Reklama

„Ale, że Dudka znowu nie wzięli…”. Ferdinando De Giorgi wybrał żołnierzy na Eurovolley

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

15 sierpnia 2017, 16:02 • 3 min czytania 3 komentarze

„Fefe” miał pokazać swoją karteczkę z nazwiskami już w niedzielę wieczorem, ale ostatecznie zrobił to dziś. Obyło się bez większych niespodzianek, bo tak naprawdę nie mogło ich być. Teraz jednak nasi siatkarze – bez strachu przed odstrzeleniem tuż przed samym turniejem – mogą już w spokoju szykować się do inauguracji mistrzostw Europy na Narodowym. I co tu dużo kryć, brak medalu na własnym podwórku będzie sporą wtopą.     

„Ale, że Dudka znowu nie wzięli…”. Ferdinando De Giorgi wybrał żołnierzy na Eurovolley

Jeśli mamy być szczerzy, to kręciliśmy lekką bekę przyglądając się, jak niektórzy niemalże wariowali z powodu opóźniającego się ogłoszenia naszej kadry na Eurovolley (24 sierpnia – 3 września). Owszem, po wygranym Memoriale Huberta Wagnera – a szczególnie po efektownym zwycięstwie nad Rosją, gdzie popis dali zmiennicy – Ferdinando De Giorgi miał kilka wątpliwości, ale chyba nikt  nie wierzył w to, że za pięć dwunasta wykastruje pierwszą szóstkę. Nie było więc odpalenia sportowej atomówki, jaką była chociażby decyzja Stephana Antigi o skreśleniu Bartosza Kurka z kadry na mistrzostwa świata w 2014 r. Chociaż sam Bartek nauczony doświadczeniem pewnie do samego końca podejrzliwie patrzył na „Fefe”.    

Skład wygląda więc tak: atakujący – Dawid Konarski, Łukasz Kaczmarek; środkowi – Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Bartłomiej Lemański, Łukasz Wiśniewski; przyjmujący – Rafał Buszek, Michał Kubiak, Bartosz Kurek, Artur Szalpuk; rozgrywający – Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz; libero – Paweł Zatorski, Damian Wojtaszek.

Włoskie addio usłyszeli więc Maciej Muzaj, Aleksander Śliwka (jego chyba najbardziej nam szkoda), Jakub Popiwczak i Michał Kędzierski.

Jakkolwiek personalnie nie wyglądałaby jednak nasza kadra, cel minimum pozostaje jeden – medal. Przypomnijmy, w grupie zmierzymy się z Serbią, Finlandią i Estonią. W pierwszej części turnieju nie gramy wprawdzie z ekipami pokroju Włoch czy Francji, ale ta grupa też może być zdradliwa. Głównie dlatego, że w pierwszym meczu nasi zmierzą się z Serbią (w 2016 r. wygrała Ligę Światową) i w przypadku porażki (tffuu!) mogą mocno skomplikować sobie sprawę. Stanie się tak, bo tylko pierwsza ekipa automatycznie wchodzi do ćwierćfinału, drugą i trzecią czeka dodatkowym mecz barażowy z przedstawicielem innej grupy, a wtedy może być różnie. Idealnie byłoby więc na początek pewnie wygrać z Serbami, tak jak pogoniliśmy ich na inaugurację MŚ w Polsce. Zresztą też w Warszawie.

Reklama

Nasi czujność powinni jednak zachować także w przypadku Finów i Estończyków. Tym bardziej, że z poprzedniego Euro już w ćwierćfinale wyrzuciła nas Słowenia, z której niektórzy kibice – a wnioskując po wyniku, pewnie też niektórzy zawodnicy – robili sobie przed meczem podśmiechujki. Ich trzeba wykończyć z zimną krwią, jak na zdecydowanego faworyta przystało. Bo po wpadkach z takimi rywalami naszym pozostałoby już chyba tylko jedno – schować się ze wstydu gdzieś w Bieszczadach i upijać się Finlandią.

Fot. fivb.com/pzps.pl

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...