– Nie idealizujmy Ukraińców. Gdyby w ostatniej minucie Elmander zachował się lepiej, to zamiast wielkiej euforii byłby remis. Ukraina postawiła duży krok, zdobyła trzy punkty, odniosła pierwsze w swojej historii zwycięstwo na Euro, ale nie przesadzajmy z gloryfikowaniem – mówi Marcin Ł»ewłakow, który komentuje we Lwowie mecze grupy B.
Czuć w powietrzu narodowy entuzjazm po wielkim sukcesie?
Tego jeszcze nie wiem, bo niedawno wyszliśmy z hotelu. Widać, że Ukraina jest gospodarzem Euro, ale euforia i atmosfera są tutaj znacznie mniejsze, niż w Polsce. Wybraliśmy się wczoraj do strefy kibica, ludzie się zebrali, kibicowali, ale nie da się porównać tego z tym, co działo się choćby w Warszawie. W Kijowie pewnie było trochę lepiej. Ludzie się bawią, ale to nie jest prawdziwe szaleństwo. Nie ukrywam, spodziewałem się czegoś więcej. Warszawa była cała biało-czerwona, a Lwów… Coś tam niby było, ale nic takiego, co mogłoby zapaść w pamięć. Może wygrana Ukraińców rozbudzi trochę naród, złapią oni kibicowskiego bakcyla, temperatura pójdzie w końcu w górę?
Zupełnie niespodziewanie, Ukraińcy ze Szwedami zafundowali nam najlepszy, najbardziej emocjonujący dotychczas mecz.
Emocji było wiele, bo nie brakowało zwrotów akcji – najpierw Szwecja, po chwili Ukraina. W dodatku, grali gospodarze. Jak oglądasz mecz dwóch drużyn, które nie są ci specjalnie bliskie, to gospodarzy dopingujesz bardziej. To podtrzymuje sens imprezy, całą atmosferę. Dlatego chciałbym, żeby i Polska, i Ukraina grały w Euro jak najdłużej – te emocje będą na najwyższym poziomie.
Spoglądałeś z zazdrością, jak świetnie grał i strzelał Andrij Szewczenko? W końcu to twój rówieśnik.
Miałem w swojej karierze trzech idoli i tym ostatnim był właśnie Szewczenko, jeszcze w Milanie. Kiedyś byłem w niego bardzo zapatrzony. Wczorajszy mecz oglądaliśmy pośród Ukraińców, na początku Szewczenko został kopnięty w nogę, a oni się oburzyli. Bo narzeka, że boli, a tyle zarabia, a on przecież musi. Zagaduję:
– Panowie, spokojnie. Czemu się tak denerwujecie?
– My ciężko pracujemy i wiemy, że takiej imprezy na naszej ziemi nie będzie przez kolejne trzydzieści lat. On musi grać na 120 procent, cały czas biegać. Tu nie ma czasu na ból!
– No, ale przecież go kopnęli. Poczekajcie trochę…
Jak Szewa strzelił na 1:1, to mówię do nich: to co, teraz jest sympatycznie? Fajnie się tak pocieszyć? Miny im zrzedły, ale jak trafił na 2:1, to sami przynieśli mi kwas chlebowy (śmiech). Napij się za Ukrainę! I dziękowali, że bez Polski takiej imprezy by nie zorganizowali. Wznieśliśmy więc toast za przyjaźń polsko-ukraińską.
Jedni gospodarze turnieju pokazali drugim, jak należy nie tylko wygrywać, ale też grać. Ukraińcy pokazali, że fizycznie przygotowani są świetnie.
Nie idealizujmy. Gdyby w ostatniej minucie Elmander zachował się lepiej, to zamiast wielkiej euforii byłby remis. Ukraina postawiła duży krok, zdobyła trzy punkty, odniosła pierwsze w swojej historii zwycięstwo na Euro, ale nie przesadzajmy z gloryfikowaniem. Mieli momenty, w których mogli to wszystko stracić. OK., zwycięzców się nie sądzi, ale dokazywanie im jest trochę nie na miejscu. Nie szkalowałbym też Polski. Gdybyśmy mecz z Grecją poprowadzili odrobinę inaczej, to pewnie byśmy wygrali. Pamiętajmy jednak, że zostały dwa spotkania, że to jeszcze nie jest koniec, że nie musimy tego turnieju skończyć ze spuszczonymi głowami.
Jak przewidujesz dzisiejsze spotkanie z Rosją?
Rosjanie są zdecydowanym faworytem. Zrobili na mnie wrażenie tym, że przy pozytywnym wyniku nie zmienili się w minimalistów. Jak zdobywali jednego gola, to chcieli zdobyć kolejnego. Przy prowadzeniu 3-1 wciąż grali ofensywnie. To pokazuje, że ta drużyna jest pewna siebie, nie kalkuluje. Bardzo trudny przeciwnik. Mam tylko nadzieję, że podejdziemy do tego meczu jak równy z równym. Ł»e przed pierwszym gwizdkiem nikt nie przyjmie piłkarskiej hierarchii, że nikt nie pomyśli: remis będzie sukcesem. Zagrajmy o pełną pulę! Z takim nastawieniem wyszliśmy na Greków i przyjemnie patrzyło się na brak kalkulacji, parcie do przodu. Zabrakło jedynie pójścia za ciosem, zwłaszcza przy grze jedenastu na dziesięciu, większej zawziętości. Dzisiaj nie możemy odpuścić choćby na sekundę.
Rozmawiał PIOTR TOMASIK