O nowym etapie w życiu, zgubnym wpływie gry w golfa, gadatliwości, roli eksperta, a także o Nottingham Forest i grze w reprezentacji. Radosław Majewski w rozmowie z Weszło.
Występowanie w roli eksperta piłkarskiego to dla 25-letniego zawodnika średnio przyjemna sprawa.
Ekspert… Jak cię ktoś znajomy zaprosi, to pojedziesz do tych chłopaków pogadać. Ale ekspert? Nie mówmy tak. Nie wiem, czy te moje przemyślenia są potrzebne. Wszystkiego i tak nie powiesz. A, wiesz, ja taki dramat czułem przed Euro. Kurwa… Im bliżej turnieju, tym gorzej. Nie nastawiałem się, że tam będę, bo nie byłem zawodnikiem z „teamu” Smudy, ale cała ta nagonka w telewizji – można się zupełnie zdołować.
Do Anglii docierał ten Euro-szał? W Polsce jeszcze niedawno, tak na trzy tygodnie przed turniejem, nie było zbytnio czuć atmosfery.
Nie, tam właśnie było spokojnie, nikt nie marudził. Ale przyjechałem i… pierwszy kolega to, drugi tamto, tu wywiad, tam w telewizji program o Euro. Bez sensu takie dołowanie, nie byłem nawet na żadnym meczu, bo po co bardziej się dobijać. Nawet się nie starałem o bilet. Chciałem pojechać na Hiszpania – Włochy, ale tak to załatwiałem, że nic nie załatwiłem. Jakiś kolega mówił, że ma wejściówkę, ale nie mam ciśnienia. Cały rok jestem za granicą, chyba wolę w domu posiedzieć.
Ciśnienie miałeś za to na udział w turnieju. I to chyba największe spośród wszystkich nieobecnych, może obok Tomka Kuszczaka.
Co jest najlepsze – ludzie dzwonią i pytają: – Nie denerwujesz się, że nie jedziesz na Euro?
– Nie, proszę pana, bo w lutym nie grałem, a może to był okres końcowej selekcji. Po co się mam denerwować?
A facet dalej z tymi samymi pytaniami. Męczy to.
Ciesz się, że w ogóle dzwonili. Marcin Kuś, który do pewnego momentu regularnie grał w Turcji nigdy nie interesował ani selekcjonera, ani mediów.
Fajnie, że ktoś o tobie pamięta i zadzwoni, ale nie chcę być promowany przez media. Zawsze mówię to, co myślę w danej chwili. Nie chcę ściemniać. Swoją determinacją chciałem wywalczyć to powołanie. Zresztą, wy też kiedyś gadaliście, że się nie nadaję.
No, zanim wyjechałeś do Anglii.
Ale dużo ludzi teraz pisało, że wypadłem ze składu i już się nie odkopię. To nie jest Polska, za granicą nie będziesz grał cały sezon. Najważniejsze, żeby się podnieść. Ja nie straciłem tego czasu i szybko wróciłem do gry. No, może nie tak szybko, bo rozmawiałem z menedżerem o powrocie do Polski. A możliwości wiele nie było. Tylko jakieś zapytania z Championship. Ale myślę sobie: chuj, zostaję. Kadra nie była wtedy już najważniejsza, patrzyłem bardziej na aspekt indywidualny. Tylko żebym nie wypadł po pierwszym meczu, jak już wrócę. Udało się.
Ty jeszcze w tym momencie myślałeś o reprezentacji, a… ona o tobie? Był jakiś kontakt?
Trener Zieliński przyjechał na mecz z West Hamem, a ja przebieżki robiłem. No to sorry, nie za dużo mu pokażę. Mogłem przebiec: „cześć trenerze, co tam? W porządku? To fajnie”. Skoro rozmawiamy o argumentach, to muszę przyznać – nic mu nie dałem. Uznałem, że nie będę się grzał i będę myślał o tym, co jest teraz, a nie co będzie jutro. Od meczu do meczu, graliśmy co trzy dni i udowodniłem, że się nadaję. Ale entuzjazm na kadrę straciłem w styczniu.
Nie masz wrażenia, że jeśli chodzi o przygodę reprezentacyjną, to pozamiatałeś sobie po wyjeździe do USA?
Ktoś coś zapytał, ja coś dojebałem.
Z jednej strony mogło się Smudzie nie podobać, że otwarcie narzekasz na brak gry, ale z drugiej – gdybyś przeszedł do porządku dziennego z tym, to też byłoby kiepskie.
Taa, byłoby, że bez ambicji, bez jaj. Najlepsze jest to, że nie grałem, a dostałem powołanie. A jak już zacząłem grać, to nie było tematu. Paradoks. Zadzwoniłem do trenera i powiedziałem, że nie chciałem narzekać, ale skoro zawodnik dostaje osiem minut, to nie ma szans, żeby cokolwiek pokazać. A ja chciałem udowodnić, że się nadaję. Dostaniesz szansę, zawalisz, wyjazd – to byłoby normalne.
Zadzwoniłeś i co?
Inny człowiek, jak rozmawia przez telefon, a inny, kiedy osobiście. Zadzwoniłem, wszystko wytłumaczyłem i usłyszałem: „w porządku, dam ci jeszcze szansę”. Dostałem powołanie na Wybrzeże Kości Słoniowej, ale zmarła mi babcia i musiałem o szóstej rano lecieć samolotem do Warszawy. Wróciłem na sam mecz i szansy nie dostałem.
Czułeś, że nie odpowiada mu twój wyjazd ze zgrupowania?
Inaczej, jak ktoś cię przekonuje: „rozumiem sytuację, ale jesteś tu potrzebny, więc nie jedź, proszę”, a inaczej… Nie mam pretensji o nic. Podjąłem decyzję, żeby jechać. Pogrzeb nie jest codziennie. Nie czułem się w atmosferze meczowej, ale chciałem zagrać. Nie udało się. Ale rozumiem – gdybym grał w Premiership, może miałbym więcej do powiedzenia.
Nie doszukuj się logiki w powołaniach. Matuszczyk w drugiej lidze grał ogony, a na Euro pojechał.
Kwestia gustu. Tobie może się podobać tamta dziewczyna, a mi w ogóle. Umiejętności są istotne, ale sam trener kiedyś powiedział, że nie ma urwisów na kadrze. A ja, wiesz, źle robiłem, bo bez sensu mu odpowiadałem i niepotrzebnie w to brnąłem.
Co masz na myśli?
Jak zakwestionujesz decyzję szefa, to inaczej będzie cię traktował. Trenerowi w Nottingham też odpowiadałem, a jestem „zagraniczniakiem” i przecież nie mam nic do powiedzenia. Sam sobie rzucałem kłody pod nogi. Potrzebował sporo czasu, żeby się do mnie przekonać, chociaż… Powiem ci, że u żadnego trenera nie grałem od początku. Było tak za Zielińskiego, za Skorży, za Boba Kaczmarka… W Polonii tylu było tych trenerów, że już nie pamiętam. Wszystkich przekonywałem grą, a to wiązało się z czasem. Tutaj, jak zacząłem grać u obecnego trenera, to zmieniła się cała moja sytuacja. Trener zaczepiał, zagadywał, przytulił, a jak nie grałem, to nawet nie podchodził się przywitać.
Całe życie musisz coś udowadniać.
W Polsce zawaliłem sobie tą akcją na Ukrainie. Ł»e starsi zawodnicy namówili mnie do picia i tak dalej.
Namówili czy ty się chciałeś im przypodobać?
Nie, nie mam takiego charakteru, żeby się komuś próbować przypodobać. Jak nie, to nie. Złapaliśmy z chłopakami dobry kontakt, znalazłem się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim momencie kariery.
Zszedłeś po whisky, zasnąłeś na kanapie…
Po co mam kitować? W każdej plotce jest ziarnko prawdy. Mogło tak być, ale nie do końca. Każdy widzi to swoimi oczami. Nie zachowałem się dobrze i na tym pozostańmy. Najgorsze, że trener pewnie cały czas myśli, że skoro tam coś odjebałem, to dalej jestem taką samą osobą. Nie wiem, mogę tylko grać. Gadką nic nie zrobię. Tylko jak nie gram, to mnie, człowieku, wszystko wkurwia. Tak, jakbym był chory. Najgorszy moment, jak koledzy są na boisku, a ty w domu mecz oglądasz. Ale w Nottingham od marca do maja nie powiedziałem ani słowa do trenera sam z siebie. Boisko, trening, siłownia, obiad i do domu.
Gdybym zadzwonił do ciebie pięć lat temu, przed wyjazdem do Anglii, to pewnie nie zgodziłbyś się na wywiad i wcale bym się nie zdziwił.
Zależy, czy ktoś ma dystans.
Wtedy miałeś?
Wtedy nie. Ale wiesz, jak otoczenie reaguje na artykuły o tobie? Ile osób uwierzy gazetom? Większość. Do tej pory mówią, że Championship to tylko druga liga i gdzie ja w ogóle pojechałem. A ci ludzie nie wiedzą, jak tam jest. Trzeba naprawdę bardzo dużo biegać, a mnie pomaga, że mam dobrą kondycję, bo w dzieciństwie startowałem w biegach przełajowych na Służewcu. Teraz robię prawie czternaście kilometrów w meczu i wytrzymałościowo też jestem przygotowany. Po każdym spotkaniu człowiek czuje, że jest lepszy. Jak zobaczyłem, jaka jest w Anglii samodyscyplina… Ktoś kiedyś podał przykład polskiego piłkarza, który poszedł na siłownię i nie wiedział, co ma robić, na czym ćwiczyć. A tam facet wchodzi i przez 45 minut zapieprza, bo wie, czego mu brakuje. Nie musi czekać na podpowiedzi trenera. I jeszcze jedno – dziewiętnastu gości w sztabie szkoleniowym. Jakby doliczyć tych wszystkich od murawy, sprzętu, to wyjdzie pewnie więcej niż zawodników. Zaplecze Premier League…
Ty po transferze chyba sporo czasu spędzałeś na siłowni.
Nie, prawie w ogóle nie chodziłem przez pierwszy rok. Jak miałem kontuzję, to bite siedem-osiem godzin tam spędzałem. Jak doszedłem do siebie, śmiałem się z trenerów, że już długo się nie zobaczymy, bo nie mogłem na ten sprzęt już patrzeć.
A szatnia? Tomek Cywka opowiadał nam, że trener Derby County mu się dziwił, że nie jeździł na popijawy z drużyną.
Jak nie pijesz, to dziwnie się na ciebie patrzą. W każde święta Bożego Narodzenia mamy “Christmas party” i na to powinno się jechać. Cały zespół się integruje. Dwa dni zabawy. No i sporo innych wyjść w trakcie sezonu. Ale wiesz, musisz mieć jakieś wolne, bo jak ruszamy w lipcu, to kończymy w maju. I tych meczów jest naprawdę dużo, często co trzy dni. Ale dobra, nie porównujmy do Polski.
Kiedy rozmawialiśmy z tobą jakieś półtora roku temu, można było odnieść wrażenie, że w Anglii nie masz z kim pogadać. Opowiadałeś o tym, że nie wywożą śmieci, że chcesz przygarnąć kota…
Półtora roku temu? W tym roku śmieci nie wywozili (śmiech). Ale wiesz, to nie jest tak, że nie mam kumpli. Po prostu jestem taką osobą – pierwszy raz cię widzę i jak się rozgadałem. Taki jestem otwarty. Dziś poszedłem do tej telewizji, dwa pytania, a ja gadam, człowieku i gadam. Dostaję jedno pytanie, odpowiadam na inne. O co tu chodzi, nie wiadomo. Ale nie jestem jakimś ekspertem. W ogóle bawi mnie to słowo. Przecież ja się nawet na tej piłce nie znam. Przedstawiam tylko swój punkt widzenia.
Skoro ekspertem od piłki jest Monika Olejnik, który ostatni mecz widziała w 1979, to ty, jako piłkarz, możesz powiedzieć więcej. Normalne.
Nie wiem, nie przekonuje mnie to. Pytają mnie koledzy czasem: – Co myślisz?
– No co mam myśleć. 1:1 i tyle.
Brakowało by tylko tego, żebym się bawił w analizy i statystyki. Piłka to prosta gra, choć nie będę cię do tego przekonywał. Mnie się wydawało, że golf jest łatwy, poszedłem raz zagrać i wyglądałem jak na paraolimpiadzie. Przez dwa tygodnie miałem tak plecy nadwyrężone, że ledwo chodziłem. A trzeba zwykłą piłeczkę trafić. I nie jest tak, że jakoś specjalnie się do tych telewizji pcham. Kilka razy zdarzyło mi się odmówić. Na początku kariery było tak, że dzwonią, to muszę iść.
Miałeś parcie na szkło.
Zawsze to fajnie, jak coś o tobie napiszą, ale im człowiek doroślejszy, tym bardziej zmienia się podejście. Anglia nauczyła mnie odpowiedzialności, ale jestem taką samą osobą.
Chyba nie do końca taką samą. Teraz mówisz o ślubie, przed wywiadem wspominałeś o kupnie mieszkań, a pamiętam, jak parę lat temu narzekałeś, że nie chce ci się trenować, uczyć języków i w ogóle nie potrafisz się ogarnąć.
Czasem tylko wstawałem rozleniwiony na trening, ale nigdy nie trenowałem mniej. Często nawet zostawałem po treningach, chyba że pan Stasio w Grodzisku mnie wyganiał. Facet wyrywał sobie włosy, choć miał trzy na krzyż, żebyś jak najszybciej uciekał. A wracając do tego wywiadu, to widzisz… Jeden taki tekst przekreśla cię w oczach ludzi. Wtedy się grzałem, teraz mam to gdzieś, co ludzie myślą. Wszyscy tylko mówili, że wrócę z podkulonym ogonem. Wróciłem i co? I jestem w Zniczu? Od tamtej pory udowadniam wszystko tylko sobie.
Gdzie byłbyś dzisiaj, gdyby nie ten wyjazd? Tak życiowo.
Oj, byłoby ciężko… Kiedy kiepsko grałem w Polonii, niektórzy się śmiali, że zostanę wysłany do trzeciej ligi do Białegostoku. Moja mama przesadnie się tym wszystkim martwiła. Jakiś czas temu trener zarzucił mi, że mało strzelam. Pomyślałem sobie: „to daj mi, chłopie, szansę”. A on: „wykaż się na treningach”. I mówili chłopaki z podziwem: „kurwa, jak ty wyglądasz!”. Wiadomo, jak to między piłkarzami. Wziął mnie do dziewiętnastki meczowej, a szesnastka jedzie na mecz. Dlaczego? „Zajebiście wyglądałeś. Ale nie mogę cię wziąć”. I co ja mam sobie myśleć? Automatycznie cię to dołuje, ale tylko na chwilę, bo na dłuższą metę podbudowuje. Dwa tygodnie później dowiaduję się, że jadę na Leeds. No to jadę, a zaraz dostaję informację, że gram w pierwszym składzie. Aplauz i trener mówi: – Dobrze grałeś.
– Trzeba było w styczniu mnie wystawić.
– Chujowy byłeś.
– Dobra, zobaczymy, czy taki chujowy.
I trzy bramki strzeliłem. Trener w przerwie pytał, czy dołączę do tej imprezy. Po meczu cisza, wszyscy zamarli, mówię do niego: „I co, dołączyłem do imprezy?”. A ten złapał mnie za kark i: „kurwa, jakbyś grał lepiej, to byś strzelił więcej”. W taki sposób buduje się atmosferę. Nauczyłem się też, że jak jest dobrze, to trzeba się starać, żeby było lepiej. Bo kiedyś, jak było dobrze, to chciałem tylko, żeby tak pozostało.
Józef Wojciechowski twierdzi, że uratował ci karierę transferem do Nottingham.
To takie gadanie. Z drugiej strony mógł mnie zostawić. Ale… w sumie racja. Trochę wsiąkłem w Warszawę, zawsze jest, gdzie wyjść i często ktoś mnie widywał o późnych porach. Czas prywatny to czas prywatny, ale ja na boisku nie udowadniałem swojej wartości i każdy mi to wytykał. Bałem się wyjazdu do Anglii, bo wiesz – sam za granicą… Jak grałem w Grodzisku, miałem opcję, żeby iść do West Bromwich. Ale oni grali w Championship i średnio mi się to uśmiechało. Dziś traktuję tę ligę inaczej. Jest paru zawodników, którzy mogli wyjechać i nie wiadomo, czy dostaną kolejną szansę. Taki Tomek Jodłowiec. Wyjedzie czy nie?
W końcu pewnie wyjedzie.
Ale gdzie?
Jakąś markę mimo wszystko ma. Reprezentant kraju, był blisko Euro…
Nazwisko może ma, ale nie za granicą. Jeśli faktycznie mógł wyjechać do Napoli czy Fenerbahce i się przestraszył, to znowu dostanie taką opcję? Jak można wyjechać, to trzeba pakować walizki i jechać, a nie się zastanawiać. Piłka tak naprawdę jest za granicą.
Jest jakiś klub w Polsce, do którego transfer nie byłby dla ciebie krokiem do tyłu?
Ewentualnie Legia. Być może Śląsk, choć nie wiem, jak tam jest. Legia regularnie gra o wysokie miejsca.
Zdaniem kibiców się nie przejmujesz?
Ani Polonia nie zdążyła się do mnie przyzwyczaić, ani Legia jakoś uprzedzić, żebym sobie miał uniemożliwić grę w tym klubie. Nie jestem Arkiem Głowackim, który grał dziesięć lat w Wiśle. Na razie jestem pewien, że w przyszłym sezonie zostanę w Nottingham. Mamy już zaklepany wyjazd na zgrupowanie na Florydę. Fajne sparingi – z West Brom i z Aston Villą, a później z drużynami z MLS.
Otrzesz się o Premiership, do której dwa razy miałeś już blisko. A w ostatnim sezonie – bardzo daleko.
Nie wiem, z czego to wynika. Może podchodziliśmy do tego za mało profesjonalnie? Nie mam pojęcia. Może Championship to już mój szczyt, nie wiem, ale nie chcę do tego dopuścić. Premiership to mój główny cel. Kiepsko to brzmi “byłem w Anglii, ale nie w Premier League”. Albo: “byłem w Manchesterze”, “ale grałeś?”, “nie, byłem na meczu”. Często w ogóle tam jeżdżę, właśnie na Manchester, na Everton. Lubię oglądać zawodników, którzy grają na mojej pozycji, żeby jakoś od nich czerpać.
Cały czas przechodzą tam zawodnicy z Championship, niby jest tak blisko, ale tak, kurwa, daleko… Niby jakieś rozmowy były, ale wiesz, od rozmów do konkretów… Tak jak dziś miałem odebrać akt notarialny, a okazało się, że będzie dopiero za pięć tygodni. Papierki, urzędy… Ale trzeba to załatwić, bo nie wiadomo, ile jeszcze będę w piłkę grał. A jeszcze za chwilkę ślub. Sam się zastanawiam, jak ja wejdę na ten kolejny etap. Małżeństwo, dzieciaki… Ciekawe, jak to będzie wyglądało.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA