Poznań jak Limerick. Kilka wniosków z meczu Irlandia – Chorwacja…

redakcja

Autor:redakcja

11 czerwca 2012, 01:24 • 4 min czytania

Na papierze najsłabszy fazy grupowej. Nie licząc starcia PZPN-u z Grecją. Aż miałem wątpliwości, czy było sens składać wniosek o akredytację. Dwie drużyny skazane na porażkę. Bez większych gwiazd (może poza Modriciem), bez perspektyw na sprawienie większej niespodzianki, ale… mimo wszystko z nadzieją na awans kosztem Włochów. Irlandia – Chorwacja. Miała być kiszka, wyszedł kawał spektaklu. I chyba na razie najlepszy mecz mistrzostw.
Irlandczycy zginęli od własnej broni. Wytrzymali pół godziny, a później dali się zajechać. Coś jak PZPN-owcy z Grecją, a to nie koniec analogii, bo Giovanniemu Trapattoniemu też media zarzucały, że przegina z intensywnością treningów. Jaki był efekt, wszyscy widzieli. Irlandia zostawiła na boisku serce, dawała z wątroby, ale to Chorwacja była dziś bardziej „brytyjską” drużyną. Jelavić i Mandzukić harowali z przodu jak dziki, a stanęliby dopiero, gdyby ktoś im odłączył tlen.

Poznań jak Limerick. Kilka wniosków z meczu Irlandia – Chorwacja…
Reklama

Niby o Chorwatach mówiło się, że nastawią się na posiadanie piłki i… w sumie racja. Ale nie tylko. Bo postawili też, a może przede wszystkim na morderczą walkę i kapitalne stałe fragmenty gry. Dokładność na najwyższym poziomie. Aż szkoda nam było podopiecznych Slavena Bilicia, bo – choć absolutnie ich nie skreślamy – nie dajemy im za dużych szans z Hiszpanią i Włochami. Sami Hiszpanie są jednak ostrożniejsi w osądach. – Zachowajmy pokorę, bo talent rodaków Sukera jest widoczny na pierwszy rzut oka – zatwittował Tomas Roncero z dziennika „AS”. Kilku jego kolegów cieszyło się, że w drugiej kolejce „La Furia Roja” nie zmierzy się z Chorwacją.

A Irlandczycy? Kibice zbytnio się nie zmartwili. They all are doing the Poznan, co właśnie podziwiamy opuszczając stolicę Wielkopolski. Awans na Euro to szczyt możliwości ich ulubieńców.

Reklama

***

Jest godzina pierwsza w nocy. Kilkanaście godzin temu „wylądowałem” w Poznaniu i pewnie bym o tym nie pisał, gdyby nie drobna przygoda na Dworcu Centralnym w Warszawie. Uważajcie na automaty z biletami, bo większość nie funkcjonuje. To znaczy – zedrze wam kasę z karty, wydrukuję paragon, ale na sam bilet zabraknie tuszu/papieru. Jeśli jedziecie Intercity, to jeszcze pół biedy, bo tam klienta traktuje się właściwie. Ale przy tańszych liniach… Głowy nie damy.

No, ale o jedenastej dojechałem do Poznania i na początku miałem wrażenie, że po porażce PZPN-u balonik pękł dla wszystkich kibiców, nie tylko polskich. W pociągu niby zielono, kilkudziesięciu irlandzkich fanów, carlsbergi się leją, ale ogólnie jakoś tak cicho. A w samym Poznaniu? Na początku spokojnie, ale to była cisza przed burzą. Wystarczyło przejść się na Rynek…

Tam już kompletna masakra i powódź w zielono-niebiesko-czerwono-białych barwach. Rozkwit irlandzko-chorwackiej przyjaźni. Tłum, przez który ciężko się przebić. Cztery rundki wokół Rynku nie wystarczą, żeby znaleźć wolne miejsce w którymś z ogródków i na spokojnie napić się piwa. Chodzę i obserwuję Irlandczyków w maskach Roya Keane’a, które mają chyba przestraszyć Chorwatów, ale ci nic sobie z tego nie robią i rozkładają ogromną flagę na pół placu pod ratuszem. Pakt o nieagresji wśród kibiców został „podpisany” po kilku browarach, a ratyfikowała go chyba policja, która zrezygnowała z mandatów za picie w miejscu publicznym. Pozostają wymowne uśmiechy, „please, don’t drink here” i piąteczka.

***

Na stadionie pojawiłem się jakieś pięć godzin przed meczem. Tak, tak, pięć godzin. Pół dnia w centrum prasowym to na pozór nic atrakcyjnego, ale z drugiej strony… to kopalnia tematów. Fajnie posłuchać rozmów belgijskich dziennikarzy z Tomislavem Butiną lub sporów Hiszpanów o taktykę del Bosque…

– Podobno z Włochami wyjdzie Negredo.
– Kurwa, Negredo? Przecież on nie potrafi strzelać.

Po 20 minutach ulga. Gra „falso nueve”, czyli Fabregas. Nieistotne.

Wrażenia z „media centre” bardzo przeciętne. Niby niczego nie brakuje, internet śmiga, kilkadziesiąt telewizorów, ale cateringu nie ma żadnego, a jak temperatura na zewnątrz spadła, to w środku też zrobiło się nieprzyjemnie, na co szczególnie narzekali wspomniani Hiszpanie.

Jeden z nich, konkretnie Fermin de la Calle z „AS-a” był naszym sąsiadem na trybunie prasowej i… praktycznie nie odklejał się od Twittera. Aż sobie go dodałem, żeby zobaczyć, jak często wrzuca wpisy i… no, naprawdę często. Ale jeden z jego twittów idealnie opisał atmosferę na poznańskim stadionie. „Poznań, pada, jest zimno i 20 tysięcy Irlandczyków. Czuję się jak w Limerick”.

Pamiętacie Limerick? Niedawno testowali Janczyka.

***

Wrażenia ze strefy mieszanej dużo lepsze niż na meczu Hiszpanów z Włochami. Irlandczycy chętnie stawali do rozmów, ale nie ma sensu przytaczać kolejnych wypowiedzi, bo prawie wszystko to banały. Simon Cox wspomniał tylko, że boli go, iż mieli być drużyną tracącą mało bramek, pewną w defensywie, a dostali już na starcie. Odrobinę ciekawiej wypadli moi rozmówcy, czyli Eduardo da Silva i Ivan Perisić, którego zagadnęliśmy o Polaków z Borussii. 23-latek rozmawiał z mediami w czterech językach.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Niemcy

„Traktował nas jak g***o”. Trener Pyrki krytykowany przez byłego gracza Serie A

Maciej Bartkowiak
0
„Traktował nas jak g***o”. Trener Pyrki krytykowany przez byłego gracza Serie A
Piłka ręczna

Otwarta droga dla klubów z Azji i Afryki do Ligi Mistrzów

AbsurDB
0
Otwarta droga dla klubów z Azji i Afryki do Ligi Mistrzów
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama