Carlitos z Wisły Kraków wciąga naszą ligę nosem od kiedy się w niej pojawił. Jeszcze nie tak dawno temu w Villarreal trenował razem z Robertem Soldado czy Cedrikiem Bakambu. – Czy mogę się z nimi porównać? Jasne, dlaczego nie? Nie czułem dużej różnicy, naprawdę. Szczerze mówiąc, zupełnie nie czułem się gorszy. Myślę, że pewien wysoki poziom się osiąga, trzeba go wypracować i dorosnąć do niego. Jeśli trenuje się regularnie z wielkimi zawodnikami, to dorasta się do ich poziomu. Nie powiem, że jestem lepszy albo gorszy, ale czułem wtedy, że mógłbym zagrać zamiast nich. Czasem trener śmiał się, że wyglądam lepiej niż Soldado – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
Gazeta pisze o prawdziwej historii Paulinho w Łodzi.
– Paulinho miał problemy w ŁKS, bo polski trener był nacjonalistą i nie chciał stawiać na Brazylijczyków, tylko na swoich rodaków. Rozmawiałem z nim, bo jego decyzje nie wpływały dobrze na zespół – to słowa Litwina cytowane przez kataloński “Sport” (ów Litwin sprowadzał Paulinho do Polski – red.). Szkoleniowcem oskarżonym o kierowanie się paszportem a nie formą sportową, jest Mirosław Jabłoński (67 l.), który inaczej zapamiętał kontakt z Litwinem. – Odszedłem z klubu z powodu kłótni z nim. Faktycznie miał pretensje, że nie grają jego zawodnicy, ale przede wszystkim zależało mu na napastniku Kleyrze. Podobno miał wielki talent, miał być gwiazdą. Szkoda, że nie bardzo chciało mu się biegać… O Paulinho się nie zająknął. Zresztą, z tego zaciągu Latynosów nadawali się tylko Juca Viana i właśnie Pauliinho – tłumaczy były szkoleniowiec Rycerzy Wiosny.
Dalej czytamy materiał z odwiedzin u Carlitosa.
Carlitos szybko stał się liderem i najlepszym strzelcem Wisły Kraków: – Podchodzę do tego spokojnie. Dzisiaj jesteś liderem, jutro jesteś na dnie. Sezon jest długi, więc szybko może się to zmienić. Wierzę jednak, że Kraków może być moim miejscem na ziemi – mówi napastnik. – Jedyne, czego się boimy, to zima. Już na wszelki wypadek kupiłam kilka grubych kurtek – śmieje się jego partnerka.
Patryk Lipski mówi o tym, dlaczego nie trafił do Rijeki. Rozmówkę z Patrykiem możecie przeczytać także na naszych łamach.
– Nastawiałem sie na wyjazd do zagranicznego klubu. Nie chciałem podejmować decyzji przed Euro U-21, ten turniej jednak nie podniósł mojej wartości. Byłem blisko HNK Rijeka (mistrz Chorwacji – przyp. red.), tam jednak nagle zmienili zdanie i chcieli czekać na rozstrzygnięcia w eliminacjach Ligi Mistrzów. Ja nie mogłem tego zrobić. Jasne, wszystko mogło się błyskawicznie zmienić, ale godziny zamieniały się w dni, a te w tygodnie… – opowiada Lipski.
GAZETA WYBORCZA
W GW czytamy o kryzysie Barcelony.
