Kiedy Florentino Perez robi galaktyczny transfer, wszyscy fani „Los Blancos” niecierpliwie czekają, aż nowy zawodnik zostanie oficjalnie zaprezentowany na stadionie, który też zwykle jest wypełniony przy takich okazjach po brzegi. Przy Jamesie był szał. Przy Bale’u jeszcze większy. Jednak to, co się działo przy przyjeździe Cristiano Ronaldo do Madrytu przerasta ludzkie pojęcie. Jesteśmy skłonni zaryzykować stwierdzenie, że nikt inny nie wzbudziłby takich emocji w świątyni kibiców “Królewskich”. Dzisiaj mija ósmy rok, odkąd Ronaldo pocałował na Bernabeu herb „Galacticos”.
Trzeba uczciwie powiedzieć: Manchester United na czele z Sir Alexem Fergusonem zrobił złoty interes. Jak to się zaczęło? Po jednym ze spotkań pomiędzy Sportingiem i „Czerwonymi Diabłami” pewnemu obrońcy z Irlandii… nieźle zakręciło się w głowie. Przez to, że Gary Neville nie mógł wystąpić, Fergie zdecydował się na Johna O’Shea. A młodziutki Ronaldo zabrał starszego kolegę na karuzelę. Rezerwowi na ławce wielokrotnych mistrzów Anglii mówili do szkoleniowca: niezły ten koleś! A Ferguson odpowiedział: „spokojnie, jest już nasz”. Po ostatnim gwizdku arbitra przystąpił do działania.
Kitmenowi powierzył zadanie, by ściągnąć z loży honorowej pod szatnię dyrektora generalnego, Petera Kenyona. „Jest aż tak dobry?” spytał się Kenyon Fergusona. „John O’Shea nabawił się przez niego migreny. Kupuj go!” – rzucił Sir Alex (cytaty z książki Guillema Balague). Pieniądze już leżały na stole, Ronaldo za kilka dni poleciał do Manchesteru, podpisał kontrakt i tak się zaczęła jego piękna przygoda z poważniejszym futbolem.
Real się nim interesował już wtedy, kiedy United finalizowało przenosiny Portugalczyka na Old Trafford. Odczekali, a kolejne przymiarki rozpoczęli w 2007 roku, gdy Ronaldo negocjował nową umowę ze swoim ówczesnym klubem. Florentino Perez zdecydował się jednak na kupno Cristiano dwa lata później i rozbił dla niego bank, chociaż… Nie tylko dla niego. W końcu te 94 bańki za skrzydłowego umiał pogodzić ze ściągnięciem trzech innych, wcale nietanich grajków. Do Madrytu trafili również Benzema, Kaka i Xabi Alonso.
Ronaldo to maszyna, która nawet dziś działa jak doskonale naoliwiony robot. Co prawda w ubiegłej rundzie jesiennej było widać, że Portugalczyk jest po prostu zmęczony, Zinedine Zidane zapowiedział zaś, że będzie bardziej rotował swoim liderem, nadal jednak zmęczony Ronaldo kasuje prawie wszystkich, choćby i w pełni wypoczętych piłkarzy. Dlatego też taką radość czujemy z oglądania każdego jego kolejnego meczu. Pamiętajmy, że już za parę lat obaj kosmici odlecą na swoje planety, a futbol wróci do szarej codzienności, którą żyliśmy przed eksplozją ich talentów.
Oby te “parę lat” trwało jak najdłużej.