Ciąg dalszy naszej nowej rubryki, którą zastąpiliśmy „lajfa”. Pomimo wieczornego hitu Hiszpania – Francja, najciekawsze materiały przeczytamy o jutrzejszym starciu Anglików i Włochow. Co warte odnotowania – odżyło „The Sun”, które wczoraj znalazło się w dołku i nie wydrukowało absolutnie nic wartego uwagi.
THE SUN
Zaczynamy od Rio Ferdinanda i jego turniejowej kolumny. Wielki nieobecny turnieju porusza tym razem temat, który od zawsze intrygował kibiców „Synów Albionu” – relacje w szatni. Jak wiadomo, stoper Manchesteru United nie pojechał na Euro głównie przez konflikt z Johnem Terrym…
– Kiedy pierwszy raz pojawiłem się na zgrupowaniu reprezentacji, dostrzegałem, że wszyscy dzielą się na grupy. Przy jednym stoliku miałeś graczy Manchesteru United, przy drugim Liverpoolu i jeszcze dalej paczkę Alana Shearera. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić i do kogo się przysiąść, żeby nikt nie patrzył na mnie wilkiem.
Swoją rolę w takich podziałach na pewno musiało odegrać pochodzenie, bo Fowler i McManaman byli rdzennymi liverpoolczykami, a Gary Neville i Scholes czuli się stuprocentowymi gościami z Manchesteru. Nie muszę chyba zaznaczać, że to dorastanie w duchu rywalizacji obu tych miast automatycznie wpłynęło na stosunki w szatni.
Kiedy byłem w szerokiej kadrze na Euro 1996, siedziałem z Paulem Ince’em z uwagi, że grał wtedy w Interze Mediolan i Lesem Ferdinandem, który – podobnie jak ja – był z Londynu. Wtedy na przełamanie było stać tylko Jamiego Redknappa, który odłączył się od liverpoolczyków i dosiadł do nas.
Dziś, w obecnym składzie, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Carroll, Henderson i Downing grają dla Liverpoolu, ale stamtąd nie pochodzą. A taki Danny Welbeck z Manchesteru United zna Hendersona, bo razem grali w przeszłości w Sunderlandzie. Myślę, że znajomości zostały też nawiązane przez wspólną grę w młodzieżowych reprezentacjach kraju. Wszyscy się znają i dobrze nareszcie widzieć takie obrazki. Oto skonsolidowana drużyna Anglii.
Ferdinand opisał przemiany we wzajemnych stosunkach reprezentantów, a Shearer poświęcił uwagę karnym, które były w przeszłości wielką zmorą Anglików na turniejach tej rangi.
– Zawsze byłem niezwykle pewny siebie, jeśli chodzi o ten element gry. Brałem udział w trzech seriach jedenastek: dwa razy na Euro 96 i raz na mundialu we Francji w 1998 roku. W każdej z nich trafiałem do siatki, choć przed wykonaniem jedenastki wszystko się dla mnie dłużyło. Samo przejście ze środka boiska przed ustawieniem piłki przypominało 5-kilometrową drogę. Serce biło mi dla odmiany ze sto razy szybciej.
Nieważne, jak często trenujesz – tego momentu i tak nic ci nie zastąpi. Mimo wszystko zalecam pracę nad tym aspektem. Ja zawsze starałem się uczyć zachowań bramkarzy, z którymi się mierzyłem. Znałem ich atuty i wady.
(…)
Mam nadzieję, że piłkarze nie będą bali się wziąć na siebie odpowiedzialności w razie remisu z Włochami w dogrywce. Przekażę im, żeby byli pewni siebie i nie zmieniali zdania. Wystarczy tylko zapanować nad emocjami w momencie podchodzenia do piłki. Nie może dochodzić do sytuacji, kiedy jest na odwrót i to emocje przejmują nad tobą kontrolę.
W kontekście dzisiejszego meczu przeczytamy natomiast wypowiedź Karima Benzemy.
– Chciałem zagrać z Hiszpanią, ale nie na tym etapie rozgrywek, a dopiero w finale. Naszym celem był awans, więc kiedy go zrealizowaliśmy… nie sądziliśmy, że pójdzie nam tak beznadziejnie w ostatnim meczu grupowym. Sami narobiliśmy sobie biedy i zagramy teraz z najtrudniejszym z możliwych rywali.
