Miał być szok, płacz i wielkie pożegnanie legendy, a skończyło się na… smutku. Carles Puyol co prawda nie zagra w finale Pucharu Króla ani w Mistrzostwach Europy, ale wcale nie myśli o zakończeniu kariery. Ani reprezentacyjnej, ani klubowej.
Jeśli ktoś układał sobie w głowie jedenastkę nieobecnych na Euro, to ze znalezieniem stopera, a może nawet kapitana nie powinien mieć już problemu. Uraz kolana, którego Puyol doznał podczas derbów z Espanyolem definitywnie wykluczył go z udziału w tej imprezie. – Kontuzje nigdy nie przychodzą w dobrym momencie, ale trzeba je zaakceptować. Nie wiem, czy to miały być moje ostatnie Mistrzostwa Europy, ale chciałbym zakończyć karierę na boisku, a nie na sali operacyjnej. Jeśli ponownie dostanę szansę reprezentacji, będę bardzo szczęśliwy z tego jubileuszu – powiedział przed chwilą Puyol, odnosząc się do licznika meczów w reprezentacji, który stanął na liczbie 99.
W Katalonii przed konferencją prasową zdążono już odtrąbić żałobę. Dziennikarze szukali już potencjalnych następców 34-latka w Barcelonie, wskazując choćby na Davida Luiza. Pojawiały się też teksty pochwalne pod adresem Puyola, a ten zdementował wszystkie pogłoski o zawieszeniu butów na kołku. – Przyszły sezon widzę w kolorze różowym. Chcę wrócić na szczyt i dalej cieszyć się ważnymi meczami – podkreślił stoper Barcy.
– Ta kontuzja, która zmusza go do operacji, jest fatalną informacją dla Guardioli, który traci swojego Messiego obrony i dla Del Bosque, który nie, kim go zastąpić, bo, szczerze, nikt nie ma takiej determinacji i siły. Ani Barcelona, ani reprezentacja nie zasłużyły na taki cios, ale… przede wszystkim to Puyol najmniej na niego zasłużył – pisze Joan Batlle w dzisiejszym „Sporcie”.
I trudno się dziwić. Bo w sezonie, w którym Gerard Pique i Dani Alves byli często pod formą, a Eric Abidal wypadł z powodu operacji, to Puyol był nieprzerwanie prawdziwą ostoją Barcy.