Oficjalna strona Legii poinformowała, że Michał Efir został wybrany najlepszym piłkarzem Młodej Ekstraklasy. Oczywiście, jak wszyscy w tym kraju, niespecjalnie śledzimy, co dzieje się w tych rozgrywkach, więc chcieliśmy chociaż sprawdzić jak chłopak prezentuje się „na papierze”. No i tu zaskoczenie. Najlepszych zawodnikiem został napastnik, który w całym sezonie wystąpił – uwaga – w OŚMIU SPOTKANIACH. Czyli tak statystycznie, jeśli Legia grała cztery mecze ligowe w miesiącu, to w trzech z nich Efira nie było.
Jak wiadomo, Młodej Ekstraklasy nikt nie ogląda, nikt jej nie transmituje i nikt nie ma w niej dość dobrego rozeznania, dlatego jedyne miarodajne głosy mieli szansę oddać trenerzy oraz inni piłkarze. No i oddali, ale w taki sposób, że widzimy tylko trzy możliwe opcje. Albo oni też mają zerowe pojęcie. Albo Efir w tych ośmiu spotkaniach robił jakieś niesamowite rzeczy, które niestety umknęły naszej uwadze. Albo cała ta Młoda Ekstraklasa jest tak słaba, że przez cały sezon w szesnastu zespołach nie znalazł się jeden chłopak, który rzetelnie, tydzień w tydzień, zapracowałby na tytuł najlepszego piłkarza.
Nie odbieramy Efirowi radości z tytułu. Wygląda, że drzemie w nim jakiś talent. I świetnie, oby jak największy i oby go nie zmarnował. Ł»yczymy mu tego szczerze, niech zrobi karierę. Ale poza tym, że trochę potrenował z pierwszą drużyną, kilka razy wszedł na ogony, to taki z niego najlepszy piłkarz CAŁYCH rozgrywek Młodej Ekstraklasy, jak z Jakuba Kaszuby supersnajper. Wystarczy pierwszy przykład z brzegu – Maciej Górski, drugi napastnik Młodej Legii, 12 goli w 15 meczach. Chyba nawet taki wybór brzmiałby odrobinę poważniej.