Najlepsza liga świata rozstrzygnięta. Real Madryt przerwał bezwzględną dominację Barcelony i sięgnął po długo oczekiwany – jak na tak wielki klub – tytuł. Zrobił to we wspaniałym stylu, bijąc – już teraz, a przecież do końca sezonu zostało kilka meczów – rekord wszech czasów co do liczby zdobytych goli. W tym sezonie rywalizacja między tymi odwiecznymi rywalami weszła na tak wysoki poziom, że zwycięzca po prostu musiał rozegrać najlepszy sezon w dziejach. Zrobił to Real, w decydującym spotkaniu grając na niesamowitym procencie skuteczności w ataku i jednocześnie grając niesamowicie w obronie.
Niedawno trwała na naszych łamach dyskusja – krytykowaliśmy Chelsea, że niby tak się broniła, a tak naprawdę gdyby Barcelona zdobyła pięć goli to Anglicy nie mogliby mieć do nikogo pretensji. Dzisiaj Real pokazał, co to znaczy pewna gra w defensywie. Gdyby Xavi strzelił na 1:1 w stuprocentowej sytuacji, mecz mógłby się potoczyć inaczej. Ale tak naprawdę to był jedyny moment, kiedy „Barca” doszła do czystej pozycji strzeleckiej. Autobus zaparkowany przez zespół Mourinho nie dość, że blokował dziesięć razy lepiej niż ten londyński, to jeszcze raz na jakiś czas ruszał do przodu.
Jeśli w futbolu o wyniku decydują detale, to dzisiaj tym „detalem” był bramkarz Victor Valdes, który niepotrzebnie opuszczał bramkę zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim golu dla „Królewskich”. Zawalił dwa razy, przy czym szczególnie bolesny był ten jego drugi błąd, bo akurat gospodarze łapali wiatr w żagle. Gdyby Valdes nie wybiegł do Cristiano Ronaldo, ten nie miałby jak skutecznie uderzyć, po chwili dopadłby go obrońca. Tymczasem VV wydawał się jakiś dziwnie rozbiegany, jakby nadpobudliwy. Taki dobry bramkarz, ale oba spotkania z „Królewskimi” – bo przecież bramkę zawalił też jesienią – wyraźnie mu nie wyszły.
Już teraz ostrzymy sobie zęby na rywalizację w przyszłym sezonie. Pisaliśmy kiedyś, że jakoś tak się dziwnie składa, że wspaniałe dream-teamy mają jakby tylko trzyletni okres przydatności do spożycia, często właśnie po takim okresie się wypalają i to bez względu na dyscyplinę. Czy tak samo będzie z Barceloną, czy też od nowego sezonu rywalizacja wkroczy na jeszcze wyższy poziom (jeszcze wyższy?!). Czy teraz zacznie się „trzylatka” Realu Madryt, czy też Barcelona otrząśnie się i po takim zimnym prysznicu okaże się jeszcze silniejsza?
Zostawiamy to wam do dyskusji. Piszcie sobie, że „Farsa” i że „Sreal”, czy co tam akurat jest w modzie w tej internetowej nowomowie. Faktem jest, że mecze między tymi drużynami to najwyższy światowy poziom. Kto nie chce ich oglądać i kogo one nie interesują – ten powinien przerzucić się na siatkówkę kobiet. Podobno Legionowo awansowało do ekstraklasy.
Chwała zwycięzcom, chwała pokonanym. Wiecie, o czym teraz marzą piłkarze Guardioli?
PS Z tą chwałą pokonanym – to poza Tello. Co za kołek!