Kiedy w 2012 roku Jerzy Janowicz doszedł do finału turnieju BNP Paribas Masters w Paryżu, całe środowisko tenisowe zachwycało się drop shotami szerzej nieznanego Polaka. Najlepsi gracze świata wobec jerzykowych skrótów bywali absolutnie bezradni. Dziś Polak przekonał się, jak strasznie jest walczyć z kimś, kto potrafi je stosować w genialny sposób – m.in. dzięki tej broni Benoit Paire pokonał w Londynie naszego zawodnika 6:2, 7:6, 6:3.
Zarośnięty Francuz może i wygląda jak bohater serialu „Wikingowie”, ale na korcie zamiast brutalnej siły pokazywał dziś godną podziwu finezję. W drugiej partii, kiedy Janowicz miał piłkę setową, Pair zagrał drop shota na takim luziku, jakby to była treningowa gierka, a nie mecz trzeciej rundy Wimbledonu. To był właściwie jedyny moment, kiedy Jerzy mógł zagrozić rywalowi. Nie wykorzystał jednak swojej szansy, choć i tak spisał się lepiej niż w pierwszym secie, w którym podawał tak, jakby jego jedynym dotychczasowym kontaktem z tenisem był internetowy kurs pt. „Jak skutecznie serwować”. Innymi słowy – w trakcie tej partii łodzianin nie zanotował ANI JEDNEGO asa! Paire wykorzystał to optymalnie i rozprawił się z Polakiem z prędkością godną TGV – w 25 minut.
Może zabrzmi to brutalnie, ale przed trzecią partią jedyną nadzieją na wygranie z Francuzem mogła być jego ewentualna kontuzja. Kort 18, na którym toczył się pojedynek, trawiastym jest tyko z nazwy. Generalnie – Kartofliska i jego kumple biegają po dużo lepszych murawach, dlatego nie może dziwić fakt, że Paire kilka razy nieźle się wypierdzielił. Zawsze jednak wstawał i szedł do przodu, w ostatnim secie było podobnie.
Przy stanie 2:2 Janowicz miał jeszcze kilka break-pointów, ale nie zdołał ich wykorzystać. Pewnie wytrąciło go z równowagi to, że przy pierwszym z nich Benoit, a jakże by inaczej, posłał fenomenalnego drop shota. Jeśli tę akcję oglądał mistrz Roger Federer, na pewno aż cmoknął z zachwytu. Jerzy za to mógł co najwyżej przekląć pod nosem i godzić się z tym, że Wimbledon 2017 w jego wydaniu przechodzi do historii. Pocieszeniem dla Polaka powinien być fakt, że przegrał z zawodnikiem, który pokazał wybitny tenis, na poziomie dziesiątki najlepszych graczy na świecie, mimo że na liście ATP jest obecnie dopiero 46.