Co tam dobrego w Markach? Czyli poloniści znowu trenują…

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2012, 14:32 • 3 min czytania

W Polonii Warszawa nastał tydzień powrotów. Piłkarze, po krótkich i niespodziewanych urlopach, wracają do klubu trenować albo, jak kto woli, bezcelowo biegać po Markach. Z wczasów na Karaibach wraca prezes Wojciechowski. Wrócić, tyle że do Chorzowa, próbują też Sadlok z Baszczyńskim. Niewykluczone, że szykują się i inne powroty, bo w ostatnich dniach JW wyrzucił na bruk wielu szeregowych pracowników, a na zakup klubu wciąż nie ma chętnego. Może więc dojść do sytuacji, że strzępki „Czarnych Koszul” przystąpią do rozgrywek w nowym sezonie, a wtedy bez kierownika ds. bezpieczeństwa czy faceta od koszenia trawy i prania brudnych skarpet, trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie klubu.
Przed kilkoma dniami zaprzestano nawet aktualizacji oficjalnej strony Polonii, bo – jak ogłosiło na Facebooku biuro prasowe – jego również nie ominęła fala zwolnień. Krajobraz zaczyna powoli więc przypominać casus Odry Wodzisław, gdzie najpierw utrzymywano jedną sekretarkę na umowę-zlecenie, później wyłączono z sieci stronę klubową, a na koniec przepędzono nawet tę pomoc biurową, bo nie było jej już z czego utrzymać, a poza tym zbyt często odzywały się telefony od wierzycieli.

Co tam dobrego w Markach? Czyli poloniści znowu trenują…
Reklama

W Polonii, póki co, do treningów tradycyjnie oddelegowano Jarosława Bakę, który już udowodnił, że bieganie po Markach nie sprawia mu specjalnych kłopotów. Zajęcia wprawdzie nie mają wiele wspólnego z poważnym treningiem piłkarskim, ale Wojciechowski podchodzi do tego mniej więcej tak, jak do zęba, który po raz ostatni bolał go w 1979. Na zasadzie: „ja też czasem sobie pobiegam i jakoś żyję. Bieganie jeszcze nikomu na świecie nie zaszkodziło…”.

Zawodnikom wypłacono jedną, zaległą pensję. Tak, aby nie mieli podstaw do złożenia w PZPN-ie wniosków o rozwiązanie kontraktów z winy klubu. Kilku polonistów odbyło już spotkania w sprawie rozwiązania swoich umów, ale okazuje się, że niewielu jest takich jak Bonin, na których Wojciechowski jest w stanie machnąć ręką, byle tylko zeszli mu z oczu. Jak dotąd, sprzedano jedynie Trałkę do Lecha i dogadano się w sprawie odejścia Bruno, którego JW miał za największego bumelanta w drużynie, zaraz obok Caniego. Obaj podpadli bossowi już zimą, gdy ze wspólnego urlopu w ciepłych krajach przywieźli puste sport-testery, co oznaczało, że nie wykonali w tym czasie żadnych treningowych zaleceń.

Reklama

W siedzibie JW Construction był już prezes Ruchu, Dariusz Smagarowicz, który próbuje wyrwać z Polonii Sadloka i Baszczyńskiego. Wojciechowski nie ma powodu, by mu odmawiać. Kwestia tylko odpowiedniego przelewu na linii Chorzów – Warszawa, bo jak dotąd pieniądze z transferów płynęły najczęściej w przeciwnym kierunku, co ustawiało Polonię w jednym szeregu z najhojniejszymi sponsorami „Niebieskich”.

W szeregu, tyle że do odejścia z Konwiktorskiej, ustawiają się też Cani, Dwaliszwili oraz Jodłowiec, mający jeszcze długie i wysokie kontrakty, zupełnie nieprzystające do nowej klubowej rzeczywistości. Tylko współczuć wypada natomiast Danielowi Gołębiewskiemu. Ten jako jeden z nielicznych miał szansę uniknąć nieprzyjemności w stolicy, ale na wypożyczeniu w Koronie nie wypadł na tyle dobrze, aby nie musieć wracać na stare śmieci, gdzie jak w czeskim filmie – niewiele w tym momencie wiadomo.

Co najciekawsze, Polonia dostała licencję na grę w Ekstraklasie. I choć nie słychać ani o planach treningowych, ani jakichkolwiek sparingach, ani też nowym trenerze, „Czarne Koszule” mogą przystąpić do rozgrywek w nowym sezonie. I pewnie tak się też stanie, o ile Wojciechowski nie znajdzie kupca (a przecież nie znajdzie) i nie rozbroi drużyny do końca. Tym razem JW przynajmniej jasno deklaruje, że nie ma już żadnych sportowych ambicji i nigdy więcej nie wpompuje w Polonię poważnych pieniędzy.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama