Po załagodzeniu konfliktu Ramosa z Pique, po tym, jak Mourinho na chwilkę zamilkł i przestał dolewać oliwy do ognia, a Guardiola całkiem usunął się w cień, wygląda na to, że Real i Barcelonę czeka kolejna rywalizacja. Na celowniku obu klubów znalazł się świeżo upieczony mistrz Europy z Athletic Bilbao. Javi Martinez.
W ankiecie „Marki” z pytaniem, kogo byś kupił na miejscu Realu, prawie połowa wskazała właśnie na niego. Sergio Aguero i Luka Modrić zostali zdeklasowani, a reszta wręcz zmiażdżona (piąte miejsce pewnie dzięki aktywności Polaków zajął Łukasz Piszczek). Katalońskich internautów przepytał natomiast dziennik „Mundo Deportivo”, którego interesowało, czy Javi Martinez byłby godnym zastępcą Seydou Keity. Wyniki? 75% jest na tak, z czego 68% wyłożyłoby za 23-latka przynajmniej 20 milionów euro.
Wyniki ankiety z „Marki”
Wyniki ankiety z „Mundo Deportivo”
Czy warto płacić za niego taką kasę? Według Javiera Gascona ze wspomnianego „Mundo Deportivo” jak najbardziej. Dlaczego? Oto pięć powodów:
1. Większa konkurencja wśród stoperów i na środku pola. Martinez byłby idealny zastępcą Keity, dobrą alternatywą dla Busquetsa, a także dla Pique lub Puyola, bo za Marcelo Bielsy udowodnił, że jest świetnym obrońcą.
2. Mierzący 190 centymetrów Martinez poprawiłby grę w powietrzu i przydałby się przy stałych fragmentach.
3. Siła, umiejętności i strzał pozwalają mu szybko dochodzić do bramki rywala, czym przypomina Yayę Toure.
4. Idealny wiek i doświadczenie – mimo 24 lat Javi przypomina już weterana, bo w Primera División zadebiutował aż siedem lat temu. Wciąż też jest przyszłościowym zawodnikiem.
5. Charakter i osobowość – po prostu jest liderem.
Ideał? Nie do końca. Martinez ma dwie zasadnicze wady – wysokie wymagania finansowe klauzulę odstępnego w wysokości 40 milionów euro. Sam twierdzi, że nie jest wart aż tyle, ale baskijscy działacze są nieugięci. – Nie jesteśmy klubem, który sprzedaje piłkarzy. Jeśli ktoś chce kupić Javiego, będzie musiał zapłacić klauzulę. I tylko pod warunkiem, że zawodnik będzie chciał odejść. Póki co nic nam o tym nie wspominał – zaznacza prezes Athleticu, Jusu Urrutia.
Czy warto za niego płacić taką kasę? Jeśli wierzyć katalońskim dziennikarzom, Barcelona miała w tym okienku do wydania właśnie czterdzieści milionów, tyle że czternaście poszło już na Jordiego Albę. „Blaugrana” byłaby w stanie wyłożyć żądane pieniądze, tylko jeśli Martinez zgodziłby się na niższy kontrakt, mniej więcej na poziomie „escala C”.
Jeśli się nie zgodzi, zostanie mu Real, Bayern albo któryś z klubów angielskich, choć według „Marki” działacze Królewskich nie chcą wchodzić w wojnę z Athletikiem i odrzucilo możliwość sprowadzenia zawodnika. Na razie Martinez skupia się więc na Igrzyskach Olimpijskich, z których zamierza przywieźć drugi tytuł w tym roku.
TĆ


