– Jesteśmy w Charkowie od kilku dni i cały czas mamy wrażenie, jakby to miasto nie potrzebowało mistrzostw. Tak naprawdę, tylko jedna ulica, prowadząca z lotniska w stronę centrum miasta, jest jakkolwiek oflagowana, a we wszystkich pozostałych miejscach, w których byliśmy zupełnie nie czuć atmosfery. Nie ma niczego – relacjonuje nasz bloger, Radosław Gilewicz, który w Charkowie komentuje mecze Euro dla Telewizji Polskiej.
Dochodzą informacje, że są też problemy z frekwencją.
– Wczoraj, komentując mecz ze stadiony, widzieliśmy sporo wolnych miejsc na trybunach. Wielu kibiców z Danii czy Holandii prawdopodobnie obawiało się przyjazdu do Charkowa albo odstraszyła ich duża odległość. Ale mam przede wszystkim wrażenie, że najbardziej brakuje zaangażowania miejscowych. Na krótko przed meczem bilety były już naprawdę bardzo tanie, a mimo to Ukraińcy z nich nie skorzystali.
A jak warunki na stadionie? W biurze prasowym?
– Rzuca się w oczy brak komunikacji. Mamy problemy z poruszaniem się po Charkowie, chociaż trzy czy cztery dni, które tu już jesteśmy, pozwoliły nam trochę poznać to miasto. Ale kiedy tylko chcemy kogoś zapytać o drogę, jest problem. Większość ludzi nie mówi po angielsku. Jedni prowadzą nas w lewo, drudzy mówią, że w prawo… Trzy dni temu, żeby dojść do biura prasowego potrzebowaliśmy czterdziestu pięciu minut, co świadczy o tym, że nie jest najlepiej.
Przynajmniej czekają was jeszcze wielkie piłkarskie emocje!
– Tak, miejmy nadzieję, że środowy mecz Holandii z Niemcami w zupełności nam wszystko wynagrodzi. Stawka jest ogromna. Ale mimo wszystko, też trochę rozczarowania, bo spodziewaliśmy się, że Ukraina będzie bardziej żyć mistrzostwami. Powinniśmy docenić to, co dzieje się w Polsce.
Rozmawiał Paweł Muzyka