– Jeśli ktoś coś głupiego powie czy bezmyślnie chlapnie jęzorem, to się nie obrażam. Voigt miał prawo do takiej decyzji, ale forma komunikacji pozostawiła wiele do życzenia. Zamiast powiedzieć mi osobiście, to wysłał sms, żebym opuścił obóz. Zasłużyłem na więcej – mówi Bogusław Wyparło, który jednak rozstaje się z ŁKS. Poszło, rzecz jasna, o pieniądze, bo Bodzio W. nie chciał grać za pięć tysięcy złotych.
Wszyscy zdążyli już ogłosić, że podpisał pan nowy kontrakt z ŁKS, a tymczasem nie dość, że nic takiego się nie wydarzyło, to opuścił pan zgrupowanie…
We wtorek, zaraz po otrzymaniu licencji, rozmawiałem z prezesem Voigtem i ustaliliśmy wszystkie szczegóły kontraktu. Byliśmy dogadani, brakowało tylko podpisów. Najwyraźniej prezes chciał od razu pochwalić się dziennikarzom, że się wykazał i było to zgodne z prawdą… do czwartku. Wtedy zmienił zdanie i dogadaną kwotę obciął o ponad połowę. Nie mogłem tego zaakceptować. Nie po to dwoje dorosłych ludzi na coś się umawia, żeby po dwóch dniach wszystko zmieniać i mówić – albo nasze warunki, albo wyjazd. Zresztą, musiałem wyjechać jak najszybciej, bo prezes powiedział, że za każdy kolejny dzień na obozie mam płacić ze swoich pieniędzy. Podziękowałem.
Ostro.
Po tylu latach spędzonych w ŁKS nie spodziewałem się, że potraktują mnie w taki sposób. Ale jednak, stało się.
Duży ma pan żal?
Liczyłem, że ostatni rok mojej kariery spędzę w ŁKS, ale wygląda, że się przeliczyłem. Ł»al jest i nie powinno to nikogo dziwić. Nie tak wyobrażałem sobie rozstanie z klubem. Coś się prezesowi odwidziało i tyle. Jego prawo.
Odchodzi pan definitywnie?
Chyba tak, ale jeśli zaprosiliby mnie do rozmów, to nie miałbym nic przeciwko. W klubie przeżyłem już tylu prezesów, że jak jeden wysyłał mnie do okulisty, to się nie obrażałem. Przez dwanaście lat było ich chyba dwudziestu – jedni lepsi, drudzy gorsi. Jeśli ktoś coś głupiego powie czy bezmyślnie chlapnie jęzorem, to się nie obrażam. Voigt miał prawo do takiej decyzji, ale forma komunikacji pozostawiła wiele do życzenia. Zamiast powiedzieć mi osobiście, to wysłał sms, żebym opuścił obóz. Zasłużyłem na więcej.
Piotr Misztal o Voigtcie mówi tak: To nieudacznik, który chlapie jęzorem, zamiast siedzieć cicho.
Nie chcę być adwokatem Misztala. Prawdą jednak jest, że okres stabilizacji finansowej i organizacyjnej w ŁKS był ostatnio za… Antoniego Ptaka. Od tamtej pory ŁKS cały czas balansuje albo na krawędzi spadku, albo na krawędzi upadku. Były awanse do ekstraklasy, ale one kończyły się ponownym spadkiem i jeszcze większymi kłopotami finansowymi.
Dziś sytuacja, mimo otrzymania licencji na pierwszą ligę, jest bardzo kiepska.
Niestety, to prawda. Teraz wszyscy akcjonariusze i kibice czekają na spełnienie obietnicy pana Voigta, który przychodząc do klubu, powiedział, że dokapitalizowanie w wysokości trzech milionów złotych nie będzie stanowiło dla niego żadnego problemu. Kwota, jaką zadeklarował, bardzo klubowi by pomogła. No, więc czekamy dalej…
Co teraz z ŁKS?
Rozpoczyna się budowa stadionu, trzeba znaleźć obiekt poza Łodzią, na którym można grać. Zawsze pomagali i gościnnie przyjmowali nas w Bełchatowie, ale prezes zdążył się z nimi skonfliktować. I teraz nie mamy tam czego szukać. ŁKS musi więc jakiś obiekt wynająć, ale też odpowiednio się wzmocnić, bo obecna kadra – niezależnie od mojego odejścia – w pierwszej lidze raczej się nie utrzyma.
Można jedynie współczuć trenerowi Chojnackiemu.
Miał plan, żeby oprzeć drużynę na Saganowskim, Łobodzińskim, Boninie, ale oni odeszli do lepszych sportowo i finansowo klubów. Jedynym ze starej gwardii, który czekał do końca, byłem ja. W moim wieku trochę trudniej o nowego pracodawcę. Tylko, że ja przeprowadzki wcale nie planowałem, bo już dwa miesiące temu Voigt obiecywał, że jeśli dostaniemy licencję, to przedłuży umowę nie tylko ze mną, ale większością zawodników. Jak widać, nie dotrzymał danego słowa. Nie pierwszy i nie ostatni raz…
Rozmawiał PIOTR TOMASIK