Sami wprowadzili prawo, ale teraz nie wiedzą ani kto to właściwie zrobił, ani tak do końca po co. No, ale jeśli mowa o polskiej piłce, to takie rzeczy nie mogą nas dziwić, bo przecież dzieją się notorycznie nie od dziś i pewnie jeszcze długo będą się dziać. Tym razem sprawa dotyczy komicznych oświadczeń antykorupcyjnych, które profesjonalni piłkarze muszą podpisać, aby zostać zgłoszonym do rozgrywek. A jeśli muszą, to podpisują. Tylko, że na tym się kończy, bo niewiele więcej z tych podpisów wynika.
Powyższy „dokument” to właśnie deklaracja, jaką każdy zawodowy piłkarz musi podpisać razem z kontraktem, aby był on w ogóle ważny. Dzieje się tak za sprawą uchwały wydanej przez PZPN, a jak wynika z treści, to także związek dostaje pieniądze w przypadku ewentualnego złamania zasad zawartych w tym pakcie. Chcieliśmy zapytać o kilka podstawowych rzeczy:
– Co za grafoman wymyślił treść tego pisma?
– Dlaczego jego treść pozwala na tak dużą swobodę interpretacyjną?
– Czego ono właściwie dotyczy, przeszłości czy przyszłości?
– Czy jeśli jakiś piłkarz podpisał taki papier przed sezonem, a dowiedzieliśmy się dziś, że handlował meczami, to cokolwiek z tego wynika? Jeśli nie, to po co ta cała szopka?
Odpowiedzi chcieliśmy uzyskać w Wydziale Dyscypliny PZPN, ale jego przewodniczący Artur Jędrych stwierdził, że w ogóle nie zna tematu, więc na pewno to nie oni się tym zajmują, a raczej spółka organizująca rozgrywki Ekstraklasy. Zadzwoniliśmy więc tam i okazało się, że niekoniecznie.
– My jesteśmy wyciągnięci spod jurysdykcji, jeśli chodzi o wszelkie sprawy związane z korupcją i tak samo jest też w tym przypadku. Tym zajmuje się Wydział Dyscypliny, a my zgodnie ze związkową uchwałą, jedynie zbieramy i przechowujemy te oświadczenia. Oczywiście udostępnimy je od razu, gdy PZPN nas o to poprosi – stwierdził rzecznik Ekstraklasy, Adrian Skubis.
Postanowiliśmy więc zapytać o sprawę Janusza Matusiaka, wiceprezesa związku ds. piłkarstwa profesjonalnego. – Te deklaracje muszą być deponowane, bo taki jest obowiązek, a jeśli wyjdzie jakaś sprawa, to wtedy się to wyciąga i bierze pod uwagę – stwierdził, dodając, że jednak to Wydział Dyscypliny miałby się tym zajmować (o czym Wydział Dyscypliny nic nie wie). Rozjaśnił nam też zagwozdkę interpretacyjną: – Oczywiście, że to nie działa wstecz i nie dotyczy przeszłości. Chodzi o to, że jak piłkarz podpisze ten dokument, a potem coś przeskrobie, to można wyciągać konsekwencje – powiedział.
Oczywiście, że to nie działa wstecz? To po co piłkarze podpisują to CO SEZON? Przecież gdyby popisali raz – w zupełności by to wystarczyło. Poza tym skoro już wszyscy podpisują – to może niech ktoś siądzie chwilę nad treścią tych oświadczeń i zamiast grafomańskich praw harcerza umieści tam zapisy, które będą działały wstecz (na wzór tych, które podpisuje ze swoimi pracownikami Widzew Łódź) i okażą się straszakiem dla zawodników – i ci, którzy mają coś na sumieniu grzecznie podziękują za szansę gry w ekstraklasie i pójdą szukać szczęścia gdzie indziej? Gra w lidze nie jest obowiązkowa. Jeśli ktoś nie chce zagwarantować organizatorowi rozgrywek, że nie zostanie w przyszłości skazany, że nie ma czystego sumienia i będzie bał się zaryzykować swoje zarobki – niech nie podpisuje i niech nie gra. Proste.
TOMASZ KWAŚNIAK
