Czasem tak bywa, że piłka oddawana rywalom w ramach zagrania fair play – przez pierdołowatość oddającego albo bramkarza – wpada jednak do siatki. I co wtedy? Zrobić głupią minę, grać dalej i udawać, że nic się nie stało czy pozwolić przeciwnikom wyrównać rachunki?
Dokładnie tego typu zdarzenie miało ostatnio miejsce w lidze norweskiej, w meczu Lillestroem z Brann Bergen, w którego bramce stoi Polak – Piotr Leciejewski. Brann prowadziło 3:2. Erik Mjelde chwilę po przerwie oddawał piłkę przeciwnikom kopnięciem zza połowy i oddał akurat tak, że ta wpadła do siatki nad zdziwionym bramkarzem (który, przyznać trzeba, zachował się beznadziejnie).
Mjelde specjalnie to trafienie nie ucieszyło i wraz z resztą drużyny postanowił w następnej akcji puścić gola bez walki. Zgodzili się wszyscy za wyjątkiem… Leciejewskiego, który najpierw długo kłócił się, żeby grać dalej, a później jako jedyny próbował zatrzymać napastnika Lillestroem.
W Norwegii zawrzało. Niektórzy dziennikarze spodziewają się, że Mjelde dostanie po zakończeniu sezonu… nagrodę fair play, a Leciejewskiego oskarżają o brak klasy i zdrowego rozsądku. – Jego zachowanie było niezrozumiałe. Chyba należy zrzucić je na konto… różnic kulturowych – napisał jeden z dzienników.
Brann wygrało ostatecznie 4:3.
PM