Peter Osgood – niebieski książę życia

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2012, 17:10 • 6 min czytania

Lata 60–te i 70–te XX wieku to jeden z najlepszych okresów w historii londyńskiej Chelsea. Co prawda mistrzostwo zdobyto w 1955 roku, jednak dopiero następne dwie dekady solidnie zasiliły klubowe muzeum. Puchar Anglii, Puchar Ligi, Puchar Zdobywców Pucharów – na kolejne takie sukcesy fani The Blues musieli czekać niemal 30 lat. Przez ten czas w Chelsea występowało wielu wybitnych piłkarzy – genialne dziecko angielskiego futbolu Jimmy Greaves, niezniszczalny Ron Harris czy mistrz świata z roku 1966 Peter Bonetti. Jednak wszystkich talentem, umiejętnościami, popularnością, a także arogancją i bezczelnością przewyższał człowiek, którego obwołano „Królem Stamford Bridge”, sam siebie określał mianem „Pogańskiego boga”, a tak naprawdę nazywał się Peter Osgood.
„Czarodziej z krainy Oz” był bezapelacyjnie dzieckiem swojej epoki, wpisującym się w nurt piłkarzy prowadzących dubeltowe życie – genialne dryblingi, efektowne strzały, kapitalne podania łączył z gorącym afektem do pięknych kobiet, mody i nocnych hulanek suto zakrapianych alkoholem. Skądinąd kontynuował trend zapoczątkowany w Chelsea na długo przed jego narodzinami – już w latach 20 – tych niejaki Jack Cock potrafił efektywnie zespolić bieganie za piłką z podbojami miłosnymi, a nawet z występami w musicalach i grą w filmach. Następnymi w zabawowej sztafecie byli Szkot Hugh Gallagher oraz wspomniany na początku Jimmy Greaves, który opuścił klub zaledwie 3 lata przed debiutem „Ossie’go” w The Blues.

Peter Osgood – niebieski książę życia
Reklama

Osgood występując na środku ataku świetnie wykorzystywał swoje kapitalne umiejętności – grę obiema nogami, technikę, koordynację oraz grę głową. Uważano go za najinteligentniejszego napastnika swojej generacji. Był piłkarzem kompletnym, co genialnie wyraził jego pierwszy trener w Chelsea, Tommy Docherty: „Ma wszystko, co tylko piłkarz mógłby sobie wymarzyć”. Strzelał bramki w najważniejszych momentach w historii londyńskiego klubu – w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Realem Madryt, w finale Pucharu Ligi ze Stoke oraz w finale Pucharu Anglii z Leeds.

Jako się rzekło, nie samą piłką Osgood żył. Uwielbiał towarzystwo płci pięknej. Najgłośniejszym dowodem na jego powodzenie jest epizod z wyjątkowej urody aktorką Racquel Welch, która na jeden z meczów wparowała odziana w koszulkę z napisem: „Osgood strzelił mi gola”, nie pozostawiając wątpliwości co do łóżkowej dyspozycji „Króla Stamford Bridge”. Poza tym Peter cieszył się popularnością pośród ówczesnych gwiazd show – biznesu – o ile obecność na trybunach Johna Wayne’a, Roberta Redforda, Paula Newmana czy Richarda Attenborough można tłumaczyć modą na Chelsea ( dzisiaj, w dobie wszechobecnej niechęci sprokurowanej rosyjskimi funtami, brzmi to równie prawdopodobnie jak przedwojenna popularność warszawskiej Polonii ), o tyle gratulacyjna wizyta Steve’a McQueena w szatni po zdobyciu przez Osgooda 100 bramki w barwach The Blues jest wyraźnym symptomem sympatii.

Reklama

Dość rażącą luką w życiorysie ikony Chelsea jest temat reprezentacji. Podobnie jak Frank Worthington, Tony Currie, Stan Bowles, Alan Hudson czy Rodney Marsh będąc niekwestionowaną gwiazdą na swoim podwórku, nigdy nie zaistniał w kadrze narodowej, rozgrywając w niej ledwie 4 spotkania, nie zdobywając żadnej bramki. W 1966 roku, jako 19 – latek został wyróżniony obecnością w 40 – osobowej kadrze Alfa Ramseya, z której następnie wyłoniono 22 zawodników mających wystąpić na Mistrzostwach Świata. Oczywiście „Ossie” nie znalazł się wśród wybranych, a wróble ćwierkały, iż powodem absencji nie były niewystarczające umiejętności napastnika, a problematyczny charakter, absolutnie nie przystający do dżentelmeńskich manier braci Charlton czy Bobby’ego Moore’a. Co prawda znalazł się w kadrze na Mundial w Meksyku w 1970 roku, jednak po tym jak został zmieniony w przegranym spotkaniu z Brazylią, odmówił wyjścia na trening i jego przygodę z mistrzostwami należało uznać za zakończoną, a na następne powołanie musiał czekać 4 lata.

Osgood nie cierpiał banalności, a los sprawił, że jego mariaż z Chelsea rozpoczął się nadzwyczaj nieszablonowo. Sposób w jaki „Ossie” zasilił szeregi Chelsea jest doskonale znany rumuńskiemu operatorowi łopat ogrodniczych zwanemu Bogdan Straton, który, wykorzystując dorobek technologiczny współczesnego świata, na krótko zyskał w Polsce miano „piłkarza”. Zarówno rodak hrabiego Drakuli jak i młody Peter, znaleźli nowe kluby za pomocąâ€¦listu. O ile pseudoobrońca, który nabrał łódzki Widzew, sam reklamował swoje wątpliwej jakości usługi, o tyle młodego Osgooda zareklamowała osoba trzecia – zwana krótko „wujkiem Bobem”. Właśnie dzięki bratu swej rodzicielki, który wychwalając pod niebiosa zalety swojego bramkostrzelnego bratanka pełnił prekursorską funkcję quasi – menedżera, nastoletni Peter dostał szansę sprawdzenia się w zespole z zachodniego Londynu, którą wykorzystał bez jakichkolwiek skrupułów.

Jednak jego karta w historii The Blues wcale nie jest nieskazitelna. Także tutaj dawał pokaz swojego krnąbrnego charakteru. W 1967 roku nagle zażądał umieszczenia na liście transferowej, jednak nikt nie był w stanie zapłacić za niego 250 tysięcy funtów, co wtedy było kwotą niebagatelną. W roku 1971 menedżer Dave Sexton uznał, iż Osgood niewystarczająco angażuje się w treningi, więc w ramach kary postanowił się go pozbyć. Tyle, że fanom Chelsea niespecjalnie przypadła do gustu ów decyzja, więc stanowczo przeciwko niej zaprotestowali, krzyżując śmiałe plany Sextona. Jednak nawet oni nie byli w stanie zatrzymać Osgooda w zachodnim Londynie, kiedy 3 lata później, po odsunięciu od drużyny, postanowił zaprzestać treningów z pierwszym zespołem. Osgood musiał odejść, a zrobił to w stylu wyjątkowym, bijąc klubowy rekord transferowy – Southampton zapłaciło za niego 275 tysięcy funtów.

Także po zakończeniu bogatej kariery wielokrotnie udowadniał, że jego nietuzinkowy charakter nie został zawieszony na kołku razem z butami. W dalszym ciągu, gdy coś nie było po jego myśli, głośno protestował. Komentując, bliski niewieścim bójkom, współczesny zwyczaj szarpania się piłkarzy za trykoty rzucił: „To jest haniebne. My kopaliśmy, uderzaliśmy łokciami i waliliśmy po jajach, ale nie ciągaliśmy się za koszulki.”. Pracując w dziale marketingu Chelsea, tak ostro krytykował swojego ówczesnego szefa, prezesa The Blues Kena Batesa, że został zmuszony do odejścia, a nawet zabroniono mu wstępu na tereny klubowe! Jednak obecny właściciel nie zapomniał o „Pogańskim bogu – cofnął absurdalny zakaz, a po jego przedwczesnej śmierci zezwolił na rozsypanie prochów „Ossie’go” przy trybunie Shed End.

– Kibice Chelsea najlepszym graczem w historii uznali Gianfranco Zolę, ale Peter był jeszcze lepszy – tak o Osgoodzie wyrażał się były klubowy kolega Ron Harris. Z całą pewnością wiedział co mówi, albowiem podczas swoich 795 spotkań w barwach Chelsea musiał widzieć zarówno wielu piłkarskich artystów jak i uwłaczających futbolowi biegaczy.

Groteskowym figlem historii jest, że w tym samym czasie co Osgood, po mglistych murawach Anglii biegał piłkarz o niemal bliźniaczym życiorysie – George Best z Manchesteru United. Obaj zadebiutowali w angielskiej ekstraklasie w wieku 17 lat. Każdy z nich ponosił gorzkie konsekwencję swego trudnego charakteru. Obaj, choć każdy z innego powodu, nie zwojowali nic na Mistrzostwach Świata. Dla klubów których stali się symbolami strzelali z wręcz identyczną regularnością – 0,37 bramki na mecz Besta przy 0,39 Osgooda. Wreszcie obaj żyli ledwie 59 lat, odchodząc przedwcześnie z powodu buntu skrajnie wyeksploatowanych organizmów, które wcześniej przyniosły im tyle sławy i chwały. Bestowi wysiadła wątroba, Osgoodowi serce.

MATEUSZ JANIAK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama