Weszło na finale Ligi Mistrzów. Gorączka!

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2012, 19:46 • 8 min czytania

Jeśli w Monachium mieszka półtora miliona osób to w sobotę można było pomyśleć, że… tak mniej więcej półtora miliona osób ma w swojej szafie koszulkę Bayernu i że jest to towar w każdym domu tak samo niezbędny jak umywalka, sedes czy lodówka. Na ulice wyległ ubrany na czerwono tłum, gdzieniegdzie przecinany tylko przez niebieskie plamki. Całe miasto przypomina jeden wielki fan-park, całe miasto od rana pije i całe miasto od rana śpiewa. Główny plac w centrum miasta – Marienplatz – zasypany jest szkłem i pustymi butelkami. Krajobraz po bitwie, której jednak nie było. Nie było, bo atmosfera jest przyjazna.
Kto miał w pamięci przeróżne zadymy pomiędzy kibicami z Niemiec i Anglii, ten tym razem musiał być miło zaskoczony. Są wzajemne docinki, są przekrzykiwanki, ale nie ma jakiejkolwiek wrogości – czy to w mieście, czy pod samym stadionem. Gdyby nie to, że Bayern gra u siebie i że siłą rzeczy jego kibice są w zdecydowanej większości, łatwiej byłoby oszacować liczbę fanów Chelsea. Ale z pewnością i ich jest bardzo dużo, znacznie więcej niż miejsc przeznaczonych dla Anglików na stadionie. Co chwilę stoi ktoś ubrany na niebiesko, kto chce kupić wejściówkę. Ceny sięgają nawet dwóch tysięcy euro.

Weszło na finale Ligi Mistrzów. Gorączka!
Reklama

Tak wyglądał dzisiaj koło piętnastej wspomniany Marienplatz…

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Jeśli kiedykolwiek ktoś prowadził badania na temat rekordowych przychodów z dnia meczowego, to Bayern albo ten rekord właśnie pobił, albo bardzo się do niego zbliżył. Okolicznościowe koszulki, szaliki i czapki schodzą na pniu. Ale… ile klubów miało okazję na swoim stadionie organizować dla siebie finał Ligi Mistrzów?

Na meczu akredytowanych jest kilku dziennikarzy z Polski, w tym – oczywiście – my. Ten tekst będzie stale się zmieniał i zacznie żyć swoim życiem. Ale prawdopodobnie coś więcej wrzucimy dopiero po końcowym gwizdku – ze względu na pewne utrudnienia techniczne na stadionie. Oczywiście, mamy z tym spotkaniem pewien problem. Bo o co tak naprawdę toczy się walka? O miano najlepszej drużyny w Europie? Trudno będzie uznać Bayern za najlepszy w Europie, bo na razie nie jest najlepszy nawet w Niemczech i takie stwierdzenie byłoby po prostu niesprawiedliwe względem Borussii Dortmund. Z Chelsea – która na własnym podwórku, jak i Bayern – przegrała wszystko (yyy, chwilowe zaćmienie – zdobyła Puchar Anglii) sytuacja wygląda identycznie.

Ale tak czy siak – oglądamy z wypiekami na twarzy. Do „usłyszenia” za jakiś czas.

* * *

Przechwyciliśmy bez użycia siły stanowisko z pulpitem, internetem i prądem, co oznacza, że mamy z wami łączność. Jak sami pewnie widzicie, finał na razie nie zachwyca, chociaż stroną zdecydowanie dominującą jest Bayern. Na trybunach – to samo. Niemcy prezentują sposób kibicowania taki trochę „polski”, czyli niezależny od wydarzeń boiskowych. Anglicy siedzą cicho i uaktywniają się, gdy trzeba poklaskać swojemu piłkarzowi, albo wyśmiać przeciwnika.

Równo z gwizdkiem na drugą połowę kibice Bayernu odpalili race. Ktoś się może zastanawiać, jak je wnieśli, ale my nie – bo nam nawet nie zajrzano dzisiaj do plecaka, a mamy ze sobą wielki i pojemny. Gdybyśmy mieli chęć wnieść na stadion torbę granatów – to byśmy wnieśli.

Garść zdjęć…

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

* * *

Internet na trybunie prasowej szybkością przypomina nam czasy, kiedy za każdym razem trzeba było się łączyć przez modem i słuchać charakterystycznych dźwięków (pamiętacie?). W skrócie – idzie jak krew z nosa. Czyli dostosował się do piłkarzy, zwłaszcza tych z Londynu.

Kilku polskich dziennikarzy przyjechało prosto ze zgrupowania reprezentacji Polski (dość blisko) i przywieźli dwie wiadomości. Po pierwsze – Sebastian Boenisch spasł się i w treningu wygląda fatalnie. Po drugie – Franciszek Smuda jak na razie szykuje go do pierwszego meczu. Nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będzie nam żal Jakuba Wawrzyniaka, ale życie nie przestaje zaskakiwać.

A wracając do Monachium – myli się dzisiaj nawet spiker: kto kogo zmienił.

* * *

No i jest gol dla Bayernu. Napiszemy – wreszcie! Bo ile można się ślizgać tak, jak ślizga się Chelsea? Na moment stadion przestał być areną neutralną. Do mikrofonu dorwał się miejscowy spiker zamiast tego oficjalnego, przekazującego komunikaty w języku angielskim. W wolnym tłumaczeniu wykrzyczał…

– Gol dla Bayernu. Bramkę strzelił Thomas…
– Mueller!
– Ile goli ma Bayern?
– Jeden!
– A Chelsea?
– Zero?
– Dziękuję!
– Proszę!

To „zero” brzmi naszym zdaniem lepiej niż znane z polskich stadionów „chuj”, bardziej boli przeciwnika, uderza w samo serce. Niebieskie sektory są już chyba pogodzone z losem.

* * *

A pogodziły się z losem za szybko. Mecz zaczyna się od nowa, a my się zastanawiamy, kto w karnych będzie faworytem – rewelacyjny Neuer czy ciągle świetny Cech? Bayern miał w tym meczu milion rzutów rożnych i nie był w stanie stworzyć żadnego zagrożenia. A Chelsea przygrzmociła w najważniejszym momencie.

Teraz chóralne śpiewy Angoli. Wcześniej dominowali głównie w ogródkach piwnych i już mieliśmy wrażenie, że zdarli tam głosy na amen. Atmosferę oceniamy na jakieś 6/10.

* * *

Bayern czy Chelsea? Dlaczego chcielibyśmy, żeby Bayern wygrał – bo gra u siebie i się ludzie będą fajnie cieszyć, bo jest lepszy, bo zasłużył. A dlaczego chcielibyśmy, żeby wygrała Chelsea – bo nigdy nie zdobyła Pucharu Europy, a Bayern zdobył. No to niech każdy ma te pięć minut (pięć lat) radości.

Zastanawiamy się – a co z trenerem Boasem, który dopiero co dostał kopa w dupę? Będzie mógł sobie zapisać to trofeum czy nie? Gdyby był piłkarzem i grał w tylu meczach, w ilu był trenerem – to by mu ten tytuł zapisano. Nawet gdyby był piłkarzem najgorszym! Musimy spytać Andrzeja Strejlaua, który zapisuje sobie zdobycie Superpucharu Polski z Legią, mimo że jak Legia go zdobywała to trenerem był Rudolf Kapera.

* * *

Nie mamy pojęcia, czy karny był podyktowany słusznie, ale biorąc pod uwagę, że zawodnicy Chelsea się nie kłócili – pewnie tak. Wy na pewno widzieliście to lepiej. W każdym razie Robben chyba mógłby dać sobie spokój z karnymi, bo losy mistrzostwa Niemiec też mogłyby się potoczyć inaczej, gdyby Holender uderzył lepiej. Gdzieś tu na trybunach jest Zbigniew Boniek, który mawia, że w takich chwilach bramkarz wydaje się ogromny, a bramka malutka. Dla Robbena – zdecydowanie za malutka.

Zmieniamy zdanie – atmosfera 4/10. Kibice Bayernu na karnego czekali mniej więcej tak, jak my czekamy na przyjście listonosza: bez specjalnej ekscytacji. Mamy wrażenie, że kolejno wszyscy na tym stadionie padają kondycyjnie. Klapnął trochę Bayern, klapnięta jest Chelsea, klapnięci coraz bardziej są widzowie.

A w ogóle Robben kiedyś to był zajebiście sympatyczny gość. Na którychś mistrzostwach – pewnie w 2004 – gadaliśmy z nim ze 20 minut, wiedząc tylko, że to któryś z Holendrów. Na koniec spytaliśmy go o to, co było nam niezbędne do puszczenia wywiadu – chłopie, jak ty się nazywasz? Uśmiechnął się i grzecznie odpowiedział. A był też kumpel, który uczył się hiszpańskiego, to był z kolei rok 2002 (chyba). No i zawołał Puyola. Puyol podchodzi, a kolega się poci, próbuje sklecić pytanie, ale w końcu daje za wygraną i mówi: – Jednak nie znam jeszcze hiszpańskiego dość dobrze…

Puyol, szczerze rozbawiony, odparł: – Nie ma problemu. Zawołaj mnie, jak już się nauczysz.

* * *

Pytanie na dziś – czy piłkarze Bayernu lub Chelsea, zgodnie z aktualną modą, w trakcie fety zaśpiewają, że Legia to… Hmm.

* * *

No to karne. Czy Robben jeszcze raz podejdzie do jedenastki? Cech czy Neuer? Jeśli miałoby się potwierdzić, że suma szczęścia i pecha musi się równać zero, to zawodnicy Chelsea nie powinni ani razu trafić w bramkę. Już mieliśmy napisać, że obstawiamy, iż wygrają gospodarze, ale przypomnieliśmy sobie, że nasze typy nigdy się nie sprawdzają, więc tamto zdanie zostało szybko wykasowane. Wygrają goście.

* * *

Krótkie porównanie. Nasz Stadion Narodowym w każdym miejscu jest ładniejszy niż Allianz Arena, ale ma jeden feler – w każdym miejscu widoczność z niego jest gorsza niż z każdego miejsca w Monachium. Esteci wskażą Warszawę, a praktycy – Monachium.

* * *

Czy można grać słabo w ćwierćfinale, półfinale i finale, a w efekcie wygrać Ligę Mistrzów? Można. Karne jak mecz – Bayern prowadził, wydawało się, że wygra, aż nagle sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Bohaterem miał być Neuer, bo najpierw obronił karnego, a potem sam go strzelił (jako trzeci w zespole!) – cóż za psychikę musi mieć ten chłopak? Ten sam, którego kibice Bayernu nie chcieli w klubie.

Ale potem przypomniał o sobie podstarzały mistrz – Petr Cech. Jeśli ktoś wygrał tę Ligę Mistrzów dla Chelsea to właśnie on. On uratował zespół w dogrywce, broniąc strzał Robbena, i to on uratował teraz. Tego człowieka fani Chelsea będą wyśpiewywali w swoich piosenkach za trzydzieści lat. Nie wiadomo czemu, piłkarzem meczu wybrano Didiera Drogbę, który oczywiście też zasługi miał olbrzymie, ale dzisiaj wszyscy jednak znaleźli się w cieniu Cecha.

Przebudzili się kibice z Anglii. Nawet przypomnieli sobie, że mają jakieś niebieskie chorągiewki i zaczęli nimi wymachiwać. Jeśli mamy wskazać roczarowanie wieczoru to wybieramy właśnie kiboli Chelsea – wyjątkowo senni, spodziewaliśmy się czegoś o sześć klas lepszego.

Piłkarze Bayernu jeszcze leżą na murawie. Ale sami są sobie winni. Przy oddanych ponad 30 strzałach, przy rzucie karnym, gdy los pozwala grać o najważniejsze klubowe trofeum na własnym boisku – po prostu trzeba wygrać. Warto zauważyć, że Arjen Robben – jak ująłby to trener Clemente – się zesrał i już nie podszedł do rzutu karnego w decydującej serii. Kibice Bayernu mogą żałować, że ten zawodnik dopiero dzisiaj późnym wieczorem zorientował się, że nie umie za dobrze strzelać karnych. Gdyby doszedł do tego wniosku wczoraj – być może właśnie tańczyłoby całe Monachium.

* * *

Prawdziwym chichotem historii jest to, że za czasów Romana Abramowicza Chelsea nie miała w lidze gorszego sezonu. I zarazem właśnie w trakcie tego najgorszego sezonu osiągnęła największy sukces. Nie wiemy, gdzie w Monachium bawi się dzisiaj Romek, ale nie ukrywamy, że chętnie byśmy na tę bibę wpadli. Romku, jeśli nas czytasz, to puść smsa z adresem.

Chelsea z ostatnich meczów przypomniało nam trochę czasy, jak Grecy sięgali po mistrzostwo Europy. Murarka, murarka, murarka, jakiś rzut wolny, główka Charisteasa czy Drogby – i gol. No i stroje takie same, niebieskie. Nie będziemy udawać, że kochamy taki futbol, bo to by oznaczało, że cenimy wyżej Deschampsa od Zidane’a, czy innego przeszkadzacza od kreatora.

Ale ok – gratulacje. Lepiej być mistrzem antyfutbolu niż nie umieć grać ani z tyłu, ani z przodu.

* * *

Puchar w górze. Na chwilę nie były potrzebne reflektory, bo angielscy kibice równocześnie błysnęli tysiącem fleszy. Mario Gomez – to chyba jest Mario Gomez? – jeszcze siedzi na murawie i ogląda całe przedstawienie. To go różni od większości kibiców Bayernu, którzy już dawno opuścili stadion. Aktualnie fotoreporterzy mają konkurs – najlepsze zdjęcie załamanego Gomeza z ujętymi fetującymi zawodnikami Chelsea w tle.

Dobranoc.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

stan

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama