Jak zapewne już słyszeliście, Brazylijczyk Paulinho został piłkarzem FC Barcelony. Tak, ten Paulinho, który zaliczył epizod w ekstraklasie w barwach ŁKS Łódź – wypada doprecyzować dla laików. Polski odcinek drogi nowego nabytku Dumy Katalonii był już przerabiany na różne sposoby, wszak nieczęsto zdarza się, by ktoś kto był u nas, robił później karierę w tak silnej lidze jak Premier League i grał w tak mocnej kadrze jak reprezentacja Canarinhos. Dziś pojawiły się jednak pewne nieścisłości, do których chcemy się odnieść.
Pierwsza – ŁKS Łódź zostanie poczęstowany tortem i zgarnie hajs za przeprowadzkę swojego byłego piłkarza do Katalonii.
Polskie media bardzo ochoczo przepisują zagraniczne źródła, w tym przypadku dziennik “AS”. Według niego z tytułu “solidarity payment” łódzka drużyna może liczyć na 150 tysięcy euro na swoim koncie. Dużo jak realia polskiej drugiej ligi i klubu, który stara się odbudować.
Sęk w tym, że łodzianie nie zobaczą ani eurocenta z tej kwoty, bo w świetle przepisów obecny ŁKS nie jest tym samym ŁKS-em, w którym w sezonie 2007/08 występował Paulinho. Tamta spółka przestała istnieć, została wykreślona z rejestru. I nie ma na co się zżymać, bo skoro klub “pozbył się” w ten sposób dłużników, to naturalną koleją rzeczy jest fakt, że to samo tyczy się wierzycieli. Przy czym to nie tak, że w takim układzie pieniądze zostaną na kontach innych klubów. Ostatecznie trafią do Polski, a dokładniej na konta Polskiego Związku Piłki Nożnej, który rozdysponuje je według swojego pomysłu. Zresztą, nie po raz pierwszy, bo to kolejny gotówkowy transfer Brazylijczyka.
Druga – tu i ówdzie słyszymy, że ślepcy z ŁKS-u nie poznali się na talencie Brazylijczyka, że łodzianie oddali go bez żalu i tak dalej, i tak dalej.
A więc – to nie tak. Upływające lata wykrzywiają obraz. Paulinho do Łodzi był jedynie wypożyczony z Brazylii, a ludzie, którzy odpowiadali za jego prowadzenie, nie mieli zbyt wiele do gadania w sprawie odejścia/pozostania. Przypominajmy choćby wypowiedzi Marka Chojnackiego, byłego trenera ŁKS-u. – Pisaliście kiedyś, że co to za trener ten Chojnacki… Że gdzie on miał oczy, jak w Łodzi grał Paulinho? A przecież on był tylko do nas wypożyczony i odszedł, bo nie było nas na niego stać. Czy jeśli za kilka lat Mariusz Stępiński będzie gwiazdą Bundesligi, ktoś powie, że nie poznali się na nim w Widzewie? Oczywiście, że nie. Jeżeli w wieku 18 lat ktoś gra w ekstraklasie, to znaczy, że ma potencjał. I ja ten potencjał w nim widziałem.
Tę wersję zdarzeń potwierdzili choćby Juliusz Kruszankin, wtedy drugi trener, a także Ensar Arifović, zawodnik, który z Brazylijczykiem złapał najlepszy kontakt. Obaj wskazywali na rolę litewskiego menedżera zawodnika, który wcześniej umieścił piłkarza w FC Vilnius. Istotne było również to, że sam piłkarz źle u nas czuł, co oczywiście nie dziwi, skoro był tysiące kilometrów od domu, a pieniędzy wystarczało mu ledwie na przeżycie. Trener: – Nie mówmy, że on został w ŁKS-ie odstrzelony! To był piłkarz tego Litwina. On go zabrał i tyle. Piłkarz: – On w ŁKS-ie był bardzo młody. Przyszedł do drużyny, w której nie było różowo, a do tego miał menedżera z Litwy, na którego często narzekał. Mieszkał w dwupokojowym mieszkaniu z kolegą. Bardzo chciał wrócić do kraju. W końcu poszedł i się tam odrodził.
Jasne, to fajna ciekawostka, że piłkarz FC Barcelony był w naszym kraju, ale tu mały apel: jeśli już chcemy zawalić nią głowy czytelników, to po prostu trzymajmy się faktów.