Mam nadzieję, że porażka ze Szwecją (0:2) przebudzi nas wszystkich. Jeśli tak się nie stało i na nikogo nie podziałało to motywująco, już możemy pakować walizki. Wydaje mi się, że specjalnie nie nastraszyliśmy dzisiejszego rywala swoim ostatnim występem…
Scott Parker nie wygląda na gościa przyzwyczajonego do wielkich imprez, bo wciąż nie ogarnia co się wokół niego dzieje…
– Gra dla mojego kraju to ogromne wyróżnienie, o którym marzyłem od dzieciństwa. Aż mam ochotę się uszczypnąć, żeby bardziej dotarło do mnie, że czekam właśnie na ćwierćfinał z Włochami. Cóż, nikt mnie już nie odmłodzi, więc wygląda na to, że to prawdopodobnie moja szansa na osiągnięcie sukcesu na wielkim turnieju. Jedyna, unikalna okazja, żeby stanąć naprzeciw Di Natale, De Rossiego i Pirlo. Zwłaszcza, że za dwa lata – w trakcie mundialu w Brazylii – miałbym już 33 lata.
BILD
Media za naszą zachodnią granicą zachwycone popisem piłkarzy Loewa, którzy starli na proch marzenia Greków na awans do półfinału. – To był dzień zmian, bo chciałem przewietrzyć nasz zespół w ofensywie. Zamierzam być nadal nieprzewidywalny, bo tylko nam to pomaga – mówił Joachim Loew. Opłacało się, bo na 4:2 głównie zapracowali Schuerrle, Reus i Klose, którzy pierwszy raz rozpoczęli mecze w wyjściowej jedenastce. Przy okazji kilka komplementów pod swoim adresem nareszcie wysłuchał pilkarz meczu – Mesut Oezil. Gwiazdor Realu dostał notę 1, a więc najwyższą z możliwych:
Nareszcie pokazał, że jest piłkarzem klasy światowej. Technicznie grał tak, jak tylko tego chciał i Grecy zupełnie nie mogli przewidzieć jego reakcji. Miał także udział przy każdej ze zdobytych bramek przez nasz zespół, więc zasłużył na najlepszą możliwą recenzję.
MARCA
Hiszpanie w dzisiejszym wydaniu swojego najpoczytniejszego sportowego dziennika porównują siłę „La Furia Roja” i reprezentacji Francji. Na papierze zdecydowanie wygrywają piłkarze del Bosque. Przykładowo: Casillas, Xavi, Iniesta i… del Bosque dostali notę 9 (w skali 1-10), a wśród Francuzów dwie ósemki zebrali Benzema i Ribery.
Del Bosque ma wrażenie, czego spodziewać się po Lorą Blą i jego piłkarzach: – Francuzi mają znakomitego trenera i świetnych graczy, więc nie wyciągałbym zbyt pochopnych wniosków po ich porażce ze Szwecją w ostatnim meczu fazy grupowej. Myślę, że tym razem wypadną znacznie lepiej w defensywie i poczekają na nasz ruch. Nie wiem co wydarzyło się w szatni „Tricolores” po meczu z „Trzema koronami”, ale relacje w zespole nigdy nie mogą być przecudowne. Utarczki słowne się zdarzają, ale wątpię, żeby w jakikolwiek sposób wpłynęło to na mecz z nami.
L’EQUIPE
Kapitan Hugo Lloris zapowiada, że Francuzi dadzą sobie radę z Hiszpanami, ale media są bardziej ostrożne.
Nasi piłkarze muszą przenieść górę. „Les Bleus” wiedzą, że nic nie będzie łatwe, ale przynajmniej mamy piłkarzy pełnych zaufania do własnych umiejętności. Samir Nasri potrafił na przykład stwierdzić, że bardziej obawiał się trafienia na Włochów.
– Nasza dyscyplina odegra kluczową rolę, bo gramy z bardzo dobrym zespołem, który przede wszystkim stara się utrzymywać przy piłce. Mają niezwykłą inteligencję boiskową i wiedzą, jak stworzyć sobie dużo wolnej przestrzeni – tłumaczy Florent Malouda.
Roger Lemerre, który jako trener doprowadził Francuzów do triumfu w Euro 2000, w pełni ufa umiejętnościom rodaków: – Na papierze nie musimy być w żaden sposób zazdrośni w stosunku do Hiszpanów. I to nawet jeśli chodzi o naszą linię pomocy, bo mamy tam Nasriego i Cabaye’a. Jedyny atut po stronie rywala to fakt, że „La Furia Roja” tworzy imponujący monolit. To kolektyw podobny do Barcelony.








