Reklama

Weszło w Santosie: koszulka Bonina obiektem westchnień lokalnych dzieciaków

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2017, 08:53 • 9 min czytania 16 komentarzy

Po zachodniej stronie stadionu stoi grupka pięćdziesięciu osób. Jakieś 0,2 racy na osobę, jedna biało-czarna koszulka na łeb, solidarnie pozdzierane struny głosowe. Śpiewają, choć to bardziej wydzieranie się. Skaczą. Machają rękami, o ile nie trzymają w nich właśnie piwa. Są flagi. Są instrumenty. Jest hałas. Przeraźliwy hałas, który niesie się naprawdę bardzo daleko. Cisza jest tylko wtedy, gdy przywódca grupy chwilę przemawia, ale potem wszyscy wchodzą na tzw. pełnej kurwie. Można napisać “jeszcze głośniej”, można napisać “z niesamowitą mocą”, ale to właśnie określenie jest najlepsze – na pełnej kurwie.

Weszło w Santosie: koszulka Bonina obiektem westchnień lokalnych dzieciaków

Trzydzieści metrów dalej stoi kolejna grupa, a w zasadzie to siedzi. To kapela. Mają swoją perkusję, mają gitarę, mają oczywiście też swojego wokalistę. Naturalnie wszyscy ubrani w klubowe koszulki. Wokół nich naturalnie grupka, naturalnie wszyscy w klubowych koszulkach Śpiewają, klaszczą, bawią się.

Za kolejnych trzydzieści metrów znajduje kolejną grupę.

Za kolejnych trzydzieści metrów znajduje kolejną grupę.

Za kolejnych trzydzieści metrów znajduje kolejną grupę.

Reklama

(…)

Jest samba. Znajdujemy się pod stadionem Santosu. Jest dopiero godzina do meczu z Sao Paulo.

IMG_1534

IMG_1530 IMG_1532

***

Może nie jestem żadnym futbolowym dziadem, ale widziałem różne mecze, widziałem jak polskie drużyny ogrywają Legię, widziałem jak polscy piłkarze ogrywają Niemców, widziałem finały, awanse i spadki. Ale takiego szału pod stadionem PRZED meczem – jeszcze nigdy. Od razu przypomniały mi się tłumy, które w Polsce zmierzają na mecz w skupieniu, jakby właśnie udawali się na rekolekcje. Miałem przed oczami chóralne krzyki kibiców, po których nie wiesz czy klaskać, czy uciekać.

Reklama

Zabawa jednej z grupek wyglądała tak…


Zresztą to bardzo dobre sformułowanie – zabawa grupek. Kibicowanie w Brazylii – a przynajmniej na stadionie Santosu – to zabawa grupek. Mniejszych, większych, dwuosobowych. Gdy na moim sektorze prawa strona zaczęła coś śpiewać, lewa podłączyła się, ale… z zupełnie inną przyśpiewką. Z zupełnie innymi słowami, inną melodią. Wy sobie śpiewajcie, fajnie, ale my pośpiewamy sobie teraz inaczej. Nie ma sektora, który jest wiodący. Nie ma kanonu, który narzuca, że teraz śpiewa się to i to. Podobnie jest z oprawą. Na wschodniej trybunie wywieszono sektorówkę w kształcie koszulki Santosu? Fajnie, my mamy flagi.

Ani przez moment nie było sytuacji, by śpiewał cały stadion. Z drugiej strony nigdy nie było też sytuacji, by panowała zupełna cisza.

Jeden z kibiców – na oko hinduskiego pochodzenia – śpiewa przez cały mecz swoje przyśpiewki. Nikt się nie podłącza, ale on i tak uparcie tkwi przy swoim. Inny siedzi cicho, choć jest tu absolutnym wyjątkiem, bo tu w ciszy nie ogląda się meczów. Jeszcze inny – nadaje cały czas polecenia piłkarzom i wszystkie jego sugestie powtarza kilkuletni synek, co wywołuje wśród siedzących dookoła regularną salwę śmiechu. Zgaduję zatem, że nie są to polecenia w stylu “pójdź sobie do diaska szanowny rywalu”.

Wspólnie wykrzyczane jest w zasadzie tylko jedno. Soczyste “uuuuuh”. Skrzydłowy wrzuca, lecz piłkę przecina obrońca? Uuuuuuh. Jest jeden na jednego, bramkarz wyłuskuje piłkę? Uuuuuh. Strzał z dystansu mija słupek o włos? Uuuuuh.

Regularne, wykrzyczane w jednym tempie, piękne uuuuh.

***

IMG_1558 IMG_1557 IMG_1559

IMG_1537

Gdy tylko wchodzę do sklepiku z pamiątkami, kobieta wręcz podbiega do mnie i pyta o coś po portugalsku, ale ja portugalskiego ni w ząb. Druga pracownica wybiega więc przed sklep i za chwilę przychodzi z facetem, który ma przetłumaczyć jej pytanie. I wtedy zaczyna się lawina.

– Skąd jesteś?

– Z Polski? Niesamowite. Dwa dni temu w naszej telewizji leciał wywiad po polsku!!!

– Europa jest najlepsza!

– Uwielbiam Polskę!

– Gdybyś chciał, koszulki są za tyle, piłka za tyle, piersiówka za tyle. Polska!!!

Można się dowartościować, jaka to Polska jest rewelacyjna słyszę w co drugim sklepie, choć wiedza połowy z Brazylijczyków o Polsce kończy się zapewne na “to tam niedaleko Rosji”. Za chwilę dowiem się, że sklepików z pamiątkami Santosu pod stadionem jest kilka, lecz autoryzowany tylko jeden. Reszta – skupisko podrób. Jeśli twój sklep ma lokal na sześć metrów kwadratowych oznacza, że w biznesie radzisz już sobie całkiem nieźle. Jeśli jeszcze nie osiągnąłeś takiego statusu – zostaje ci ledwie mały kramik. A jeśli w ogóle zaczynasz – po prostu bierzesz w rękę kilka koszulek i idziesz z tym pod stadion. Kupić pamiątkę można w zasadzie na każdym kroku. W zasadzie na każdym kroku jest ci ona wręcz wciskana w ręce. Dla jednych mecz to święto, dla innych okazja do zarobku.

Biznes kwitnie też na samym stadionie. Niektórzy kibice Santosu wchodzą na trybunę z asortymentem i liczą na to, że dzięki utargowi zwróci im sie bilet. I tak chodzą między krzesełkami nosząc na ramionach wielkie pudełka. Co dwie minuty ktoś koło ciebie przechodzi.

– Woda, woda, woda!

– Popcorn, popcorn, popcorn!

– Kabanos, kabanos, kabanos!

Punkty gastronomiczne? Może gdzieś są, całego stadionu nie obszedłem, ale na moim sektorze, który poznałem już dość dokładnie, nie było żadnego. W robieniu pieniędzy Brazylijczycy jeszcze mogliby się dużo nauczyć, tym bardziej, że kibicom chyba nie bardzo wadzi zarabianie kasy przez ich klub. Około 70 minuty na telebimie pojawia się frekwencja, a pod nią liczba reali, jaką udało się w ramach sprzedaży biletów uzbierać. Wynosi ona ponad 400 tysięcy, co zostało przyjęte oczywiście aplauzem. Tak samo, jak przyjmowane są wszystkie niewykorzystane okazje (tak, oklaskiwane są też te niewykorzystane). Ale najpierw wiadomo: uuuuuuh.

IMG_1553

Dla utargu niektórzy narażają swoje zdrowie i to wcale nie żadne wyolbrzymienie. Nie wiem jakie w Brazylii dostaje się premie motywacyjne, ale grupka facetów mająca zaganiać klientów na znajdujący się nieopodal stadionu parking chwyta się desperackich kroków, po prostu… zatrzymując jadące samochody i zaganiając je na parking. Potraktujcie to bardzo dosłownie – trójka facetów wychodzi na trzypasmową ulicę i zatrzymuje samochody własnym ciałem. Po prostu staje przed nimi i z odległości stu metrów pokazuje ręką, że muszą się zatrzymać. Jeśli kierowca nie ma ochoty wcisnąć na hamulec, muszą szybko odskoczyć. A zwykle nie ma. Gdy już się ktoś zatrzyma (na środku trzypasmowej drogi!), to raczej ze strachu, by nic biednemu człowiekowi nie zrobić.

