No to teraz już na pewno nie awansujemy do Ligi Mistrzów! – rozniosło się po Polsce na wieść, że Legia Warszawa nie będzie mistrzem kraju. Lament, że jak nie Legia to już nikt, że przecież nie Śląsk, a już na pewno nie Ruch. W zasadzie, pomyśleć można, my już w tej Lidze Mistrzów po szesnastu latach wreszcie byliśmy, już przeszliśmy przez eliminacje, wszystko było przyklepane, tylko – masz ci los – nie został spełniony zaledwie jeden warunek: Legia nie wygrała w Gdańsku.
I teraz już dupa – jak nie Legia to absolutnie nikt.
Niestety, to chyba nie takie proste. Gdyby Legia była lepsza od Ruchu czy Śląska to miałaby dzisiaj od tych drużyn piętnaście albo dwadzieścia punktów więcej. A że ma mniej więcej tyle samo (czyli minimalnie mniej, ale punkt w tą czy tamtą to żadna różnica) – to znaczy, że to wszystko jedno, kto akurat przystąpi do walki o Champions League. Jak dobry dzień mieliby legioniści i gdyby im odpowiednio przyfarciło – to mogliby awansować. I dokładnie to samo można powiedzieć o chorzowianach i wrocławianach. Jak przyfarci, najpierw w losowaniu, a potem w meczu – to wejdą. A jak nie przyfarci – to nie.
Legia jest lepsza tylko medialnie, ma ładne koszulki, ładny stadion, ładny autokar i ogólnie jest taka wymuskana i wypolerowana. Tylko, że na boisku nie ma to żadnego znaczenia. Franciszek Smuda powołuje do kadry na Euro 2012 trzech zawodników tego klubu, a potem się okazuje, że to trzech zawodników z jedenastki przegrańców. Fakty są jednak takie, że Kucharczyk jak gra na skrzydle to może czyścić buty Zieńczukowi, a jak gra na szpicy – to Piechowi. Gdyby grał w Ruchu, a nie w Legii (o ile wywalczyłby sobie miejsce w podstawowym składzie, bo to mocno wątpliwe) – nikt by na niego nie spojrzał.
Wy też ulegacie złudzeniu.
Wczoraj podaliśmy naszą szeroką kadrę na Euro 2012, bez farbowanych lisów. Wśród 26 zawodników znaleźli się między innymi Lisowski, Kwiek i Pazdan. Ileż było śmiechów! Ktoś inteligentnie zapytał: czy to reprezentacja Polski, czy reprezentacja ekstraklasy? Otóż gdy mowa o polskim futbolu – w którym tylko nieliczni grają zagranicą – to są to w dużej mierze pojęcia tożsame. Gdyby Lisowski, Kwiek i Pazdan występowali w Legii, Wiśle czy Lechu to oczywiście byliby wtedy kadrowiczami pełną gębą. Wtedy to – hoho, jacy mocni! Ale że grają „tylko” w Górniku czy Koronie to się z nich ludzie śmieją. Pazdan był faktycznie dość śmieszny, gdy go zabierano na Euro 2008, ale dzisiaj – po czterech latach – to robi on grę jak mało kto – wystarczy pooglądać mecze, by to stwierdzić (w tym sezonie dostał u nas już siedem razy notę 7 lub wyższą). Kwiek umie i odebrać, i zagrać do przodu, na pewno nie jest w niczym gorszy od Janusza Gola. Tylko że trzeba oglądać mecze, zamiast gapić się na plakaty.
Wielu z was sugeruje się opakowaniem, a nie zawartością. Legia, Legia, Legia. Gówno z tej Legii wynika. Gdyby miała dać jakąkolwiek gwarancję na awans do Ligi Mistrzów to naszą śmieszną ligę powinna wygrać w cuglach, tymczasem na kolejkę przed końcem jest czwarta. I raczej nikt nie może powiedzieć, że to przez jakiś nieszczęśliwy splot okoliczności.
Nie odmawiajmy szans Śląskowi czy Ruchowi, jeśli to jedna z tych dwóch drużyn będzie miała walczyć o Ligę Mistrzów. Może się nie uda – tak jak nie udało się żadnej drużynie od 1996 roku, nawet Wiśle Kraków w mocnym składzie. Jednak, kiedy sprawdzi się czarny scenariusz, darujcie sobie głupie teksty, że „Legia dałaby radę”. Legia to nie dała ostatnio rady Bełchatowowi, Lechii czy Jagiellonii.
Ktokolwiek zostanie mistrzem – ten będzie zasługiwał na to, by reprezentować Polskę w eliminacjach Champions League.
I przy okazji – skończmy w ogóle tę paplaninę o awansie. W polskiej lidze gra się o mistrzostwo Polski. O fetę na mieście, o ten moment, gdy podnosi się trofeum, a wokół strzelają serpentyny. O wpis w historii klubu i historii własnej. Nie o żadną Ligę Mistrzów, tylko o TYTUŁ MISTRZA POLSKI. Tylko tyle i AŁ» tyle.