Jordi Alba w Barcelonie, czyli 14 milionów euro… jak czapka gruszek

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2012, 18:20 • 2 min czytania

Rano dotarła do nas wiadomość, której się spodziewaliśmy. Taka na którą można zareagować tylko wzruszonymi ramionami, bo transfer Jordiego Alby do Barcelony od kilku tygodni i tak uznawaliśmy za pewnik. Odwlekana ceremonia negocjacji obu zainteresowanych stron przeciągała się aż do dzisiaj, ale zakończyła zgodnie z planem – obustronnym „tak”. Dopiero po fakcie zaskoczyła nas jedna rzecz – cena, która równała się zaledwie 14 milionom euro.
Wiadomo, podobna suma piechotą nie chodzi, ale dość babrania w ludowych mądrościach. Współczesny futbol zdążył nas przyzwyczaić, że utargowanie podobnej kwoty to złoty interes. Taki, który powinien kończyć się pocałowaniem w rękę dobroczyńcy, który zechciał puścić piłkarza. W tym przypadku działacze Valencii oddali nie tylko najbardziej obiecującego lewego obrońcę w Hiszpanii, ale pewnie i w Europie, a może na świecie.

Jordi Alba w Barcelonie, czyli 14 milionów euro… jak czapka gruszek
Reklama

Dla porównania – dziś za takie pieniądze da się najwyżej ściągnąć albo przereklamowany talent vide Jordan Henderson, albo kogoś z łatką megagwiazdy Eredivisie (Bryan Ruiz), albo… pordzewiałego i nieobliczalnego wielkoluda z Wysp (Peter Crouch). Przypomnijmy bardziej szczegółowo kilka transferów dokonanych w minionym roku w czołowych ligach europejskich:

Reklama

– Jordan Henderson z Sunderlandu do Liverpoolu – 16 milionów funtów
– Bryan Ruiz z Twente Enschede do Fulham – 12,6 miliona funtów
– Peter Crouch z Tottenhamu do Stoke City – 10 milionów funtów
– Pablo Osvaldo z Espanyolu do AS Roma – 16 milionów euro
– Santi Cazorla z Villarreal do Malagi – 19 milionów euro

Widać różnicę? No widać, bo w przeliczeniu na funty Crouch był zaledwie dwie bańki tańszy niż Alba. Wartość Cazorli jeszcze zrozumiemy, choć nabił sobie ją głównie… przed czterema laty, właśnie na Euro. Boimy się myśleć, ile warty w razie złotego medalu będzie wart Jordi, ale to już bez znaczenia. 23-latek ma papiery, żeby z Camp Nou nie ruszać się do końca kariery.

– To najlepszy lewy obrońca na Euro. Bez dwóch zdań – ocenia w rozmowie z nami Wojciech Kowalczyk. I jednocześnie brakujące ogniwo Blaugrany. Gość, którego potrzebowano w obliczu choroby Abidala. Dziś od ostatecznego sfinalizowania transakcji dzielą go tylko testy medyczne, które będą równie wymagające jak złożenie czytelnego podpisu pod pięcioletnią umową. 23-latek wraca do Barcelony po siedmioletniej odysei, bo oprócz Valencii zaliczał jeszcze epizody w Cornelii i Gimnasticu Tarragona.

Na miłe słówko zasłużyli też działacze Blaugrany, jakby zainspirowani starą kampanią Adidasa pod szyldem „Impossible is nothing”. Faktycznie – niemożliwe nie istnieje. Zwłaszcza, że do niedawna jedyną deską ratunku na lewą obronę był Gareth Bale… wyceniany na 40 milionów funtów. A przy nim transfer Alby to symboliczny wykup za czapkę gruszek.

FK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama