Jeden sezon Bundesligi w telewizji to blisko 500 godzin piłki nożnej. Jeden sezon Bundesligi w polskiej prasie to blisko 500 artykułów na temat „polskiego tria” z Borussii. Dla wszystkich, którym nie starczyło czasu przed telewizorem, a jednocześnie są ciekawi, co rzeczywiście działo się w niemieckiej lidze przez miniony rok, przygotowaliśmy alfabetyczne podsumowanie najciekawszych akcentów rozgrywek 2011/12.
Auf Wiedersehen – nieco na przekór zacznijmy od tych, którzy wspaniałe etapy w Bundeslidze właśnie… zakończyli. Ballack, Podolski i Barrios zapisali się na stałe w historii swoich klubów i nie zmieni tego nawet świeżo zakończony sezon – dla wszystkich trzech na swój sposób przegrany. W godnych okolicznościach dziękowano za to Raulowi. W 33. kolejce najpierw zdobył gola, a potem asystował przy kolejnym – na 4:0 i przy burzy braw zszedł z boiska trzeciej już wówczas drużyny tego sezonu. 40 goli, Puchar i Superpuchar Niemiec, półfinał LM, ćwierćfinał LE… Przygoda Madridisty w Schalke to materiał na przyspieszony kurs stawania się legendą, uwieńczony – kontrowersyjnym mimo wszystko – zastrzeżeniem numeru 7.
Bramkarze – litera B domaga się by wyróżnić mistrzów z Borussii, ale rok 2011/12 należał w równym stopniu do nich, co do całej generacji młodych niemieckich golkiperów. Najbardziej zachwycili Leno i ter Stegen, grający z regularnością godną starych rutyniarzy. Jedyne co zdradza ich brak doświadczenia, to rok 1992 w metryce. Warto też zapamiętać nazwiska Svena Ulreicha, Thomasa Krafta czy Rona-Roberta Zielera. Ł»aden z nich nie dobił jeszcze do 24 roku życia, a w niczym nie ustępowali starszym o dekadę Weidenfellerowi, czy Wiese.
Bohaterowie sennych koszmarów Manuela Neuera, czyli długa kolejka chętnych do reprezentacyjnej bramki. Kolejno: Zieler, Kraft, ter Stegen, Ulreich i Leno.
Cissé Papiss Demba – piłkarz wyciągnięty zimą z dołującego Freiburga na Wyspy, do walczącego o puchary Newcastle. Drugi przypadek w historii, kiedy z Niemiec odchodzi za 8-cyfrową sumę gracz ze stażem krótszym niż 3 sezony w Bundeslidze. Cissé wystarczyła jedna runda… Skauci „Srok” za wychwycenie takiej perły zasłużyli sobie na sowitą premię i zauważą to nawet ci, którzy Premier League śledzą od święta – strzały i gole Senegalczyka praktycznie co tydzień łapią się do highlightów kolejki.
Depresja – a ściśle: jej tragiczne skutki. Dotknęły Babaka Rafatiego, który miał sędziować spotkanie Köln – Mainz. 32-letni arbiter podciął sobie żyły w pokoju hotelowym, ale miał dość szczęścia, by zdołano go w porę odnaleźć i uratować mu życie. Ten smutny incydent przypomniał wszystkim o skali zjawiska – w poważne kłopoty z psychiką w zeszłym roku popadli przecież także Breno, Martin Fenin, czy Markus Miller. Niestety, dwa lata po tragicznej śmierci Roberta Enke, problemy zbyt wysokiej presji są w niemieckiej lidze wciąż aktualne.
Elegancja – cechuje przede wszystkim graczy z Dortmundu, którzy żółty kartonik widywali średnio raz na mecz. Na drugim biegunie tabeli fair play – klubowi koledzy naszego eksportowego awanturnika. Piłkarze Kolonii ujrzeli ponad dwukrotnie więcej „żółtek”, do tego aż pięciu spotkań nie byli w stanie dokończyć pełnym składem.
FC Kaiserslautern – drużyna tak przerażająco słaba, że nasuwa się tylko jedna analogia. W Krakowie narzekano na Dariusza Pasiekę (średnia w Cracovii: 1,04 pkt/mecz), więc kibice dostali Tomasza Kafarskiego, aby nauczył ich z wdzięcznością patrzeć na każdy uciułany punkt (uzbierał ich 6 w 10 meczach). Tymczasem z deszczu pod rynnę wpadli też fani „Czerwonych Diabłów”, bowiem gorszą drużyną od Kaiserslautern Marco Kurza (1,1/mecz) okazało się tylko… Kaiserslautern Krassimira Balakova (0,38/mecz).
Gościnność – polska cecha narodowa, którą naszym rodakom udało się zaszczepić na stadionie Fritza Waltera. Od kiedy w 1.FCK grają Świerczok z Borysiukiem, „Czerwone Diabły” rozdały przyjezdnym 25 punktów z 27 możliwych…
Hacke – czyli piętka, firmowe zagranie Lewandowskiego. Piętą pakował piłkę do bramki w ekstraklasowym debiucie i tą samą częścią stopy asystował w pierwszym spotkaniu 2011/12 (przy trafieniu Mario Götze z HSV). Potem w podobny sposób zdobył jeszcze najważniejszego gola sezonu – z Bayernem. Ale i tak najładniejszy „Hackentor” w tym roku, to dzieło Huntelaara w meczu 8. kolejki z Hamburgerem.
Ignjovski, Alexander – 21-letni pomocnik, który wraz z paczką juniorów – klubowych kolegów, wystąpił w meczu 27. kolejki z Augsburgiem. Tym samym, w którym trener Schaaf – wskutek plagi kontuzji – delegował na boisko najmłodszą jedenastkę w historii Werderu (średnia wieku: 23 lata). Co ciekawe, młokosy nie dały się ogać. Dopiero w doliczonym czasie straciły bramkę wyrównującą na 1:1.
Jones, Jermain – pomocnik Schalke, najbardziej wyrafinowany destruktor w lidze. W 20 meczach, które rozegrał, zdołał złapać aż 14 kartek, przy czym ani razu nie dał się wyrzucić z boiska. W karierze Amerykanina, naznaczonej jednym wielkim brutalnym faulem, taka sztuka nie zdarzała się nazbyt często.
Kasyno – gdyby włodarze Wolfsburga oddelegowali Felixa Magatha do stołu z ruletką, prawdopodobnie „zyskaliby” wiele więcej, niż sadzając go na ławce trenerskiej. Quälix, zwany też Saddamem, przepuścił w dwóch okienkach transferowych przeszło 80 mln euro, ściągając na Volkswagen Arena 34 piłkarzy. Gdyby zamiast tego obstawił wszystkie 37 pól w ruletce, każde po 2 mln euro, bilans zabawy byłby bliski zeru. Niestety wolał postawić na wszelkiej maści rozmaitych Mateuszów Klichów, więc bliskie zeru będą jedynie wpływy z UEFA – Wolfsburg zajął 8 miejsce i poległ w walce o europejskie puchary.
Leno, Bernd – cichy bohater sezonu, ginący gdzieś w gąszczu zachwytów nad Kagawą, Reusem czy Gomezem, głównie za sprawą rozczarowującej postawy kolegów z boiska. 20-letni golkiper to chyba najważniejsza ofiara braku pomysłu Robina Dutta na poukładanie zespołu z Leverkusen. Świadczyć o tym może średnia not w Kickerze – w skali sezonu Leno plasuje się na drugim miejscu, mimo aż 44 wpuszczonych bramek. Kibice długo nie zapomną mu ocierających się o maestrię występów na Bay Arenie, kiedy w pojedynkę omal nie zatrzymał Borussii M’gladbach, albo gdy uchował czyste konto w konfrontacjach z BVB czy Bayernem.
MVP – walka o tytuł najwartościowszego gracza to ciężki wybór między skutecznością (Gomez), pracą dla zespołu (Lewandowski) i ogólnym wrażeniem artystycznym (Reus). O tej trójce napisano już niemal wszystko, więc wybierzmy Klaasa Jana Huntelaara, zresztą zwycięzcę klasyfikacji kanadyjskiej. Holender doskonale wykorzystał zaaferowanie Bayernu zmaganiami w lidze Mistrzów. Na ostatniej prostej wyprzedził Gomeza w ilości goli i Müllera pod względem asyst. Ponadto Huntelaar to stały rezydent jedenastki kolejki do spółki z Franckiem Ribery – jedynym piłkarzem, którego nie zdołał dogonić w bojach statystycznych (rekordowe 20 asyst Francuza).
Nadrenia-Westfalia – największy z niemieckich landów zawsze cieszył się nadreprezentacją w Bundeslidze, ale dopiero w tym roku całkowicie zdominował rozgrywki. Drużyny z tego regionu (Dortmund, Gladbach, Schalke, Leverkusen) zajęły 4 z 5 pierwszych miejsc w lidze. Nie spisała się jedynie Kolonia, która żegna się z 1.Bundesligą. W jej miejsce, po barażowym dramacie z Herthą, wskakuje Fortuna Düsseldorf, czyli… jeszcze jedna ekipa z Nadrenii.
Orły – przydomek piłkarzy Eintrachtu, którzy po roku przerwy wracają do najwyższej klasy rozgrywkowej. Frankfurtczycy nie pasowali do drugiej ligi, o czym starannie zaświadczyli dwaj bundesligowi wyjadacze – Mohamadou Idrissou i Alexander Meier (razem 31 goli), ale także kibice. Blisko 40 tysięcy na mecz to średnia, która zawstydziłaby niejeden klub Bundesligi.
Przebiegnięte kilometry – ulubiona statystyka komentatorów Eurosportu, więc nie czujmy się gorsi. Jürgen Klopp powiedział kiedyś, że aby zagwarantować sobie zwycięstwo, jego zespół musi wybiegać minimum 120 km w trakcie meczu. W tym sezonie gracze Borussii przekroczyli tę barierę 10-krotnie i w 80% przypadków faktycznie poprowadziło ich to do zgarnięcia 3 punktów. W dwóch przypadkach zakończyli mecz remisem. Na statystykę biegów najciężej z Polaków zapracował Piszczek, który w niemal każdym meczu notował grubo powyżej 10 km. Ten sam wyczyn udawał się Lewandowskiemu średnio co dwa spotkania.
Czy na pewno te kilometry są takie ważne? Na grafikach dwa mecze Borussii z najniższym przebiegiem, oba wygrane 4:0.
Real Madryt – ostatnio bardzo modny temat, z powodu ankiety, dzięki której Jose Mourinho wreszcie ma dowiedzieć się, kogo widziałby u siebie na prawej obronie… Sprawa wywołuje uśmiech politowania, tymczasem najnowsza historia transferowa pokazuje, że włodarzom Królewskich wyjątkowo dobrze robi się interesy z klubami Bundesligi. Z Niemiec dopiero co ściągali Van der Vaarta, Khedirę, Özila i Sahina, odwrotną drogą powędrowali Robben i Raul. A to tylko oznacza, że nawet kiedy pęknie już medialny balon transferu Piszczka, wciąż możemy liczyć na ciekawe przesunięcia kadrowe na linii Real – Bundesliga.
Serie – przede wszystkim ta najgłośniejsza, czyli 28 kolejnych ligowych meczów bez porażki BVB (po drodze zaliczyli jeszcze klubowy rekord 8 zwycięstw z rzędu). Z mniejszą regularnością, za to o wiele bardziej spektakularnie punktował Bayern. Do historii przeszedł pewien marcowy tydzień, w trakcie którego Bawarczycy rozegrali 3 spotkania, strzelając w nich 20 bramek (na boisku statystowali kolejno piłkarze Hoffenheim, Bazylei i Herthy). Na indywidualne wyróżnienia najciężej zapracowali Manuel Neuer (770 minut z czystym kontem) i Mohamed Zidan (gole w 6 kolejnych meczach Mainz).
Trenerska karuzela – najszybciej kręciła się w Berlinie, gdzie od początku sezonu trenerów wymieniano czterokrotnie. Gorąco było także w Hamburgu i Gelsenkirchen. Tam skorzystano z usług odpowiednio: 4 i 3 różnych szkoleniowców. Poza tym jednak, prezesi w Bundeslidze wykazują się anielską cierpliwością. Łącznie dokonano tylko dwunastu zmian na ławce, a to wynik, który Józef Wojciechowski samemu bije w parę lat. W innej rzeczywistości operuje Thomas Schaaf, w dalszym ciągu śrubujący swój rekord w Werderze (już ponad 600 spotkań we wszystkich rozgrywkach).
Utrzymanie – aby przedłużyć przygodę z Bundesligą o kolejny sezon, wystarczyło w tym roku uzbierać 32 punkty. To aż o 5 mniej niż w rekordowo trudnych rozgrywkach 2010/11. Dodatkowym ułatwieniem była postawa Kaiserslautern, które wywiesiło białą flagę jeszcze przed przerwą zimową. Nie zaszkodziło to jednak emocjom na finiszu ligi – na trzy kolejki przed końcem wciąż zagrożonych spadkiem było 7 innych drużyn.
Wendepunkt – punkt zwrotny na szczycie był jeden i to oczywisty. Gdyby na cztery kolejki przed końcem Bayern wygrał na Westfallenstadion, zostałby liderem i pewnie nie oddałby prowadzenia aż do końca. Inna sprawa, że walcząc do końca na froncie Bundesligi, Bawarczycy mogliby dać wydrzeć sobie wejściówki na fajną imprezę, 19 maja na ich własnym stadionie. W dole tabeli za przełom można uznać 23. kolejkę i objęcie Herthy przez Otto Rehhagela. Co prawda trener byłych mistrzów Europy wygrał z berlińczykami tylko 3 spotkania, ale w okresie jego pracy znalazło się kilka gorzej punktujących zespołów. Wśród nich Kolonia, która utrzymanie zaprzepaściła nie tyle w ostatnim meczu z Bayernem (1:4) co w 8 poprzednich meczach, z których przegrała 6.
Zupełnie inny poziom – gol Erena Derdiyoka z Wolfsburgiem. Kolejne pokazy kunsztu już w Hoffenheim, gdzie od nowego sezonu będzie występował Szwajcar.
ٹrebaki – bez cienia wątpliwości na zbiorowe uznanie najbardziej zasłużyli w tym roku piłkarze z Mönchengladbach. Drużyna, która w poprzednim sezonie cudem uniknęła relegacji z ligi, przez większą część obecnego trzymała się w promieniu 3-4 punktów od pierwszego miejsca, przez moment była nawet liderem. Dopiero na finiszu podopieczni Luciena Favre’a opadli z sił i wylecieli poza podium. Kwalifikacje LM to jednak i tak sukces ponad oczekiwania, co więcej – sukces którego ٹrebaki mogą prędko nie powtórzyć. Z Gladbach po sezonie odchodzi niemal cały kręgosłup drużyny: Dante (Bayern), Neustädter (Schalke) i Reus (BVB).
Ł»enada – końcówka drugiego meczu barażowego. Grająca w dziesiątkę Hertha zdołała wyrównać na chwilę przed końcem czasu regulaminowego i do pozostania w lidze potrzebowała jeszcze jednej bramki. Berlińczycy dostali na to zadanie aż 7 dodatkowych minut od sędziego Wolfganga Starka. Mniej szczodrzy byli za to kibice miejscowej Fortuny, który wbiegli na boisko już po piątej. Groźba walkowera pozwoliła szybko przegonić fanów z płyty boiska, lecz na tą nie chcieli z kolei powrócić podopieczni Rehhagela. Dopiero negocjacyjne zabiegi arbitra pozwoliły wyciągnąć ich z szatni i dograć spotkanie do końca. Rozkojarzeni piłkarze BSC nie zdołali już odwrócić losów dwumeczu i w przyszłym sezonie Berlin znów będzie jedyną europejską stolicą nieobecną w najwyższej klasie rozgrywkowej.
JULIUSZ SIKORA

