Po tym, jak dwa tygodnie temu mogliście przeczytać o nowej ścieżce eliminacji Ligi Mistrzów w sezonie 2017/18 (KLIK), pisaliście w listach, by przedstawić także nową ścieżkę eliminacji Ligi Europy. Dziś zatem prześledzimy wspólnie, o ile trudniej będą mieli wicemistrz, brązowy medalista oraz zdobywca Pucharu Polski w walce o fazę grupową tych mniej elitarnych europejskich rozgrywek. Bo to, że będzie trudniej, nie ulega najmniejszej wątpliwości.
Zacznijmy jednak od wiadomości dobrej – trudniej nie powinien mieć mistrz Polski. Legia Warszawa sposobi się właśnie do odrabiania strat w Tyraspolu, ale z pewnością nie można nazwać tego meczu ostatnią szansą dla zdobywcy tytułu na względnie łatwą kwalifikację do Ligi Europy. Bo od nowego sezonu mistrzowie kraju – z mistrzem Polski włącznie – będą mieli trochę łatwiejszą drogę do LE. Odpadając na dowolnym etapie eliminacji Ligi Mistrzów zawsze będę spadać do któregoś z trzech etapów specjalnej ścieżki eliminacji LE przeznaczonej właśnie dla mistrzów. I tam będą grać wyłącznie pomiędzy sobą, aż wyłoni się osiem drużyn, które zagrają w fazie grupowej. Natomiast, podobnie jak w tym roku, przegrani w ostatniej fazie eliminacji Ligi Mistrzów od razu spadną do grupy Ligi Europy. W przyszłym sezonie będą to cztery drużyny.
Fakt, że mistrzowie będą grali wyłącznie między sobą, może okazać się bardzo pomocny, choć oczywiście wcale nie musi. W tym roku Legia miała już ogromne problemy z Astaną i Sheriffem, a to przecież także mistrzowie, których – w obliczu utrudnionych eliminacji Ligi Mistrzów – prawdopodobnie można będzie też spotkać właśnie w eliminacjach Ligi Europy. Tak samo jak chociażby Bate, Łudogorec, Rosenborg, Red Bull Salzburg czy Partizan Belgrad, które wypadły w tym sezonie z Ligi Mistrzów na tym samym etapie co Legia. Natomiast druga strona medalu jest taka, że miejsca przeznaczone wyłącznie dla mistrzów skądś trzeba przecież wyjąć, bo rozgrywki bynajmniej nie ulegną rozszerzeniu. W efekcie tej oraz kilku drobniejszych zmian w klasycznych eliminacjach Ligi Europy miejsca premiowane awansem zostaną zredukowane z 22 do 13. I będzie to bardzo poważny problem dla naszych pucharowiczów niebędących mistrzem Polski.
Smutne jest to, że Jagiellonia, Lech i Arka nie były blisko awansu do fazy grupowej nawet w tym sezonie, w którym UEFA jeszcze nie pokomplikowała spraw. Białostocczanie odpadli na dwie rundy przed końcem eliminacji, a poznaniacy i gdynianie na jedną. Okej, można powiedzieć, że Arka i Lech nie mieli szczęścia, ale – skoro tak – w kolejnych edycjach tego szczęścia będą potrzebowali o niebo więcej. Spójrzmy, jak dokładnie będą wyglądały zmiany – po lewej stronie obecna ścieżka eliminacyjna, po prawej ta z sezonu 2018/19:
Od razu jedna uwaga – symulacja sezonu 2018/19 została opracowana dla takich samych warunków, jakie zaistniały w obecnym sezonie. Czyli przy założeniu, że angielska drużyna z piątego miejsca (za co normalnie należy się miejsce w grupie Lidze Europy) awansuje do Ligi Mistrzów poprzez triumf w Lidze Europy. No dobra, skoro formalności mamy już za sobą, to na początek dwa optymistyczne wnioski dotyczące kalendarza rozgrywek:
1) Na szczęście dla polskich klubów nie zmieni się liczba rund do rozegrania.
2) Reforma nie zmieniłaby także rund, od których startowałyby polskie drużyn w Lidze Europy, ale – jako że spadliśmy w rankingu UEFA – w nowym sezonie triumfator PP na pewno będzie miał do rozegrania o jeden dwumecz więcej.
Okej, drugi wniosek do końca optymistyczny nie jest, ale też w niedługim czasie jesteśmy w stanie powrócić na 18. miejsce w rankingu UEFA. Niestety, więcej optymistycznych wniosków już tu nie widać, bo jest dokładnie odwrotnie. A konkretnie:
– I runda będzie teraz trochę trudniejsza, bo nie zagra w niej 8 najsłabszych zespołów. A to oznacza, że polskie drużyny, które nie śrubowały ostatnio współczynników w pucharach (jak np. w tym roku Arka), przy niefortunnym splocie zdarzeń mogą nie uzyskać rozstawienia i jeszcze w czerwcu trafić na zespół pokroju FC Midtjylland.
– II runda będzie trudniejsza, bo wystąpią w niej drużyny z dziewięciu najlepszych lig Europy oraz trzy dodatkowe drużyny z miejsc 13-15 w rankingu UEFA, którymi w przyszłym roku będą przedstawiciele Holandii, Grecji i Austrii. W tej fazie rozstawieni mogliby być już tylko Legia i Lech.
– III runda będzie trudniejsza, bo wystąpi w niej mniej drużyn, a do rywalizacji stanie też trzech przegranych z pierwszej rundy eliminacji Ligi Mistrzów ze ścieżki niemistrzowskiej. Innymi słowy, zagra w niej trzech wicemistrzów spośród takich krajów jak Turcja, Czechy, Szwajcaria, Holandia, Grecja i Austria. W takim układzie Lech Poznań znalazłby się na granicy rozstawienia i miałby naprawdę sporą szansę na bycie losowanym spośród słabszych drużyn. W tej fazie jedyną ekipą pewną rozstawienia byłaby Legia.
– IV runda będzie dużo trudniejsza, bo… będzie znacznie mniejsza. Zamiast 44 drużyn wystąpi w niej ledwie 26. Przede wszystkim nie weźmie w niej udziału piętnastu przegranych mistrzów z eliminacji Ligi Mistrzów, czyli między innymi zabraknie takich drużyn, jakimi w tym sezonie były Legia i Sheriff. Co więcej, w tej fazie nawet warszawianie – o ile oczywiście tym razem nie zostaliby mistrzem Polski – nie będą mogli mieć 100-procentowej gwarancji rozstawienia.
W kontekście tych zmian żałować mogą przede wszystkim Arka i Lech, którzy niedawno przegrali awans w ostatnich minutach swoich europejskich spotkań i nie załapali się do jeszcze w miarę przyjaznej w tym roku IV rundy. W przyszłym sezonie nasi pucharowicze będą już mieli dużo bardziej przymknięte okno, a lepsi przeciwnicy będą się czaić praktycznie w każdej fazie.
I tak naprawdę wniosek nasuwa się tu podobny, jak po zapoznaniu się ze zmianami w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Nic bowiem nie zapowiada, by w kolejnych sezonach czekało nas więcej pozytywnych wrażeń w kontekście występów naszych zespołów w Europie. Przeciwnie, najprawdopodobniej – tak jak i tego lata – do końca emocjonować się będziemy jedynie walką mistrza Polski o Ligę Europy. Natomiast zarówno o awans mistrza do grupy Ligi Mistrzów, jak i o awans pozostałych drużyn do grupy LE, będzie nam teraz potwornie ciężko. W kontekście tego, co pokazały polskie zespoły w obecnym sezonie pucharowym – wydaje się to niemal niemożliwe.
MICHAŁ SADOMSKI