Boniek odpowiada na wasze kolejne pytania

redakcja

Autor:redakcja

25 maja 2012, 14:18 • 10 min czytania

Trwa najdłuższy w dziejach wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Co tydzień na adres [email protected] przysyłacie swoje pytania do „Zibiego”, a on na nie odpowiada. Dzisiaj kolejny odcinek. Między innymi poruszona jest sprawa, o której szeroko pisaliśmy wczoraj – planowane wykluczenie Jana Tomaszewskiego z Klubu Wybitnego Reprezentanta. – Moim zdaniem on tego wniosku nie napisał, tylko się pod nim podpisał – tak Boniek komentuje inicjatywę Władysława Ł»mudy. Zapraszamy do lektury i do włączenia się w przepytywanie byłego reprezentanta kraju. Jeśli wasze pytanie nie zostało zadane – nie traćcie nadziei i przyślijcie je raz jeszcze.
Michał Marciniak: Ostatnio na Weszło ukazał się wywiad z Władysławem „konsultowałem się z wieloma piłkarzami” Ł»mudą, w którym pada stwierdzenie, że Jan Tomaszewski zostałby usunięty z klubu wybitnego reprezentanta za mówienie kontrowersyjnej, ale jednak prawdy też w innym państwie np. Włoszech. Z racji tego, że żyje pan we Włoszech na co dzień i ma kontakt z tamtejszą piłką jak również z wybitnymi reprezentantami ze słonecznej Italii, niech pan napisze, czy powiedzmy gdyby przez Dino Zoff wygłaszał takie tezy jakie wygłasza Tomaszewski to zostałoby mu zabrane miało bycia wybitnym reprezentantem?

Boniek odpowiada na wasze kolejne pytania
Reklama

– Przede wszystkim trudno we Włoszech czy w Europie znaleźć kogoś równie krytycznego i twardego w osądach jak Jan Tomaszewski. Ja dzielę ludzi na mądrych, głupich, zdolnych, mniej zdolnych, każdy może Janka oceniać jak chce, ale jedno nie podlega dyskusji – był wybitnym piłkarzem. Wyrzucanie go z Klubu Wybitnego Reprezentanta jest śmieszne z kilku powodów, a jeden nasuwa się od razu – nie ma regulaminu, który by na to pozwalał. Ja z Jankiem wygrałem proces sądowy, natomiast nie mam problemu, żeby podać mu rękę i porozmawiać. Mnie on w Klubie Wybitnego Reprezentanta nie przeszkadza, bo po prostu był wybitnym reprezentantem.

Klub Wybitnego Reprezentanta założyłem ja, natomiast odkąd przestałem się w nim udzielać, od jakichś siedmiu lat, zupełnie nic się w nim nie dzieje, nie ma spotkań, nie ma wyjazdów na mecze, kiedyś ten klub miał trzy głosy w wyborach, teraz nie ma ani jednego. Myślę, że aktywność klubu powinna być większa i nie powinno być tak, że sprowadza się ona do usuwania kogoś za poglądy. Ponadto chyba należy się zastanowić, czy ten cały klub powinien istnieć w takiej formie, jak obecnie, czy przyjęte założenia, że wchodzi do niego każdy, kto rozegra 60 spotkań są faktycznie dobre, czy też życie pokazało co innego. Aktualnie kadra rozgrywa tyle meczów, licząc też te niepoważne, że do klubu wchodzą albo zaraz będą wchodzić zawodnicy, którzy nabili licznik, ale tak naprawdę nie zagrali w reprezentacji ani jednego bardzo dobrego spotkania. Doskwiera natomiast brak faktycznie wielkich postaci naszego futbolu. Może czas się nad tym poważnie zastanowić?

Reklama

Jeszcze co do tej sprawy z Jankiem Tomaszewskim i Władkiem Ł»mudą. Władka lubię, to porządny człowiek, ale tą swoją inicjatywą trochę się skompromitował. Nie wierzę, że to jemu przyszła do głowy myśl, by Tomaszewskiego wyrzucać. Moim zdaniem on tego wniosku nie napisał, tylko się pod nim podpisał.


فukasz Sopek: Panie Zbigniewie, jakby Pan zestawił linię obrony reprezentacji Polski na EURO mając do dyspozycji tylko piłkarzy powołanych obecnie przez Smudę?

– Dziękuję, poproszę drugi zestaw pytań. Nie bawię się w takie gierki z jednego powodu – tylko trener, który jest z drużyną, faktycznie wie, na co stać w danym tygodniu każdego piłkarza. Jedenastki ekspertów czasami są najlepsze, ale nie zakładają jednego – formy, tego co dzieje się dzisiaj. A trener tę formę widzi. Miejmy nadzieję, że Franek sobie poradzi.


Artur Szczygielski: Witam Panie Zbigniewie. Ostatnio odpowiadał Pan na pytanie odnośnie odejścia Alessandro Del Piero. Pragnę zatem zadać pytanie co uważa Pan o meczu Milan – Novara z 13 maja, gdy obok wspomnianej legendy Starej Damy z Milanem pożegnali się Inzaghi, Gattuso, Nesta, Zambrotta, Van Bommel, Roma i najprawdopodobniej Seedorf. Jakie te odejścia zapowiadają zmiany i czy Milan odnajdzie swój charakter, by w przyszłym sezonie walczyć o najwyższe cele?

– Wydaje mi się, że to było nieuniknione, nic nie trwa wiecznie. Milan musiał odmłodzić zespół i postawić na piłkarzy może gorszych jakościowo, ale dających więcej gonienia, chęci. Całe pożegnanie przebiegało w piękny sposób, był płacz i wzruszenie. Teraz czas na inną, nową drużynę.


Jacek: Panie Zbyszku jak wygląda sytuacja z Robertem Acquafrescą ? W tym sezonie nie błyszczał i trudno przypuszczać by w najbliższym czasie dostał powołanie do Azzuri. Dla naszej kadry cierpiącej na brak zmienników dla „Lewego” taki piłkarz na zbliżające się eliminacje MŚ mógłby być strzałem w dziesiątkę. Wie Pan może czy Robert myśli o zmianie barw narodowych czy ciągle ma nadzieję na powołanie do kadry Włoch. Czy wtedy byłby dla Pana klasycznym „farbowanym lisem”?

– Z Robertem rozmawiałem cztery lata temu, kiedy trenerem był Leo Beenhakker. Chłopak był wtedy w najlepszym okresie, był na fali wznoszącej, chciał grać dla reprezentacji Polski, ale chyba nie wszyscy w Polsce byli do niego przekonani. Dzisiaj to temat nieaktualny. Robert dojrzał, mówi, że skoro wtedy nie podjęto z nim na dobre tematu to dzisiaj doskakiwanie do polskiej kadry tylko dlatego, że włoska mu odjechała byłoby niepoważne. Widząc jednak, że w reprezentacji znaleźli się posiadacze polskich paszportów, którzy o ile są Polakami to w znacznie mniejszym stopniu niż Robert – to gdzieś błąd został popełniony. Bo Acquafresca to Polak, jego matka jest Polką, która żyje we Włoszech. Na pewno piłkarsko ten zawodnik by się nam przydał, byłby napastnikiem numer dwa. Ale nieważne. Temat już umarł.


Niespecjalista: oglądałem ostatnio na kanale Kino Polska dokument, który się nazywał kroniki polskiej piłki (lub coś w tym stylu). Wypowiadał się tam między innymi p. Piechniczek, który opowiedział anegdotkę o tym jaka była różnica w szkoleniu piłkarzy za granicą a szkoleniu piłkarzy u nas. Ogólnie stwierdził, że zawodnicy, którzy wyjechali za granicę nie rozwijali się wcale jakoś lepiej. Stwierdził, że Boniek był jedynie szybszy niż zwykle. Opowiedział w tym dokumencie historię w której zapytał p. Bońka jakie to są metody treningu, które sprawiają tę różnicę w jego szybkości. Podobno p. Boniek odparł, że żadne, jedynie po treningu faszerowany był różnymi medykamentami. Podobno z dziesięciu małych kubeczków po kilka różnych tabletek w kubeczku należało każdorazowo po treningu zaaplikować. Były osoby, które czuwały, aby każdy zawodnik to uczynił.

Pytania:
1. Czy przyjmował Pan kiedykolwiek jakąś formę dopingu (powyższy opis i historia p. Piechniczka jednoznacznie sugeruje takie coś…)
2. Czy zawodnicy za Pana najlepszych czasów stosowali niedozwolone środki wspomagające?

– Moim dopingiem był trening, sportowy tryb życia, ambicja i umiejętności. A że we Włoszech nabrałem dynamiki? Pewnie, że tak. Wyjechałem mając 26 lat, a to najlepszy wiek. Lepsze jedzenie, lepsze życie, mniej stresu, czułem się zdrowszy i silniejszy. Te kubeczki, o których mowa, to nic innego jak witaminy, suplementy, które były obecne i we Włoszech, i w Polsce. Muszę też dodać, że we Włoszech trenowało się inaczej niż w Polsce, ze względu na system rozgrywek. U nas grało się przez trzy miesiące, a przez trzy „ładowało akumulatory”. Tam grało się przez dziesięć miesięcy na okrągło. Więcej było więc zajęć z piłką, więcej szybkości, mniej wytrzymałości. Chociaż ja, jako że byłem przyzwyczajony do polskich treningów, to w styczniu po normalnych zajęciach robiłem sobie takie mini-ładowanie. Biegałem tempówki, np. sześć razy 1000 metrów albo dziesięć razy 600 metrów.


Damian: Ciekawi mnie czy i w jaki sposób zmieniło się postrzeganie Polski jako kraju (nie tylko pod względem futbolowym) ze względu na Euro we włoskich mediach i wśród zwykłych obywateli. Pamiętam, że gdy UEFA przyznała nam organizację turnieju, na półwyspie apenińskim było to odbierane jako skandal (przynajmniej tak było można wywnioskować z doniesień polskiej prasy). Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.

– Nie wiem, czy mówiono o skandalu. Na pewno Włosi byli przekonani, że wygrają, nie widzieli mocnej konkurencji i w związku z tym porażka ich bardzo zaskoczyła. Jak postrzegają nas teraz? Na pewno projekt Euro 2012 nam pomoże, ale wydaje mi się, że czasami problem leży po drugiej stronie. To my sami uważamy się za naród drugiej kategorii, mamy jakiś kompleks niższości, zastanawiamy się, jak ktoś nas postrzega i zakładamy, że pewnie źle. A czego niby mielibyśmy się wstydzić? Rozwijamy się bardzo szybko, gdybyśmy przez 40 lat nie szli pod prąd to dzisiaj Polska byłaby jednym z najlepszych do życia krajów w Europie. Ale nadrobimy ten stracony czas.


Albert: Jakiś czas temu pośredniczył pan w sprzedaży praw telewizyjnych, a pana firma chyba nazywała się Go&Goal, co się z nią stało i jak pan wszedł w ten interes?

– Zawsze mnie ten rynek interesował. Firma istnieje dalej, zajmuje się nią mój dawny wspólnik, Robert Kaczyński. Kiedy zostałem wiceprezesem PZPN to sprzedałem mu swoje udziały, żeby uniknąć podejrzeń o konflikt interesów. Na pewno firma Go&Goal w swoim czasie wraz ze SportFive odegrała wielką rolę, ponieważ rywalizacja tych firm znacząco wpłynęła na wzrost wartości praw. Dzisiaj natomiast prawa telewizyjne są scentralizowane, ich dystrybucja wygląda inaczej.

KamilR: Panie Zbyszku, zastanawiam się jak sobie z tak nieszczęśliwym splotem okoliczności poradzi Arjen Robben (zawalił mecze z BVB i LM). Został wygwizdany również przez własnych kibiców. Czy spotkał się Pan z wieloma przypadkami w trakcie swojej kariery, że splot takich wydarzeń jak w przypadku Robben’a prowadził do załamania kariery? Czy może osobiście Pan przeżywał taką serię niepowodzeń? KamilR

