowiązkiem i akurat ten drugi mecz pokazał, że forma powinna rosnąć.
5:1 z Łotyszami to komunikat, że jesteście już właściwie przygotowani do startu rozgrywek?
Wielkich rzeczy z przygotowaniem fizycznym już nie zrobimy. Zawodnicy wykonali ciężką pracę w pięciu-sześciu tygodniach. Wszyscy pamiętają, jaką piękną przygodę w pucharach Legia przeżywała przed rokiem. Chcemy to powtórzyć.
Rozmawiał FILIP KAPICA