Katalończycy byli najwyższym punktem odniesienia w światowej piłce. Zespołem kultowym, któremu zdarzyło się przegrać mecz, ale nigdy oddać inicjatywy rywalowi. O utrzymaniu się przy piłce dyskutowali wtedy wszyscy. Toteż w środową noc na Santiago Bernabéu najbardziej poruszająca była nie tyle przegrana gości z Katalonii (0:2), ile totalna dominacja Królewskich we wszystkich aspektach gry. Barcelona staje w obliczu kryzysu. 30-letni Leo Messi wydaje się znużony i zniechęcony. 30-letni Piqué wygląda na piłkarza, który myślami jest już w gabinecie prezesa, a nie na boisku (nigdy nie ukrywał ambicji kierowania klubem). 30-letni Luis Suárez to rewolwerowiec bez naboi. 33-letni Andres Iniesta schodzi ze sceny. 29-letni Sergio Busquets mówi o nieuniknionej rekonstrukcji drużyny. La Masia wychowuje już tylko przeciętnych piłkarzy. Po niedzielnej porażce 1:3 na Camp Nou Barca jechała do Madrytu, by zachować twarz. Miała się podnieść, dać sobie nadzieję, pokazać, że jest wciąż na tej samej półce co Real, tylko w gorszej formie na starcie sezonu. „Bez duszy” – komentuje jej postawę kataloński dziennik „Sport”. „Superpuchar dla Realu, superproblemy dla Barcelony” – dodaje „El Mundo Deportivo”.
SUPER EXPRESS
Artur Wichniarek przed startującym sezonem Bundesligi opowiada o Lewym.
Czy Lewandowski ma jeszcze coś do wygrania w Bundeslidze, bo mówi się o jego chęciach przejścia do Realu?
Każdy sezon jest potwierdzaniem umiejętności i sprawdzaniem samego siebie. Indywidualnie ma o co rywalizować z “Aubą”, który najprawdopodobniej zostanie na cały sezon w Borussii, a także doścignąć najlepszego strzelca Bundesligi spoza Niemiec – Claudio Pizarro. Dobrze się stało, że Aubameyang został w Dortmundzie, bo “Lewy” będzie miał cel, żeby zrewanżować mu się za porażkę w wyścigu o tytuł króla strzelców w poprzednim sezonie.
Bayern nie dokupił drugiego napastnika. Jesteś tym zaskoczony?
Nawet gdyby zabrakło Roberta, to Bayern ma na tyle uniwersalnych piłkarzy, że mogą zmienić system grania bez typowej “9”, jak to miało miejsce za trenera Guardioli. Pech Bayernu polegał na tym, że zabrakło “Lewego” w meczach z Realem, a na taką zmianę systemu gry potrzeba jest trochę czasu. Żaden klasowy napastnik nie przyjdzie do Bayernu po to, żeby siedzieć na ławie, w sytuacji gdy “Lewy” chce grać w każdym meczu. Z drugiej strony to, że ma on zdrowie i unika kontuzji, nie oznacza, że tak będzie zawsze, choć życzę mu jak najlepiej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Mocna okładka:
W pomeczowym tekście pada kilka gorzkich słów:
Jak na dłoni widać, że trener Magiera od początku rozgrywek szuka nie tylko skutecznego napastnika, ale i zawodnika na pozycję numer dziesięć. Sprawdził na niej przynajmniej sześciu graczy, żaden nie zagrał dwóch dobrych meczów z rzędu. Z Sheriffem za napastnikiem zaczął Guilherme, ale Brazylijczyk bardzo szybko został sponiewierany przez Josipa Brezovca i w 23. min opuścił boisko. Później najbliżej Sadiku biegał Węgier Dominik Nagy, ale i on cudów nie wymyślił. W przeciętność lepszych, starszych i bardziej doświadczonych kolegów z formacji ofensywnej wkomponował się 18-letni Sebastian Szymański, który biegał za piłką jak szalony, ale bez większych efektów. Dlatego pierwsza połowa była jedną ze słabszych w wykonaniu legionistów, którzy na tle przeciętnego rywala – bramkarz Arkadiusz Malarz właściwie nie musiał interweniować – wyglądali również średnio.
Carlitos, książę Krakowa. PS poświęca rewelacyjnemu Hiszpanowi duży tekst.
W kolejnych dwóch klubach, czyli trzecioligowych Eldense i rezerwach Villarealu, zdobył po 13 bramek. To granica, której na razie nie potrafił przekroczyć w jednym sezonie. – Pechowa trzynastka. Może teraz uda się w Wiśle? Taki mam cel. Na pewno jednak to był najlepszy czas w mojej dotychczasowej karierze, szczególnie w Eldense – wspomina. W ekipie z Eldy pierwszy raz czuł się znakomicie przez cały sezon, dlatego potem zwrócił się do niego Villareal. Tę ofertę ocenił najciekawiej spośród wielu, lecz nie zamierzał zostawać w Żółtej Łodzi Podwodnej na dłużej. – Jeśli masz ponad 23 lata, pierwszy zespół już nie jest tobą zainteresowany. Jesteś potrzebny jako zawodnik z doświadczeniem do rezerw, ale nic więcej. Tym bardziej w Villarealu, gdzie jest tyle młodych talentów – tłumaczy. Carlitos miał jednak okazję trenować z pierwszym zespołem, gdzie byli tacy napastnicy jak Roberto Soldado czy Cedric Bakambu. – Czy mogę się z nimi porównać? Jasne, dlaczego nie? Nie czułem dużej różnicy, naprawdę. Szczerze mówiąc, zupełnie nie czułem się gorszy. Myślę, że pewien wysoki poziom się osiąga, trzeba go wypracować i dorosnąć do niego. Jeśli trenuje się regularnie z wielkimi zawodnikami, to dorasta się do ich poziomu. Nie powiem, że jestem lepszy albo gorszy, ale czułem wtedy, że mógłbym zagrać zamiast nich. Czasem trener śmiał się, że wyglądam lepiej niż Soldado – opisuje wiślak.
Na przeciw siebie stanie dziś dwóch kolegów znanych z umiejętnego wprowadzania młodych piłkarzy. Michał Probierz i Marcin Brosz.
– Może być tak, że wpuszczania młodych nauczyliśmy się, grając w Górniku. Pomysł na zabrzański klub w czasach, gdy ja i Michał w nim graliśmy, był podobny jak dzisiaj. Grało wtedy wielu chłopaków z regionu. Większość składu stanowili Ślązacy. Dostaliśmy szansę w Górniku, choć większość z nas grała wcześniej w niższych ligach – podkreśla trener beniaminka. Obrońca Brosz i pomocnik Probierz mieli w tamtych czasach dość bliskie relacje. – Nikt nie pytał, o której godzinie jest trening, bo wszyscy i tak całe dnie spędzaliśmy w klubie. Utrzymywaliśmy kontakt także poza boiskiem i tak zostało do dziś – przyznaje Brosz. Probierz też ma o swoim piątkowym rywali bardzo dobre zdanie. – To mój kolega z pokoju. Dobrze się znamy. Jest bardzo ciekawą postacią. Trochę niedocenianą w środowisku trenerskim. Cieszę się, że się otworzył, bo ma bardzo duże możliwości – chwali trener Cracovii.
Mario Situm zapowiadał się na gracza znacznie większego formatu.
Skrzydłowy, który mając 16 lat trafił do Dinama Zagrzeb jako jeden z największych talentów w Chorwacji, z pewnością marzył o tym, że jego kariera potoczy się inaczej. – Odkad przyszedł do Dinama, grał w każdym roczniku młodzieżowej reprezentacji. I zazwyczaj był podstawowym piłkarzem. Robił wiele szumu, ale nigdy nie miał wyjątkowych statystyk. Myśleliśmy, że to przyjdzie z wiekiem. A kiedy jego koledzy grają o najwyższe cele, on jest jednak półkę niżej – mówi nam Matt Lebo z croatiansports.com. Trudno się z nim nie zgodzić. Koledzy Situma występują w największych klubach – Mateo Kovacić w Realu Madryt, Marcelo Brozović w Interze Mediolan, Marko Pjaca w Juventusie, a Sime Vrsaljko w Atletico Madryt. – Futbol jest dziwny, ale tak jak w życiu, nic w nim nie przewidzisz. Kiedy podsumuję wszystkie plusy i minusy, jestem jednak zadowolony. Jedni piłkarze z mojego pokolenia są gwiazdami największych klubów świata, ale inni zarabiają na życie, rozwożąc pizzę i oni marzą o utrzymywaniu się z piłki. Nie zamierzam narzekać tylko pracować na to, żeby było jak najlepiej – twierdzi Situm cytowany przez chorwacki dziennik “Vecernji List”.
Patryk Lipski opowiada o najbardziej szalonym lecie w życiu.
Za panem chyba najbardziej szalone lato w życiu…
Bez wątpienia. Wszystko zaczęło się od rozwiązania kontraktu z Ruchem Chorzów, a potem już poszło – treningi z Pogonią Szczecin, EURO U-21 i długie czekanie na związanie się z nowym klubem. Był to niesamowicie niespokojny okres, szczególnie ostatnio. Wszystko mogło się błyskawicznie zmienić, ale godziny czekania zamieniały się w dni, a te w tygodnie. Bardzo dobrze, że udało się podpisać kontrakt z Lechią, bo teraz moje życie wreszcie nabierze stabilizacji i będę mógł skupić się wyłącznie na piłce.
Dlaczego tak długo pozostawał pan bez klubu?
Nie chciałem podejmować decyzji przed młodzieżowym EURO, jednak nie ma co się oszukiwać – ten turniej nie podniósł mojej wartości. Nastawiałem się na wyjazd za granicę, ale nie udało się znaleźć drużyny. Nie traktuję jednak Lechii jak klubu pocieszenia. To świetna drużyna, której od dawna zależało, aby mnie pozyskać i która ma bazę godną silnych europejskich drużyn.
PS pisze szeroko także o łódzkich szlakach Paulinho.
Paulinho przez kolegów z ŁKS został zapamiętany jako cichy, spokojny, bezkonfliktowy nastolatek. – Był trochę wystraszony, Anderson to ten bardziej zabawowy i kontaktowy z tego duetu – opowiada Marcin Komorowski. – Chciał słuchać i się uczyć. Kiedy próbowaliśmy mu coś tłumaczyć, miałem wrażenie, że rozumie, a później rzeczywiście nad tym pracował – wspomina Jacek Dąbrowski. – Potrafił z siebie żartować, a to nie jest częsta cecha u młodych piłkarzy – uzupełnia Marcin Adamski. – Na obozie w Turcji starszyzna uczyła go polskich słówek. Było sporo śmiechu – twierdzi Rafał Kujawa. – Za to mnie uczył portugalskich zwrotów, bo po sezonie przenosiłem się do Academiki de Coimbra – przypomina Łukasz Madej. – Dużo się śmiał i śpiewał – dodaje Szczot. Jednak Paulinho uśmiechem maskował tęsknotę za ojczyzną. Telefon przy uchu stał się jedną z jego cech charakterystycznych. Po treningu szybko biegł pod prysznic, grzecznościowo posiedział chwilę z kumplami w szatni i pędził do domu, do ciężarnej żony Barbary, która w Łodzi czuła się jeszcze gorzej niż on. Bardzo rzadko wychodziła z domu, a młodziutki pomocnik nie chciał, żeby małżonka sama oglądała cztery ściany mieszkania na Retkini. To wszystko w połączeniu z rasizmem, którego doświadczył na Litwie, skutkowało chęcią zakończenia kariery po powrocie do Brazylii. Do zmiany namówiła go Barbara. – Po latach pytałem go o Łódź. Przyznał, że w jednym z wywiadów rzeczywiście stwierdził, że to był najgorszy okres w karierze, ale bardzo dużo go nauczył. Przede wszystkim pokory. Odżył po wyjeździe do Sao Paulo. Na szczęście posłuchał Barbary i dobrze na tym wyszedł – mówi Szczot, który wciąż utrzymuje kontakt z reprezentantem Brazylii.
Fot. 400mm.pl