Zapytani o faworytów przed startem turnieju, odpowiadaliśmy bez mrugnięcia okiem: Hiszpania, Niemcy i Holandia. Dziś mamy już świadomość, że wróżbitami ze stuprocentową skutecznością nie będziemy, bo „Oranje” to nędza. Największa negatywna niespodzianka Euro 2012. Zamiast skonsolidowanej, silnej ekipy oglądamy jedynie cyrk objazdowy, który przyjechał na Ukrainę bez woli walki. Ośmieszony najpierw przez Danię (0:1), a dzisiaj przez Niemcy (1:2).
Euforia w Holandii była jak jednorazowy skok ciśnienia. 6:0 przed startem Euro z Irlandią Północną napawało optymizmem, ale wystarczyło poczekać do pierwszego grupowego starcia z Duńczykami. A tam już była kompletna kaszana i wstyd, choć rezultat 0:1 do końca tego nie odzwierciedlał. Wypadki przy pracy się jednak zdarzają, bo nawet Niemcy przegrywali drugi mecz w grupie na dwóch ostatnich wielkich imprezach. Dziś piłkarze Joachima Loewa przerwali wreszcie złą passę i przy okazji wytarli odwiecznym rywalem podłogę. Przynajmniej w pierwszej połowie.
Od początku meczu można było odnieść wrażenie, że – posługując się terminologią Mirosława Trzeciaka – Holendrzy to już piłkarze wypaleni. Van Persie zdawał się potwierdzać, że faktycznie tracił formę pod koniec sezonu w Arsenalu, Willems, że nie jest jeszcze gotowy na turniej tej rangi, a Robben, że jest uosobieniem wszystkich nieszczęść i pecha. Arjen dziś może odfajkować kolejną przegraną bitwę po Bundeslidze, finale Pucharu Niemiec i Lidze Mistrzów. Albo jak kto woli – wojnę, bo do awansu graczom „Oranje” potrzeba cudu.
Niemcy pokazali natomiast klasę i zamknęli usta wszystkim krytykom, którzy głównie pochodzili… zza naszej zachodniej granicy. Mehmet Scholl atakował Mario Gomeza, że za mało daje drużynie, ale od dziś będzie się chyba wypowiadał dużo ostrożniej. Napastnik Bayernu gwarantuje taką siłę rażenia, że van Persie i Huntelaar to obecnie – choć zabrzmi to dziwnie – zupełnie inna para kaloszy.
Jeśli wierzyć Podolskiemu i jego deklaracjom sprzed turnieju – Niemcy zamierzają wygrać wszystkie spotkania. Od pierwszego w fazie grupowej, aż po finał w Kijowie. Zaczynamy nabierać przekonania, że słowa mogą dotrzymać. Za co pewnie ściska kciuki po części także Holandia. Bo jeśli „Oranje” ograją Portugalię minimum różnicą dwóch bramek, a Niemcy uporają się z Danią, otworzą furtkę i jakoś wcisną się do gier ćwierćfinałowych. Ale dość dywagacji. Realnie patrząc – Holendrzy zmierzają donikąd i niechybnie ściągają na siebie swój własny koniec…
FK