– Cinco real, cinco real! – krzyczy gość od parkingu i pokazuje, gdzie trzeba wjechać.

– Panie, ale ja wcale nie szukam parkingu – kierowca musi odpowiedzieć mniej więcej coś takiego, bo parkingowy macha ręką i szybciutko wbija się na ulicę ponownie lawirując między samochodami.

Kabaret.

Policję ta szalenie cywilizowana działalność interesuje tak, jak stan upraw kapusty w podkarpackim. Jak wszystko zresztą. Dla pięciu reali za parking narażane jest zatem tylko zdrowie, firmowa kasa – już nie.

IMG_1551

Szalony pościg za zatrzymanym kierowcą. Gość sam nie wiedział czy stawać, czy uciekać

***

Droga na stadion Santosu z plaży i zarazem najbogatszej dzielnicy miasta (ciekawe – w centrum bieda aż piszczy, wszystko przeniosło się na plażę) to wielka niewiadoma. Idziesz główną ulicą – w sumie jest fajnie. Ale oddalasz się o parę metrów zobaczyć okolice stadionu – już tak fajnie może nie być. A gdy wpadasz na pomysł, by skrócić sobie drogę – to już w ogóle nie jest fajnie. Santos to – zresztą jak cała Brazylia – miasto kontrastów. Idziesz po ulicy, na której znajduje się pasmo czterogwiazdkowych hoteli, ale skręcasz w małą uliczkę tuż obok – dosłownie 10 metrów dalej – i widzisz totalną biedę, jakieś pordzewiałe i rozebrane samochody na podwórkach, domy jak sprzed Potopu. Ciągły kontrast.

No i nigdy nie wiesz, na której uliczce czyha… nawet nie oklep, co zerwanie z ciebie plecaka, wyrwanie komórki z rąk, wyciągnięcie portfela z kieszeni.

Chociaż o oklep też jakoś przesadnie starać się nie trzeba, a przekonuje się o tym jeden z kibiców, który poszarpał się z grupą innych (wszyscy z Santosu). Niby podobno jest bezpiecznie, a jednak sędzia schodzi z boiska w obstawie policji. Niby podobno jest bezpiecznie, a jednak kibiców gości nie uświadczono, mimo przygotowanej dla nich specjalnej klatki. Niby jest bezpiecznie, a jednak sprzedawczynię biletów odgradza od kibica więzienna krata.

IMG_1531

Pogłoski o tym, że w Brazylii jest jak jest nie są rozpuszczane przez spanikowanych Europejczyków (bo ci nie mają powodów by sądzić, że coś jest nie tak, dopóki nie stracą portfela – nic na to nie wskazuje), a głównie Brazylijczycy (to zwykle ich pierwsza rada dla każdego turysty).

– Wiecie oczywiście, że tu jest niebezpiecznie? – mówi w swoim trzecim zdaniu dziewczyna, która odbiera nas z lotniska.

– Co musicie wiedzieć o Brazylii? No to, że tu jest niebezpiecznie.

– Telefony schowajcie głęboko. A najlepiej ich nie zabierajcie.

– Na plaży nie wyciąga się sprzętu. W zasadzie nigdzie się go nie wyciąga.

– Neymar mieszkał trzy ulice stąd, ale nie chcecie tam jechać. Ja sam nie chcę.

 Lepiej nie. Odpuśćcie. Chodźcie inaczej. To niebezpieczne. Idąc z Brazylijczykami przez plażę w ścisłym centrum Santosu kilkukrotnie słyszymy tę samą śpiewkę.

– Nie, tędy może nie.

– Może na około.

– Przystańmy. Chyba tędy można. Albo nie. Albo lepiej na około.

Dochodziło do dziwnych sytuacji. Idąc całą grupą na sugestię tych najbardziej kumatych schodziliśmy z plaży, wracaliśmy na ulicę, mijaliśmy jakąś grupkę, która miała być niebezpieczna i znów skręcaliśmy na plażę. Ale może to faktycznie nie przewrażliwienie – ci ludzie mieszkają tam przecież od ponad 20 lat.

IMG_1513

IMG_1526

Niedokończona inwestycja obok wypasionego wieżowca. Widok w Brazylii dość popularny

***

– Co tu się dzieje?

– Za chwilę będą wychodzić piłkarze Sao Paulo.

 

Jak na fakt, że na mecz nie wchodzili kibice gości – całkiem niezłe powitanie. Swoją drogą brazylijskiej policji nie robiło żadnego problemu, że skoro chodnik jest zamknięty, ludzie idą… po prostu wokół autobusu. Tu w ogóle nikt nie zwraca uwagi na nic. Zielone, czerwone? Na sygnalizacji świetlnej to w zasadzie to samo. Gdy przechodzisz na zielonym i tak przystajesz, by sprawdzić, czy nic akurat nie jedzie. Gdy przechodzisz na czerwonym też przystajesz, by zobaczyć czy nic cię nie rozjedzie.

IMG_1524

Przejście ulicą i zatrzymanie całego pasa? Żaden problem.

IMG_1525

Foto na ulicy? Też żaden problem.

***

IMG_1544

Nieopodal stadionu Santosu znajduje się centrum treningowe, a wokół niego – murale z najbardziej zasłużonymi piłkarzami. Jest oczywiście Pele…

IMG_1545

… jest i Neymar…

IMG_1548

…ale standardy szalenie wysokie nie są, skoro znalazło się na murze miejsce nawet dla piłkarzy pokroju Elano czy Danilo.

Trochę dziwi lokalizacja podobizny Neymara, która – wydawałoby się – powinna być mocno wyeksponowana. Obok jakaś budka, mural zasłania drzewo, można poczuć szczochy. Trochę dziwnie.

IMG_1549

Ale biorąc pod uwagę gdzie Neymar się wychowywał – pewnie to dla niego całkiem naturalne środowisko. Dość powiedzieć, że gdy włoscy dziennikarze pojechali rok temu zobaczyć jak mieszkał Neymar, potrzebowali kilkuosobowej obstawy. Mowa o dzielnicy Praia Grande, w której odbywał się turniej Neymar Jr’s Five, przy okazji którego w ogóle znaleźliśmy się w Brazylii. Turniej dokładnie ogrodzony, by nic z drugiego świata nie przedostało się do obiektywu kamery. Otwierając bramę wkraczałeś jednak w inny świat. Świat biedy. Świat desperacji. Świat totalnej prowincji. By się stamtąd w ogóle wydostać, musiałeś przejść przez tłum dzieciaków ogrodzony bramką. Dzieciaków, czekających cały dzień na to, że może coś się trafi. Może komuś wypadną dwa reale. Może ktoś zechce coś oddać. Może uda się coś ukraść. Czułeś się jak jakiś Justin Bieber, który wchodzi na koncert przez środek tłumu dzieciaków. Wokół wyciągnięte ręce, które chcą ci przybić piątkę, albo po prostu dotknąć. Oczy wpatrzone na przemian na ciebie i na rzeczy, które trzymasz w rękach bądź masz na sobie.

Jeden dzieciak łapie się za koszulkę i proponuje ci zamianę. Drugi dzieciak też łapie się za koszulkę i proponuje ci wymianę. Za chwilę obserwujesz, że wszystkie dzieciaki – gdy tylko na nie spojrzysz – chcą się z tobą zamienić koszulką. Albo czapką. Albo czymkolwiek.

– Co wy robicie?! Nie wiecie, że to niebezpieczne? – jedna z organizatorek turnieju wybiega za nami w jakieś 15 sekund (czyli po osiemnastu propozycjach wymiany koszulek i piętnastu prośbach o czapkę) i doprowadza na miejsce rozgrywania turnieju.

– Poczekacie tutaj, przyjedzie po was specjalny bus.

– Ale to tylko dzieci – dziwimy się.

– Bardzo szybkie dzieci – wyjaśnia.

Osiemnaście propozycji wymiany koszulek. Oczywiście nie wykluczam teorii, że to zasługa tego, że akurat miałem na sobie koszulkę Grzegorza Bonina.

Z Santosu JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski
35
Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”
Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
105
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

16 komentarzy

Loading...