Trwa akcja: jestem urzędnikiem, zrobię z siebie idiotę. Tym razem wojewoda mazowiecki uznał, że jednak pozwoli kibicom Lecha na przyjazd do Warszawy i udaje, że to dlatego, iż kibice na piśmie zapewnili, że nikogo nie pobiją.
Precyzując – wysokiej rangi urzędnik państwowy nie zezwala na udział w meczu grupy kibiców Lecha twierdząc, że policja uważa, iż na stadionie i w jego okolicy nie da się zapewnić bezpieczeństwa. Wtedy kibice piszą list: będziemy grzeczni! A urzędnik na to: no to olewam zdanie policji, wierzę wam! Jeśli to nie jest Monty Python, to co nim jest? Wychodzi na to, że wojewoda mazowiecki podejmuje istotną dla bezpieczeństwa mieszkańców miasta decyzję na podstawie jakiegoś świstka.
Bardzo wyrozumiałe to nasze państwo.
– Panie władzo, będę grzeczny!
– No chyba że!
Oczywiście to nie jest tak, że nie popieramy decyzji, by kibice Lecha obejrzeli mecz na Legii, tylko po prostu tryb podejmowania decyzji przez wojewodę jest kompromitujący. Jeśli decyzja policji nie ma znaczenia tylko dlatego, że ktoś napisał list to przepraszamy – po co w ogóle ta policja? Rozumiemy, że wojewoda nie chciał się przyznać, że zapoczątkował ciąg zdarzeń, które mogłyby doprowadzić do jakichś zamieszek, ale czasami lepiej przyznać się do błędu niż ośmieszać.