– Robben to zawodnik świetnie wyszkolony technicznie, ale moim zdaniem tak ze trzy razy za wysoko oceniany. Jest dobry w tym co robi, ale nie taki nadzwyczajny, trochę jednostronny. Poza tym jeśli w finale Ligi Mistrzów szesnaście razy wykonuje rzut rożny i trzynaście razy piłka ląduje na głowie Drogby to nie najlepiej to świadczy o jego boiskowej inteligencji. Na pewno jest to zawodnik, który niechcący zniszczył Bayern w sezonie 2011/2012, bo gdyby wykorzystał rzuty karne w najważniejszych momentach to jego klub mógłby coś wstawić do gabloty. W ogóle Robben to chyba nie jest zawodnik finałowy, bo jak przypomnimy sobie np. finał mistrzostw świata to też się okaże, że bardzo zawiódł w kluczowych momentach. To jest taki piłkarz, który zawsze ma na nodze piłki meczowe, ale… popełnia wtedy podwójny błąd serwisowy.


Wloody: Panie Zbyszku dlaczego w wieku 32 lat zakończył Pan profesjonalną karierę piłkarską? Przecież biorąc po uwagę pańskie umiejętności oraz profesjonalizm mógł Pan spokojnie pograć jeszcze 3-4 sezony na poziomie serie A.

– Powodów było kilka. Po pierwsze – wtedy piłka nie była takim narzędziem finansowym, że jeden rok gry mógł zmienić całe życie. Nie dało się pojechać na koniec do Chin i wziąć za to piętnaście milionów euro. Po drugie – od osiemnastego roku życia grałem non stop i nie miałem kontuzji, zawsze byłem pierwszy do treningów, aż przyszedł moment, gdy zauważyłem, że treningi zaczynają mnie nużyć, pojawiły się też bóle w kostkach czy w kolanach. Trzecia sprawa – doszedłem do wniosku, że tak czy siak muszę znaleźć na siebie nowy pomysł, muszę się z tym prawdziwym życiem zmierzyć, nie ucieknę od tego. W dzisiejszych czasach na koniec takiej kariery mógłbym mieć może i 100 milionów euro, ale wtedy potrzebowałem pomysłów. Uznałem, że lepiej odejść w szczytowym momencie i złapać byka za rogi jak najszybciej.


Pan Sztyc: Panie Zbigniewie, czy spotkał pan w ciągu swojej kariery zawodniczej piłkarza, z którym ewidentnie się pan nie lubił, nie był pan w stanie znaleźć z nim wspólnego języka poza boiskiem, a z każdej rozmowy blisko było wam do kłótni? Wiem, że wymienianie nazwisk jest trochę niezręczne, ale jeśli dwie osoby za sobą w ogóle nie przepadają, to raczej nie robią z tego tajemnicy.

– Czy ja wiem? Jak w szatni jest 20 zawodników to nie ze wszystkimi idzie się na kolację czy na dancing. Natomiast ja w szatni czułem się odpowiedzialny za to, żeby z każdym złapać nić porozumienia. Zdarzali się zawodnicy, którzy nie byli dla mnie idealni jako kumple, tak jak ja dla nich, ale jak wychodziliśmy na boisko to o tym zapominaliśmy. Wymienianie nazwisk po latach byłoby nie na miejscu. Niech pozostanie to tajemnicą szatni.


Pan Sztyc: Panie Zbigniewie, czy oferta z Juventusu Turyn była jedyną poważnie przez pana rozważaną, którą pan otrzymał przed wyjazdem za granicą? I czy gdyby zgłosiło się wtedy po pana np. takie Saint-Etienne (ówczesny mistrz Francji), to przeszedłby pan do takiego klubu czy może po prostu gra w lidze włoskiej była pana marzeniem?

– Włoska piłka to był wtedy top. Jeśli mogłem trafić do Juventusu, jak mogłem trafić do najlepszych, jeśli ci najlepsi mnie chcieli – to tylko jechać! Oczywiście w domu w Łodzi miałem całą procesję. Był Herrera jako przedstawiciel Barcelony, ale wtedy Barcelona nie była taką Barceloną jak dzisiaj. Pamiętam przedstawiciela angielskiego Wolverhampton, który położył na stole czek i prosił mnie, bym wpisał sumę. Jednak od razu wiedziałem, że chcę grać tam, gdzie grają najlepsi. We Włoszech.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama