Dawno nie widzieliśmy czegoś takiego. Ba, w ogóle nie widzieliśmy podobnego meczu na tym szczeblu rozgrywek od kilku sezonów. Chelsea zasłużyła dziś, żeby przejechał po niej walec. Tak się jednak złożyło, że Barcelonie zabrakło tego, który tym walcem by pokierował i gospodarze CUDEM odnieśli cenne zwycięstwo. Cenne, bo dające im maleńki promyczek nadziei na grę w finale. Ale nie oszukujmy się, Barcelona to nie fundacja „Podaruj dzieciom słońce” i jesteśmy pewni – zemsta będzie słodka.
Na początek o bohaterze z przypadku – turlał się, turlał, aż w końcu… wturlał piłkę do bramki. Didier Drogba zasłużył na uznanie, bo znalazł czas, żeby na moment wstać z ziemi i strzelić bramkę. Nieustanne pojedynki powietrze z jego udziałem przypominały bowiem zrzucanie worka kartofli z siódmego piętra. Minimalny kontakt = natychmiastowy upadek z grymasem na twarzy. Wielki jak tur, a czasami… cienki jak zapałka. Te dwa przeciwieństwa na szczęście dostrzgał Felix Brych, który nie dał mu się specjalnie na to nabierać.
Dość jednak o arbitrze, bo ten nie poszedł w ślady Ovrebo i nienagannie prowadził zawody. Skupmy się zatem na grze… jednej z drużyn, bo kopanie piłki interesowało dzisiaj tylko Blaugranę. A najlepszym tego dowodem był okres pomiędzy 15 a 25 minutą, kiedy Chelsea nie postawiła kroku z piłką na połowie rywala. Mówimy o kroku, bo o podaniu nawet nie było mowy. Nic dziwnego, skoro taktyka zespołu Di Matteo to była piłkarska epoka kamienia łupanego – laga do przodu i modlenie się o okazję.
Screen z Twittera Emmanuela Frimponga (Arsenal)
Paradoksalnie, realizację tego celu umożliwił „The Blues” ten, który miał ich dzisiaj pogrzebać. Po stracie Messiego, Ramires wypracował jedyną okazję bramkową Drogbie, którą napastnik z WKS wykorzystałby nawet z zamkniętymi oczami. Od tej pory Afrykańczyk był niewidzialny, bo jego koledzy przestali go nawet szukać. Zawodnicy Chelsea woleli jak najszybciej oddawać piłkę Blaugranie i liczyć na kontrę. Raz to przyniosło efekt.
Niezasłużone pochwały zebrała po tym meczu defensywa londyńczyków. Niezasłużone, ponieważ równie dobrze przy identycznej grze mecz mógł się zakończyć wynikiem 1:5, a za 1:2 to nawet zawodnicy Chelsea mogliby podziękować. Mieli jednak nieziemskiego farta, że tacy zawodnicy jak Fabregas, Alexis czy Busquets marnowali idealne okazje.
FK
