Napisaliśmy ostatnio, że Wisła – podpisując kontrakt z Danielem Sikorskim – grzebie w kubłach. Zwyczajnie, robi transfery przeszukując okoliczne piłkarskie śmietniki. Poziom żenująco zaniża jednak nie tylko niedawny mistrz Polski, ale większość naszych ligowców. Idealny przykład – Widzew. Nie po raz pierwszym przekonujemy się, że aby przyjechać na testy do Łodzi, wystarczy mieć dwie sprawne nogi.
Na początku tygodnia do klubu zjechały posiłki nie tylko z niższych polskich lig, ale też z Gruzji, Wybrzeża Kości Słoniowej czy z… Gwadelupy. Między innymi niejaki Thomas Phibel, swoją drogą – bardzo podobny do Mario Balotellego. Dziś gra dla Royal Antwerp, w przeszłości zaliczył dwa występy w barwach Standardu Liege, a w 2010 roku spowodował na autostradzie wypadek, w wyniku którego zginęła kobieta. Jak się później okazało, Phibel był po kilku głębszych.
Jeszcze bardziej zaciekawił nas jednak Franck Douza Zahui (gdzieś na powyższym zdjęciu), zawodnik grający do niedawna we Włoszech. Nie, nie w Juventusie, Milanie ani nawet w Torino, tylko w Tre Valli, klubie SIÓDMOLIGOWYM. Zwrócił na to uwagę jeden z naszych znajomych, zresztą w Widzewie tę informację z miejsca nam potwierdzili.
No, cóż, jakby to wam napisać. Z trudem przechodzi to nam przez palce, ale Tre Valli z siódmej ligi włoskiej… spadło.
Tylko czy kogokolwiek powinno to dziwić? Widzew testował już piłkarzy z czwartej ligi hiszpańskiej, szóstej angielskiej, drugiej maltańskiej, a także zawodnika z drużyny młodzieżowej niemieckiego szóstoligowca. Nie wspominając o Bogdanie Stratonie, który swego czasu kasował w Łodzi 20 tysięcy miesięcznie, wcześniej grzał ławę w drugiej lidze rumuńskiej, a pod kompilacją ze swoimi zagraniami na YouTube umieścił własny numer telefonu.
No, i teraz gość z siódmej ligi włoskiej…
Aż boimy się zapytać – dokąd to wszystko zmierza? Gdzie Widzew będzie szukał kolejnych wzmocnień? Rozgrywki osiedlowe w Zimbabwe? Międzyklasowy turniej w Algierii?
PT
