Z opóźnieniem i nie o tym o czym miałem, ale jeśli Józef Wojciechowski mówi, ze w polskiej piłce są same prawie hieny i złodzieje, to trudno się oprzeć, aby tego nie skomentować. Zacznę od tego, że szanuję i lubię szefa Polonii. Mimo że mówią o nim, że wariat. A może właśnie dlatego. Człowiek, który swoje własne prywatne duże pieniądze wkładał do naszego futbolu. Człowiek, dzięki któremu istnieje nie tylko Polonia, ale również Ruch i Górnik. Sponsor części ligi został skutecznie przez ludzi polskiej piłki do niej zniechęcony. Nie on jeden. Teraz pozostaje tylko z państwowego i samorządowego szarpać.
Hieny i złodzieje. W jakiejś tam części pokrywa się to z moją diagnozą. W części, bo zamiast hien mówię o nieudacznikach. Działacze, menedżerowie, trenerzy, piłkarze byli i obecni. Unurzani w korupcyjnym szambie. Złodziejskim procederze. Prawie sami nieudacznicy i złodzieje. Najgorsze, że często gęsto łączący te dwie cechy. To ważne bo inteligentnych złodziei jakoś mniej się obawiam. Okradną, ale nie zniszczą. W swoim własnym interesie dadzą żyć. Nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka. Złodziej gentleman, złodziej z finezją często w filmach (Ocean’s Eleven) budzi wręcz moją sympatię. W naszej piłce trudno takich znaleźć. Jak kradną to mordują i zarzynają od razu. Pasożytują zabijając żywiciela. Nachapać się i olać. Zachłanność połączona z brakiem umiejętności. Brak wizji i relatywizm moralny.
Andrzej Iwan w swej autobiografii opisał, jak to Rudolf Bugdoł był swego czasu pośrednikiem w załatwianiu i ustawianiu spotkań. Rudolf Bugdoł, czyli szef Śląskiego OZPN, wice szef PZPN. Osoba będąca dziś numerem dwa w związku, szara eminencja odpowiedzialna za finanse związku przyjechała swego czasu z kasą do Zabrza, żeby załatwić wynik korzystny dla Ruchu! Przecież to historia na pierwsze strony gazet. Afera i skandal. Dziennikarze powinni dostać sraczki, a sam zainteresowany dementować i grozić autorowi procesem. A u nas? Nic. Cisza. Przywykliśmy. Brał, bo każdy brał. Dawał, ale któż nie dawał. Standard. Ryba psuje się od głowy. Dlatego tak lubię, gdy PZPN potępia korupcję, karze Piszczka i odejmuje punkty. Złodzieje i nieudacznicy. Ale o czym my mówimy, skoro nawet wybrać rzeczniczki prasowej działaczom w PZPN się nie udało. I nie chodzi mi o to, że ta obecna to ponoć głupia. A niech będzie nawet niemową, tylko mogli przynajmniej jakąś ładną znaleźć. W Polsce nie powinno być z tym problemu. To wręcz łatwe i banalne. Polska to nie Anglia. Nieudacznicy i złodzieje.
Oczywiście, że są w tej naszej piłce ludzie uczciwi i prawi. Ale jakoś nie potrafią się przebić. Duża w tym rzecz jasna zasługa środowiska eliminującego takie niepokorne osobniki. Jeśli wleziesz między wrony… Plotka, obraza, donosiki są naprawdę skuteczne. I tutaj sam Wojciechowski czy inni prywatni właściciele nie są bez winy. Wierzył bezgranicznie menedżerom zachwalającym swój towar czy innym pochlebcom. Głaskanie uwielbiał, a sensowne rady traktował jako atak. Obrażał się, obrażał innych. Słuchał znających się na piłce hien, ale i futbolowych laików. Doradcy szefa Polonii mają twarz Radosława Majdana i Jozefa Oleksego. Nie żebym ich nie lubił, bo to bez wątpienia bardzo sympatyczni ludzie, tylko jaki z nich w piłce pożytek? Bo chyba nie chodzi o wypływy z konta…
Ostatni sukces polskiej piłki to srebro w Barcelonie. Nie jakiś wypadek przy pracy, ale sukces zaplanowany. Jednocześnie ostatnie pokolenie – pokolenie, a nie pojedyncze sztuki – polskich piłkarzy potrafiących grać w piłkę na solidnym europejskim poziomie. Ten sukces został bezprzykładnie zmarnotrawiony. Jakoś tak niedługo po nim, bodajże w 1997 r. Ireneusz Mazur zdobył ze swoimi chłopakami złoty medal mistrzostw świata juniorów w siatkówce. Był to pierwszy impuls, początek niebywałego wzrostu zainteresowania tą dyscypliną w Polsce. Impuls, który dał początek zmianom. Zmianom, które z kolei doprowadziły naszą siatkówkę na absolutny światowy szczyt. Reprezentacyjny, klubowy, organizacyjny.
Ale i w piłce juniorskiej mieliśmy sukcesy. I co? Też je zmarnowano. Kto pamięta, gdzie w latach 90. była nasza piłka a gdzie siatka? Się odwróciło i do tego przepaść się powiększa. Dlatego nie wierzę w ozdrowieńczą moc sukcesu naszych piłkarzy. Każda wygrana, awans z grupy będzie jedynie okazją do wypicia kolejnej flaszki przez Grzegorza Latę i kolegów. Trzy sekundy na setkę. Poklepią się po plecach. Piechniczek uzna to za sukces polskiej szkoły trenerów, a Łazarek się pokiwa. Gmoch pobazgrze po ekranie. Zostanie, jak było.
Dlatego nie będę kibicował naszej reprezentacji. Albo, inaczej mówiąc, będę trzymał kciuki za naszych rywali. Za piątkę od Czechów, trójkę od Greków i jedynkę od Rosjan. Bo nasza piłka potrzebuje dzisiaj totalnej porażki. Kompromitacji i masakry. Potrzebuje katharsis. Wysadzenia w powietrze struktur i wyczyszczenia stołków. Każdy najmniejszy nawet sukces umacnia obecny stan rzeczy. Konserwuje i utrwala stare PZPRowsko – PZPNowskie układy i układziki. Lech, Legia i Wisła w Lidze Europejskiej to nic innego jak tylko kolejne listki figowe zasłaniające prawdziwy stan naszego rodzimego futbolu. Nie daj Boże awansować z grupy, bo zaraz obwieszczą to jako sukces. Ich sukces! Zaraz usłużni dziennikarze powiedzą, że dzięki Listkiewiczowi, Lacie czy Smudzie polska piłka rośna w siłę, a i ludziom żyje się dostatniej. Co zresztą prawdą jest, bo taki na przykład były sekretarz Kręcina ma się coraz lepiej: robić nie musi a dalej zarabia. Nie wszystkim jest lepiej, ale przynajmniej niektórym. Swoim. A mnie się to nie podoba. I dlatego nie będę kibicował biało – czerwonym.
Na wszelki wypadek jednak na czas Euro opuszczam nasz piękny kraj. Trzy tygodnie bez telefonu, Internetu, telewizji i całego tego medialnego ersatzu. Wszystko po to, aby nie wieść na pokuszenie swego biało-czerwonego serca i po wysłuchaniu hymnu nie ściskać ukradkiem kciuków za Perquisów, Obraniaków i innych Olisadebe. Chciałbym wrócić i móc powiedzieć „jaka piękna katastrofa”. Dlatego mam apel do reprezentantów: przerżnijcie wszystko z kretesem! Przynieście nam wstyd i poczucie zażenowania. Dajcie zakrzyknąć „hańba” i gwizdać. Niech po euro ministra sportu wprowadzi do PZPN zarząd komisaryczny. Niech nas wykluczą z pucharów i eliminacji. Ja nie wierzę już w żadne lekarstwa. Ten wrzód trzeba przeciąć. Na razie gnije. Ł»eby wstać trzeba najpierw upaść. Grajcie bez ambicji i zaangażowania! Przegrajcie bitwę, aby wygrać wojnę. Zróbcie to dla dobra polskiej piłki.
ŁUKASZ MAZUR