Aż trudno uwierzyć, że selekcjoner Franciszek Smuda tak szybko dokonał pełnej analizy występu w finałach mistrzostw Europy. Nie potrzebował pisać raportów, nie potrzebował żadnej burzy mózgów ze współpracownikami. Proszę, „Franz” już wie, co zostało spieprzone. Jego odpowiedź jest bardzo konkretna – nic. „Niczego bym nie zmienił” – oświadczył z nieskrywaną dumą. Kazimierz Górski w takich okolicznościach zwykł pytać – skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? Od tamtej pory – a słowa Górskiego były wymierzone bodajże w mądralińskiego Andrzeja Strejlaua – nikt nie wymyślił lepszej puenty dla trenerów, którzy pitolą trzy po trzy.
Smuda udzielił wywiadu Przemysławowi Iwańczykowi (Gazeta Wyborcza, sport.pl) i okazało się, że jednak czwarte miejsce w grupie było sukcesem (celowaliśmy w piąte?). Dobrze, że nie zajęliśmy trzeciego, bo Franek kazałby się z miejsca kanonizować, a telewizja śniadaniowa byłaby w stanie ten pomysł przepchnąć. Nie wspominając już o tym, że „Piłka Nożna” wybrałaby go na trenera roku, bo skoro niedawno wybrała Skorżę za przerżnięcie walki o mistrzostwo to mogłaby też wybrać Smudę za przerżnięcie walki o wyjście z grupy (chociaż w tym roku Skorża przerżnął po raz drugi, więc znowu zgłosił swój akces).
No dobra, zajrzyjmy do tego wywiadu, bo jest niezwykle interesujący, chociaż na dobrą sprawę powinien stanowić materiał do analizy nie dla kibiców piłkarskich, ale dla psychiatrów.
Zostają Grecy i Czesi, my kończymy. Kończymy, ale z klasą. Nie było blamażu, nie polegliśmy po 0:4, 0:5. Co mają powiedzieć Holendrzy, którzy już po dwóch meczach wpadli w niesamowite tarapaty? Przecież my nie mamy kilku takich piłkarzy, jakich oni mają w całej kadrze. Nie mówię tego, by komuś dopiec, to są fakty i wszyscy zdajemy sobie z nich sprawę.
Uznajemy, że tutaj wkradła się zwyczajna literówka. Chodzi zapewne o kończenie mistrzostw z kasą, a nie z klasą. Natomiast co do faktów, na które chce się powoływać Smuda. Fakty są takie, że Holendrom to bramki strzelali Cristiano Ronaldo i Mario Gomez, a nam Salpingidis i Jiracek. Gdyby zespół Smudy trafił do grupy z Niemcami, Portugalią i Danią to niestety nie zdołałby nawet pierdnąć – co może nie jest faktem, ale mocno osadzoną na faktach hipotezą. Zresztą, o ile nam wiadomo, płacono ci, Franiu, 150 tysięcy złotych miesięcznie przez tak długi czas nie po to, byś zdołał wypaść w turnieju lepiej od chociaż jednej drużyny, ale za to, byś wyszedł z grupy. Niestety, trudno wyjść z grupy, jak się nie wygrywa nawet jednego meczu.
Poczytajmy dalej.
Ma pan jakiś zarzut do siebie?
– Tak, jeden. Nie wyszedłem z grupy. Resztę pracy, wszystkie przygotowania wykonaliśmy w sposób perfekcyjny, co do przecinka. Wszyscy teraz mówią i piszą, że mieliśmy warunki jak mało kto i się nie udało. Zgadzam się w zupełności – PZPN pozwolił nam na przygotowania w takim komforcie, że każdemu trenerowi takiego życzę. Ale awansu, niestety, nie ma. Nie zmieniłbym niczego, co zrobiłem w tych mistrzostwach i przygotowaniach. Wszyscy wiedzieliśmy, że mamy 12-13 piłkarzy i resztę chłopaków, którzy dorastają i dopiero wchodzą w wielką piłkę.
Zmiany, taktyka?
– Jeszcze raz powtórzę: ani taktycznie, ani osobowo niczego bym nie zmienił. Poprowadziłbym wszystko tak samo. Nie spieprzyłem niczego, byłem, gdzie mogłem, by znaleźć najlepszych ludzi, czy to w Polsce, czy za granicą. Kto na nas pluł, będzie to robił nadal, ale teraz przestaje to mieć znaczenie. Wiem, ile radości i nadziei daliśmy ludziom, nasz zespół pociągnął za sobą całą Polskę, wszyscy mówili o nas, za nas trzymali kciuki, wszystko inne przestało się liczyć.
Wiesz, ile radości daliście ludziom? No to wie akurat każdy – zero. Zero radości, za to dużo wstydu. Wszyscy – owszem – trzymali za was kciuki, ale okazało się to tak samo sensowne jak trzymanie kciuków za Roberta Mateję, albo za Michała Wiśniewskiego w konkursie Eurowizji. Jeśli ty, Franiu, twierdzisz, że nie zmieniłbyś niczego to znaczy, że jesteś za głupi nawet na to, by uczyć się na własnych błędach (mądrzy uczą się na cudzych, głupi na swoich, jak sklasyfikować ciebie?). To zresztą jedna z twoich głównych wad. Przez 2,5 roku rozgrywałeś mecze sparingowe i zamiast wyciągać z nich wszystko co najgorsze, lokalizować błędy i starać się je eliminować, to zwracałeś uwagę jedynie na plusy. Ta beztroska cię zgubiła.
Nie zmieniłby niczego. Przerażająca pycha. Potwierdza się zdanie Andrzeja Iwana na temat Franka: że Franek ego ma bardzo duże, chociaż nie do końca wie, czym to ego jest.
Cokolwiek się teraz stanie, ktokolwiek poprowadzi tę drużynę, nie będzie miał takich problemów jak ja. Mamy zespół, który z roku na rok będzie coraz lepszy, coraz dojrzalszy, zdolny już z powodzeniem walczyć o wielkie imprezy i w wielkich imprezach.
Czuję też satysfakcję. Przekonałem się, że to zupełnie inna robota niż w klubie, gdzie żyje się i pracuje na co dzień, ma się na wszystko wpływ, można zadbać o detale.
To nie jest tylko moja gadanina, jaką się wygłasza na zakończenie jakiegoś etapu. Autentycznie czuję, że byłem szefem kapitalnej, zdyscyplinowanej, głodnej zwycięstwa ekipy. Ł»e my, Polacy, mogliśmy stworzyć wspólnie coś, z czego można było być dumnym, co dało radość tylu kibicom, którzy witali nas na stadionie, w strefach kibica czy nawet pod hotelem, bo wyczekiwali na nas nawet o trzeciej w nocy, kiedy wracaliśmy z Wrocławia.
W takiej atmosferze łatwiej o prawdziwy zespół. Czy trenerem byłbym ja, czy ktoś inny, nie ma spalonej ziemi. Zbudowaliśmy dom, w którym można od razu mieszkać.
Trudno powiedzieć, skąd to ciągłe przekonanie Smudy, że zostawia drużynę zdolną do walki w kolejnych imprezach, o duże stawki. „Zbudowaliśmy dom, w którym można od razu mieszkać”. Wypadałoby zauważyć, że ta gotowa niby drużyna właśnie zajęła ostatnie miejsce w najłatwiejszej grupie w historii Euro, a na jedenaście spotkań z finalistami tej imprezy (trzy o punkty, osiem towarzyskich) nie wygrała ani jednego. Jeśli uznamy, że Smuda zostawia gotowy zespół to musielibyśmy uznać, że Tomasz Kafarski zostawił gotową Cracovię. Jedni i drudzy zakończyli swoją ligę na ostatnim miejscu. I to są właśnie fakty, na które „Franz” chciał się powoływać.
Tak, Franiu, kibice czekali na was pod hotelem, tak jak czekali na wracającą z Korei drużynę Jerzego Engela. Głupków nie brakuje – co przecież doskonale wiesz, jak mało kto… Mówisz, że ludzie witali was na stadionach. Wiesz, w futbolu jest zawsze lepiej kiedy ludzie oklaskami zespół żegnają, a nie witają.
„Autentycznie czuję, że byłem szefem kapitalnej, zdyscyplinowanej, głodnej zwycięstwa ekipy”. Szkoda tylko, że ta ekipa dalej jest głodna zwycięstw, bo jak do tej pory żadnego nie zanotowała.
Ale skoro taki jesteś zadowolony – przyjmij serdeczne gratulacje z naszej strony. Ł»yczymy dalszych równie spektakularnych sukcesów.